XIII

791 66 5
                                    

- Boże, jest piękny! Jakim cudem ja go wcześniej nie zauważyłam!? - Rose przejechała kciukiem po kamieniach pierścionka zaręczynowego, a następnie przeniosła palce na obrączkę - Jeszcze raz wam gratuluję, Marinette.

- Dzięki Rose - uśmiechnęłam się do blondynki. Nie szczędziła mi gratulacji, a pytania sypały się jak z rękawa.


Stojąca obok niej Juleka jak zwykle posłała mi swój nieśmiały uśmiech, zerkając jednocześnie na coś ponad moim ramieniem. Odwróciłam się, natrafiając wzrokiem na Adriena, wesoło gawędzącego z Nino, Luką i Nathanielem. Rudowłosy miał markotną minę, ale przysłuchiwał się rozmowie ze sporym zainteresowaniem.

- A jak tam u was? Jakieś miłosne podboje? - zapytałam odwracając się z powrotem do dwójki dziewcząt, a każda z nich spłoniła się rumieńcem.

- Rose utrzymuje kontakt z Księciem Alim - odparła Juleka, wymownie zerkając w kierunku sufitu. Jej czerwone kontakty skutecznie utrudniały mi odczytanie emocji malujących się w jej oczach.

- Tak, napisał do mnie niedawno na Facebooku. Jakoś tak wyszło. Przyjeżdża tu za tydzień! - blondyneczka klasnęła w dłonie, a ja wyszczerzyłam zęby, ciesząc się z jej szczęścia.

-Gratulacje. Juleka?

- Oh, ja...em... nie, ja nadal singielka - odparła trochę za szybko, dalej nie mogąc oderwać wzroku od chłopców za moimi plecami.

- Nie bądź taka skromna Juleka - Rose szturchnęła ją łokciem pod żebro i, zgodnie z moimi przypuszczeniami, wskazała podbródkiem młodego Kurtzberga. - stara się poderwać Natha.

- Wcale nie - obruszyła się właścicielka fioletowych włosów, purpurowiejąc.

- Oj, chyba jednak tak - droczę się z nią, a ona spuszcza głowę, jednak na jej ustach czai się cień uśmiechu.

- Czy myślisz, że powinnam do niego zagadać?

Podekscytowana zaciskam dłonie w pięści. Bardzo się cieszę, że Juleka w końcu wchodzi w towarzystwo.Zawsze była nieśmiała i wycofana, a za każdym razem, kiedy próbowałam wyciągnąć ją z tej ochronnej bańki jaką wokół siebie nadmuchała jeszcze bardziej uciekała od ludzi.


- Jasne, że tak? W końcu...

- MARINETTE DUPAIN-CHENG!

Odwracam się gwałtownie, kątem oka zauważam jak Adrien robi to samo. Lata wrzasków zaakumanizowanych nauczyły nas szybkich reakcji i dostrzegania zagrożenia.

- Gdzie jest ta piekarzówna!? Chodź tu i się nie stresuj! Po prostu zapłacisz za krzywdę, którą mi wyrządziłaś!

Przez ścisk panujący na korytarzu przeciska się drobna postać. Blond włosy podtrzymuje perłowa opaska, a oczy - podkreślone niemiłosiernie mocnym makijażem - strzelają gromami na każdego, kto tylko stanął jej na drodze. Wystarczyło jedno muśnięcie palców by dotknięta osoba podążyła z nią wykrzykując bez ładu i składu różne hasła najczęściej mające na celu obrazić mnie, bądź wysławiać rozsierdzoną Chloe.

Serce na moment mi zwalnia by potem zacząć bić w szaleńczym tempie. Już tyle razy widziała podobne sytuacje, tyle razy stawiałam im czoła, jednak teraz jedyne co jestem w stanie zrobić to stać niczym słup soli, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę.

Co do jednego nie miałam wątpliwości.

Chloe była zaakumanizowana.

***

Kolejne chwile są zamazaną plamą w mojej pamięci. Czułam mocny uścisk Adriena na swoim ramieniu, jego oddech na karku i ruszałam nogami, jednak nie pamiętam jego słów, ani nawet jak wyglądał korytarz, którym mnie prowadził. Blondyn znalazł jakąś pustą klasę i zamknął drzwi na klucz, czekający spokojnie w zamku. Mogliśmy nareszcie spokojnie porozmawiać. A raczej moglibyśmy gdyby nie atak paniki, która doszczętnie opanowała każdą komórkę mojego ciała.

- Marinette, musisz się uspokoić. - Adrien wbija mi palce w ramiona, a ból sprowadza mnie gwałtownie na ziemię. Nogi uginają się pode mną i gdyby nie Adrien moja twarz miałaby niezbyt przyjemne spotkanie z podłogą.

- Jak? - udało mi się wyszeptać, kiedy przyciśnięta do klatki piersiowej Adriena starałam się ogarnąć umysłem, co tu się właśnie stało. - Przecież go pokonaliśmy, przecież...to miał być już koniec, jak...?



Ramiona mi drżały, a po policzkach ciekły łzy. Strach zaciskał się pętlą na moim gardle, a mi co raz trudniej było złapać oddech. Pokonaliśmy go. To miał być już koniec.

- Wiem, Marinette, wiem - przyciska mnie mocniej do swojego ciała, a ja staram się przejąć choć trochę jego spokoju - ale coś musiało się stać, może udało mu się przeżyć...

- Widziałam jak umierał! - wywrzeszczałam. Nie mogłam tego nazwać krzykiem. Po prostu wydzierałam się na chłopaka, nie potrafiąc zapanować na szarpiącymi wnętrze emocjami. Wyrwałam się z jego ramion. Czułam gorąc wściekłości na policzkach i wiedziałam, że muszę wyglądać strasznie. - Widziałam jak przygniótł go gruz, to niemożliwe by przeżył! Słyszysz!? Niemożliwe!

Adrien spojrzał na mnie z widocznym przestrachem i troską. Ścisk w żołądku wywołany brakiem reakcji z jego strony sprawił, że opadłam na kolana i zaczęłam spazmatycznie łapać oddechy. Już wolałabym by wrzeszczał, by powiedział mi, co o mnie sądzi, o mojej słabej psychice i paskudnym charakterze jednak on tylko siedział. Siedział i się przyglądał, tak jak to ma w zwyczaju, nie okazując najmniejszych przejawów jakiejkolwiek złości.

- Marinette, nie wzięliśmy wtedy broszki. Może ktoś ją znalazł i... Nie wiem. Nie mogę Ci nic powiedzieć, bo wiem tyle samo co ty. Wiesz jednak co powinniśmy zrobić.

Spojrzałam w kierunku swojej torby, która musiała spaść mi z ramienia podczas wybuchu wściekłości. Doskonale wiedziałam, że Tikki z Plaggiem - tkwiącym beztrosko w kieszeni Adriena - przysłuchiwali się całej rozmowie, dając mi czas. Czułam się okropnie. To ja zawsze parłam do przodu, skacząc na głęboką wodę. To ja zawsze brałam wodze w ręce i prowadziłam innych do zwycięstwa. Jednak teraz jestem taka słaba, taka przerażona...

- Wiem . - Spojrzałam na swoje dłonie, unikając jego wzroku - Wiem i naprawdę tego chcę, ale jestem teraz bezużyteczna. Tak bardzo się boję...

- Czego się boisz, Marinette?

Słowa Adriena sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czego ja się faktycznie boję. Porażki? Tego, że nie dam rady? Tego, że zawiodę tych wszystkich ludzi, którzy czekają na jakiś znak życia od zaginionych bohaterów?

Co sprawia, ze zimne szpile strachu przeszywają moje serce, nie chcąc dać mi spokoju?

- Nie wiem.

Złapał moją dłoń i przycisnął jej wierzch do swoich ust. Ciepło jego warg uspokoiło mnie i wlało we mnie dziwne uczucie melancholii.

- Wiem, że ci ciężko Marinette. Mnie też. Ale to nasz obowiązek i trochę też styl życia, nie uważasz? - zaśmiał się cicho - po prostu tam wyjdźmy i udowodnijmy temu Władcy Ciem, że kimkolwiek jest i tak go pokonamy. Bo Biedronka i Czarny Kot się nie poddają prawda?

Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, zatrzymując się na oczach, wystających kościach policzkowych i ułożonych w delikatny uśmiech ustach. Po raz pierwszy przez strach przebiło się podniecenie i szczęście wywołane powtórną przemianą w Biedronkę.

- Prawda.


Razem || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz