V

977 71 29
                                    

Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu obudziłam się z uśmiechem, a nie z chęcią zastrajkowania i zostania w łóżku na zawsze.

Chwilę pozostawałam w tym błogim stanie, aż nie skapnęłam się, że na kanapie ( na której wczoraj rzekomo zasnęliśmy razem) leżę sama. Ani śladu Adriena, ani śladu jego koszulki, która powinna gdzieś tu leżeć i ani śladu Plagga, jęczącego o ser gdzieś pod sufitem.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Pusto. Tylko Tikki drzemiąca sobie spokojnie na żyrandolu.

Usiadłam i schowałam twarz w dłoniach opierając łokcie o kolana. Miałam ochotę znowu się rozpłakać, ale co to da? Czy to cofnie mój piękny, pijacki sen i chwilkę nadziei, którą mi dał?

Wstałam z kanapy i zrzuciłam koc na podłogę. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Lodowata woda spływała po moim ciele łącząc się z ciepłymi łzami.

Gdy stanęłam z powrotem na zimnych kafelkach i spojrzałam w lustro przeraziłam się samej siebie. Papierowa cera, podkrążone oczy, opuchnięte od ciągłego płaczu, zgarbiona, zrezygnowana postawa i włosy sterczące na wszystkie strony.

Ubrałam się w te same ciuchy co od pół roku (bojówki, bluzę i T-shirt) i wyszłam z łazienki nie przejmując się nawet czesaniem włosów. Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę, by zaparzyć sobie kawę. Może ten okropny, czarny płyn wypełni to cholerne uczucie pustki.

Wsypałam fusy do kubka i zaparzyłam. W tym momencie otworzyły się drzwi mieszkania, a ja podskoczyłam tak, że prawie wylałam na siebie wrzątek.

- Już jestem Marinette!

Odstawiłam kubek w obawie, że go upuszczę i ostrożnie przeszłam do halu.
Stał tam. Podeszłam do niego i się przytuliłam, tak, że znowu nie mógł mnie od siebie odkleić.

- Ty naprawdę żyjesz - zaśmiałam się - a ja myślałam, że znowu się upiłam i to wszystko mi się śniło.

- Poszedłem tylko do siebie się przebrać. Co jak co, ale nie mam zamiaru usłyszeć od ciebie, że śmierdzę - wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.

- Ty? Spójrz lepiej na mnie, co ja ze sobą w tym czasie zrobiłam. Totalnie przestałam o siebie dbać.

Przyjrzał mi się uważnie.

- Dla mnie nadal jesteś piękna, ale jak chcesz możemy coś potem na to poradzić.

Otoczył mnie ramionami w szybkim przytulasie, a następnie zdjął buty i wszedł do kuchni. Upił łyk mojej kawy i skrzywił się. Na widok jego miny ponownie się za śmiałam.

Blondyn w odpowiedzi wylał pół kawy do, zlewu i zanim zdążyłam zareagować dolał do reszty mleko i dosypał cukier. Zamieszał i podał mi z powrotem kubek.

- Masz. Teraz spróbuj.

Nieufnie chwyciłam podane mi naczynie i wzięłam łyczek.

- Mmm, Adrien, to jest pyszne! A ja przez tyle czasu nienawidziłam kawy.

- Mam śniadanie - odparł chłopak pokazując dwie papierowe torby z tostami. Rozłożył je na talerzykach i położył na stole. Usiadłam przy jednym krześle, a on naprzeciwko mnie.

Podczas jedzenia nie umiałam oderwać od niego wzroku. Dopiero co się odnaleźliśmy, a  robimy tak banalne rzecz jak picie kawy, czy jedzenie tostów.

- Chcesz wracać do Francji, Marinette? - zielonooki przerwał ciszę pi paru minutach. Gdy tylko usłyszałam to pytanie, skuliłam się w sobie.

- Nie wiem - odparłam po dłuższej chwili - jak zareagują na mnie ludzie? W dwie godziny się spakowałam i wyleciałam nie żegnając się z nikim i nie dając znaku życia przez pół roku.

- Bo ty byłaś prawie nieżywa przez pół roku - wtrąciła Tikki wlatując do kuchni razem z Plaggiem - w zeszłym tygodniu tak się upiła, że przespała cztery, a potem znowu dwa dni. Nie mówiąc już o tym, że zachowywała się jak trup.

Czerwone kwami podebrało mi kawałek tosta, a ja siedziałam ze spuszczoną głową czując jak pieką mnie policzki.

- Marinette, czy to prawda? - usłyszałam głos Adriena. Pokiwałam głową.

- Marinette, spójrz na mnie - podniosłam głowę, jednak zielone oczy chłopaka były skierowane nie na moją twarz ale na moje nadgarstki - i zdejmij bluzę.

- Ej, ty, niewyżyty! - Plagg zaczął machać kawałkiem camemberta przed twarzą blondyna - ty głupi? Tikki ci tu coś ważnego mówi, a ty chcesz...

- Po prostu zdejmij bluzę, Mariś i pokaż mi swoje ręce - przerwał mu osiemnastolatek, a Plagg natychmiast umilkł - Tikki, Plagg, zostawcie nas samych.

Obszedł stół i kucnął przy moim krześle. Odwróciłam się tak, by siedzieć do niego przodem i powoli zdjęłam wierzchnie okrycie.

Gdy tylko materiał upadł na podłogę, Agreste złapał moje nadgarstki i obejrzał je dokładnie.

- Marinette, dlaczego? - spytał łamiącym się głosem.

- Ja... Nie umiałam sobie poradzić - odpowiedziałam pustym głosem, wbijając martwy wzrok w cztery podłużne blizny na prawym nadgarstku i trzy na lewym - a potem pomyślałam, że gdybyś żył, to byś tego nie chciał. Więc przestałam.

- Żyję - odparł - i masz rację. Nie chcę tego.

Pomału, po kolei pocałował każdą z moich blizn, a następnie podniósł się z ziemi.

- Ubieraj się - rozkazał - rozpoczynamy akcję "dawna Marinette"

---------------------------------------

Adrien naprawdę się postarał z tą akcji. Najpierw zabrał mnie do fryzjera, a po wyjściu od niego znów wyglądałam jak pół roku temu. Z dwoma kitkami do ramion.

- Lepiej? - zapytał, patrząc z zadowoleniem na moją fryzurę. Uśmiechnęłam się.

- Lepiej - potwierdziłam.

- To teraz - wskazał palcem gigantyczną galerię - na zakupy. Wybierasz co chcesz.

- Adrien ja nie mogę - pociagnęłam go za rękę - to za dużo.

- Marinette - odwrócił się do mnie i przysunął swój nos do mojego - chcę byś znów cieszyła się z życia i mogła pokazać się na ulicy nie powtarzając co pięć sekund, że wyglądasz jak trup. Wiem, że to moja wina, więc pozwól sobie pomóc.

- To nie twoja wina - odpowiedziałam, ale pozwoliłam się pociągnąć w stronę galerii.

Kilka godzin później weszliśmy do mojego mieszkania z naręczem toreb wypchanych ciuchami i butami. Zaraz po przyjściu mój ukochany wywalił wszystkie moje stare ciuchy. Glany, bojówki, czarne bluzy, a nawet mój czarny plecak wylądowały w wielkim kontenerze. Zamiast nich posiadałam teraz różnokolorowe marynarki, dżinsy, balerinki i adidasy, a żadna z tych rzeczy nie była ciemnego koloru, nie licząc jednej sukienki.

Ja sama ubrana byłam w tej chwili w dżinsy nad kostkę, biały top i granatowy żakiet.

Gdy otworzyłam pusta szafę by rozpakować to wszystko, Adrien złapał mnie za łokieć i pokręcił głową.

- Nie rozpakowywuj się Marinettka. Raczej pakuj. Jutro wprowadzasz się do mnie.

----------------

Hejka

Co tu dużo mówić

Kolejny rozdział. Trzeci(?) dzisiaj.
Jeśli i się podoba zostaw pi sobie jakiś ślad!

Do  następnego 😘😘😘

stingingrose

Razem || miraculousWhere stories live. Discover now