XV

667 52 4
                                    

Uciekałam.

Jedyna, nadzwyczajna, najlepsza, najodważniejsza Biedronka uciekała.

Nie wytrzymałam. Przed oczami przewinęło mi się całe życie od momentu, kiedy równie osłupiała stałam pod wieżą Eiflla, a ówczesny Władca Ciem groził Paryżanom, aż do Bitwy Ostatecznej.

To zła nazwa. Powinna się nazywać Bitwą Pośrednią, albo Bitwą Muzealną.

Odchodzę od tematu.

Kiedy tysiące pięknych, białych motylków rozproszyło się i zaczęło latać po całej szkole, wyglądały bardzo niewinnie nawiasem mówiąc, zaczęłam uciekać. Zostawiłam za plecami Adriena, wszystkie te zdezorientowane osoby, czerwoną od braku powietrza Chloe i pognałam do wyjścia, jak Polaczki po promocje w Lidlu.

Żeby było jasne - nie jestem z siebie dumna. Jednak to wszystko tak bardzo mnie przygniotło. Paraliżujący strach opatulił mnie swoim płaszczem by zaraz zostać odepchnięty przez panikę.

Stracę Adriena.

Znowu go stracę i już nie odzyskam. Tym razem nie wróci cudownie, a ja – po pół roku żałoby – już nie wstanę z popiołów. Będę starą panną z butelką wina zamiast kotów, zgrzybiałą wredną i samotną.

Chowam głowę między kolana. Łzy ciekną po policzkach i rozpryskują się na niebieskich, porcelanowych dachówkach. Nie mogę, nie dam rady. Poprzednia walka tak mocno mnie skrzywdziła, tak wiele straciłam, a teraz wszystko miało być już dobrze. Moje marzenia o pięknej przyszłości z Adrienem zostały po raz kolejny barbarzyńsko zdeptane przez mężczyznę w fioletowym wdzianku.

Słyszę za sobą kroki, ale nie podnoszę głowy. Wiem, kto to i dlatego nie ruszam się ani o centymetr. To wszystko jest takie beznadziejne, jestem taka słaba...

— Marinette, o mój Boże!

Obejmuje mnie ramionami, chroni przed światem w swoich ciepłych ramionach. Przedtem nawet nie dostrzegłam, jak mi zimno.

Mówi cos do mnie. Powtarza moje imię, a ja nie reaguję. Wczepiam się tylko w niego, wybucham szlochem aż boli mnie gardło i nie chcę puścić. Nie puszczę, nie pozwolę mu znowu umierać. Nie, nie i jeszcze raz nie.

Coś się we mnie budzi. Nie wiem co, nie wiem jak. Coś mrocznego i nieokiełznanego właśnie zaczyna żyć w moim sercu, a ja nie próbuję tego powstrzymać, bo to dziwne coś daje mi chęć do walki.

Puszczam kostium Czarnego Kota.

Robię to jednak tylko po by stanąć do walki.

***

Następnego dnia jestem chora. Łapie mnie stare, autentyczne przeziębienie od długotrwałego siedzenia na zimnym dachu i dlatego nie idę do szkoły. Adrien również zostaje, ale podejrzewam, że choroba jest tylko kiepskim pretekstem. Boi się o mnie, o moje zdrowie psychiczna, a ja zaczynam żałować, że jest moim mężem. Kocham go nad życie, ale powinien mieć zdrową i silną kobietę, a nie rozmazaną płaczkę.

Te przemyślenia nie poprawiają mi humoru.

Wszystkie media nawet już nie trąbią, one po prostu wrzeszczą o nagłym powrocie super bohaterów do Paryża. Nasze zdjęcia są wszędzie, razem z oklepanymi tekstami o wlewaniu w ludzi nadziei i oświadczeniami, że skoro Biedronka i Czarny Kot znowu bronią miasta wszystko będzie doskonale. Doskonale i świetnie i zadbamy o to właśnie my.

O mojej nagłej ucieczce również jest kilka dosyć artykułów. Jedne gazety zwalają to na brak czasu, mimo że nie użyłam Szczęśliwego Trafu, inne biorą w wątpliwość moje zdrowie psychiczne, co wcale nie odbiega tak daleko od prawdy. Adrien jak tylko to zobaczył, użył na magazynach kotaklizmu by potem zniknąć na cały dzień. Kilka godzin później gazety wydały sprostowanie.

— Marinette? — Drzwi pokoju hotelowego uchylają się i staje w nich Adrien. Chłopak ma zaczerwienione od mrozu policzki, a na jego twarzy maluje się troska — Jak się czujesz?

Unoszę się na poduszkach i spoglądam na chłopaka, który wchodzi do pomieszczenia. To nie jest łatwe. Wyrzuty sumienia przygniatają mnie raz po raz, a ja sama nie za bardzo wiem jak sobie z nimi poradzić.

— Dobrze. Temperatura spadła.

— Wiesz, że nie o to mi chodzi.

Wiem.

Zaciskam powieki i opadam z powrotem na materac, nakrywając się kołdrą pod samą brodę. Moje samopoczucie samo w sobie nie jest złe. Na co dzień jest w porządku, mam wrażenie, ze cały świat nagle magicznie idzie mi na rękę, jednak to jak bardzo jestem słaba ujawnia się dopiero przy pojedynczych incydentach, takich jak wczoraj.

Słyszę ciche rozmowy Plagga i Tikki, dobiegające zza firanki. Dwójka kwami debatuje już kilka godzin i żadne z nich nie jest łaskawe mi powiedzieć, o co chodzi.

— Okropnie. — Trochę prawdy nie zaszkodzi, prawda? Czyżby Adrien miał teraz wyjść, trzaskając drzwiami, tylko dlatego, że mam dziurę w psychice? — Myślałam, że będziemy mieć w końcu trochę spokoju.

Dziwna chęć walki, która obudziła się we mnie wtedy na dachu dalej tli się gdzieś w sercu, ale jest to bardziej dogasający żar niż tak pożądany przeze mnie pożar. Mam wrażenie, że coś przeoczyliśmy, że coś stało się nie tak jak powinno.

Chłopak podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramionami, jednak ja jakby tego nie wyczuwam. Trybiki cały czas mozolnie obracają się w mojej głowie, starając się trafić na rozwiązanie. Adrien coś mówi, coś szepce, ale nie dociera.

Mam to.

Władca Ciem. Zakodował nas na walkę. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do tego schematu, że nawet nie pomyśleliśmy o innej możliwości. Co, gdyby zamiast tracić czas na poszczególne, małe problemy od razu zajęlibyśmy się ich źródłem?

— Wiem.

— Co? — Adrien przerywa swój monolog. Mimo, że mówię prawie bezgłośnie, a on musi się mocno wysilić by usłyszeć rozumie. Rozumie mój tok myślenia i rozumie, co powinniśmy teraz zrobić.

— Musimy znaleźć posiadacza Miraculum ćmy. Poprzednio...Poprzednio bezmyślnie walczyliśmy, nie myśląc o tym, kim on jest i jak pokonać bezpośrednio jego. Dowiedzmy się, kim jest i zajmijmy się nim na samym początku.

W oczach blondyna jawi się iskra, tak dobrze znajoma iskra. Ciepło rozlewa się na sercu, kiedy widzę, ze wszystko wraca do normy, kiedy widzę, że znów możemy być jak dawniej. Świeży, pełni wigoru i godni; godni swej funkcji.

— Co planujesz zrobić, Bugaboo?

— Musimy odwiedzić groby ofiar. Jeszcze tam nie byliśmy, a to nasz obowiązek, nie sądzisz?

_______________________________

Krótko, bo krótko, ale no niestety. Jak już wspominałam (nie wiem, czy tutaj, czy gdzieś indziej), mam przełomowy rok, bo z egzaminami i mam tyle roboty, że nie wyrabiam.

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze - podnoszą na duchu, a wy, jako wyrozumiali czytelnicy, jesteście naprawdę wspaniali! ;)

Mam nadzieję, że się podobało ;)

stingingrose

Razem || miraculousWhere stories live. Discover now