XI

876 66 12
                                    

— Że co przepraszam!? — gwałtownie się rozbudziłam i wyrwałam mu z ręki bilety.

Paryż, Marinette i Adrien Agreste, odlot dzisiaj o siedemnastej.

— Nie zgadzam się na to.

— Marinette — Adrien podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach, zmuszając do spojrzenia mu w oczy — nie pozwolę, by coś ci się stało, tylko dlatego, że spodobałaś się jakiemuś psycholowi!

— Adrien, ja nie chcę wracać do Francji — w kącikach oczu pojawiły mi się łzy — nie było mnie tam, wyjechałam bez słowa, nawet naszego domu na klucz nie zamknęłam. Nie umiałam tam wysiedzieć, rozumiesz!?

Wiem, że histeryzuję i chyba Adrien też tak uważa.

— Histeryzujesz Marinette — odsunął się o krok — ja tam będę, a wszystkim wokoło będzie dało się to wytłumaczyć. Musisz mi zaufać. Chcę cię tylko chronić.

Odwracił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Starał się to ukryć, ale ja i tak wiem, że jest wściekły. Po raz kolejny zadziwił mnie swoim opanowaniem. Przez całe cztery lata naszej znajomości ani razu jeszcze na mnie nie nakrzyczał, mimo, że czasami wyraźnie miał taką ochotę.

Usiadłam z powrotem na materacu i schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego to wszystko musi być takie ciężkie?

___________________

Mimo moich obaw kilka godzin później znaleźliśmy się na lotnisku. Starałam się wyperswadować mojemu mężowi wyjazd, jednak to jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że musimy wyjechać natychmiast. Jak on to ujął "obiecaliśmy sobie zacząć wszystko od nowa, a ten kraj będzie kojarzył ci się tylko z żałobą i natrętnymi typkami". Chcąc nie chcąc miał rację. Mieliśmy odciąć się od przeszłości i Motylka i nareszcie w spokoju nacieszyć się sobą.

— W porządku. Możemy jechać. Ale nie wybaczę Ci, że tego ze mną nie ustaliłeś — zastrzegłam, zgadzając się na jego spontaniczny plan. On tylko uśmiechnął się tym swoim jednym kącikiem po czym wsadził spakowane walizki do bagażnika.

Po odprawieniu bagażu i odsiedzeniu swojego na lotnisku w końcu wsiedliśmy do samolotu. Nerwowo wbiłam paznokcie w miękkie obicie fotela i wygląfnęłam przez okno, starając się nie patrzeć na siedzącego obok chłopaka. Poczułam, jak jego palce muskają moje przedramię, ale nie odwracam się. W końcu Adrien odpuścił.

Lot minął spokojnie, gorzej z wyładowywaniem bagaży. Czekaliśmy przy taśmie trzydzieści minut zanim  nasze srebrne walizki w końcu spadną na blok. Adrien zabrał je wszystkie, po czym wręczył mi dwie i skierowaliśmy się na postój taksówek.

— Jesteś na mnie zła, prawda? — spytał blondyn już w pojeździe. Po raz pierwszy odkąd wylecieliśmy z Polski spojrzałam na niego.

— Nie — przyznaję zgodnie z prawdą — po prostu za bardzo przypominało to ucieczkę.

Chłopak pokiwał głową.

— Może i tak, ale to był jedyny sposób, by się zmyć. Ten twój Alfred raczej nie powinien szybko domyślić się gdzie jesteśmy.

— Antek — poprawiłam go już odruchowo, a on patrzy na mnie krzywo — gdzie będziemy mieszkać? Przypominam Ci, że nikt poza naszymi rodzicami nie ma bladego pojęcia, że jesteśmy małżeństwem.

— Najpierw zobaczymy nasz stary dom. A potem jakoś się to ogarnie.

Wymamrotałam pod nosem coś dla niego niezrozumiałego. Podejrzewałam, że nie będzie zadowolony, gdy zobaczy nasz dom. Jak już wspomniałam nawet nie zamknęłam drzwi na klucz, zostawiając na wierzchu takie przedmioty jak na przykład laptop, drukarka, czy klucze od gabinetu.

Razem || miraculousWhere stories live. Discover now