VII

987 66 23
                                    

Wtedy zadzwonił dzwonek.

Anna z Frankiem odwrócili się i poszli w kierunku drzwi do klasy. Szeptali coś między sobą, co jakiś czas zerkając to na Antka, to na mnie.

Ja i Adrien ruszyliśmy za nimi.

- Kot, hę? - szepnął mi na ucho blondyn, kiedy wchodziliśmy do sali.

- Musiałam - uśmiechnęłam się do niego z niewinną minką.

- Twoje poczucie humoru jest naprawdę niezwykłe - mój mąż przewrócił oczami, ale uśmiechnął się jednym kącikiem ust.

- Lepsze niż twoje kocie suchary - odparowałam, siadając na twardym krześle.

- Lepsze suchary, niż zbieżność nazwisk - odparł blondyn, siadając w ławce za mną.

Nauczycielka weszła do klasy. Na szczęście (albo nieszczęście) pierwszą lekcję prowadziła pani Klanek.

- Dobrze, a więc dzisiaj jak już pewnie zauważyliście mamy nowego ucznia. Może powiesz coś o sobie? - zapytała zielonookiego, takim tonem,jakby znała go od wieków, a nie widziała po raz pierwszy.

Adrien na widok kobiety zmarszczył brwi, ale podniósł się, przedstawił swoim fikcyjnym imieniem i nazwiskiem i pozmyślał parę rzeczy o sobie. Gdy skończył, blondynka pokiwała głową i zaczęła prowadzić zajęcia.

Po dzwonku na przerwę szybko spakowałam się i podeszłam do ławki blondyna. Wyraźnie się ociągał, jakby chciał by wszyscy ludzie wyszli przed nami.

- Adrian, Laura, Antek. Pospieszcie się! Mam dyżur! - zawołała pani Klanek stojąc przy drzwiach i szukając klucza do sali w obszernej torebce.

Całą trójką wyszliśmy z pomieszczenia. Oparliśmy się plecami o ceglanej mur. Gdy tylko nauczycielka zniknęła za rogiem, Antek oderwał się od ściany i złapał Adriena za łokieć. Przyglądałam się przestraszona jak ciemnooki łapie chłopaka za gardło, przyciska go do cegieł i przybliża swoją twarz do jego.

- Słuchaj przystojniaczku - warknął Antek - Marinette jest moja, a ty się lepiej z nią TYLKO przyjaźnij - dał specjalny nacisk na przedostatnie słowo po czym puścił gardło zielonookiego.

- Antek, co ty robisz!? - zapytałam oburzona, podczas gdy Adrien rozcierał sobie krtań.

- Zaznaczam swój teren - szatyn uśmiechnął się zadziornie i przybliżył się do mnie z zamiarem cmoknięcia mnie w usta. Zniesmaczona odwróciłam głowę, tak, że jego ciepłe wargi trafiły w policzek. Po chwili położyłam swoją dłoń na jego twarzy i odepchnęłam mocno. Chłopak w odpowiedzi zaśmiał się, odwrócił i odbiegł w głąb korytarza.

- Co to było!? - zapytałam wyciągając z kieszeni chusteczkę i przejechałam nią po policzku, zmywając z niego mokry ślad.

Adrien zmarszczył brwi i spojrzał na mnie spod byka.

- Liczyłem, że ty mi to wytłumaczysz. Omal nie zmiażdżył mi gardła..

Westchnęłam i przywołałam w myślach sensowne słowa, by następnie je wypowiedzieć.

- Zaprosił mnie na randkę. Odmówiłam. A teraz chyba uważa mnie za swoją dziewczynę, a to była demonstracja zazdrości...

- O nie! - blondyn jeknął z rezygnacją - tam ta ruda sarna, teraz on, a wszyscy myślą, że mają prawo się do ciebie dobierać, bo nikt nie zauważa tej cholernej obrączki!

- Wiesz dobrze, że nikomu nie możemy o tym powiedzieć. A po za tym przez pół roku uważałam się za wdowę - po wypowiedzeniu ostatniego słowa, poczułam jak dreszcz przebiega mi po plecach - nie za bardzo myślałam kto zwraca na mnie uwagę, a kto nie, bo ja wszystkich miałam kulturalnie w czterech literach.

Zielonooki zaśmiał się z ulgą na to stwierdzenie, po czym objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Trwaliśmy w uścisku przez kilkanaście sekund, aż zadzwonił dzwonek na kolejną lekcje.

Oderwaliśmy się od siebie i pognaliśmy w kierunku pracowni chemicznej.

-----------------------------

Cały dzień minął w miarę spokojnie. Dopiero przed ostatnią lekcją coś zaczęło się dziać. Otóż, potknęłam się o plecak, który ktoś położył na mojej drodze i gdyby nie Adrien nadźgałabym się na scyzoryk leżący sobie na środku korytarza.

Piętnaście minut przed ostatnim dzwonkiem półka znajdująca się tuż nad moim krzesłem urwała się i z dwadzieścia segregatorów spadło na mój stół. Na moje szczęście nauczycielka wezwała mnie akurat do tablicy, dlatego nic złego się nie stało.

Gdy razem z modelem wracaliśmy do domu usłyszałam nad swoją głową okropny rumor.

- Marinette! - usłyszałam wrzask Adriena i po chwili poczułam jak popycha mnie do przodu. Upadliśmy na beton i przeturlaliśmy się kilka metrów.

Blondyn pomógł mi wstać. Spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stałam. Na chodniku leżało roztrzaskane kilkadziesiąt, ciężkich dachówek. Pod wpływem adrenaliny, uciekającej nagle z mojego ciała, zaczęłam się trząść. Adrien objął mnie ramieniem i bez słowa skierował się do domu.

Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi mieszkania, rzuciłam otwarty plecak na podłogę i pognałam na górę do łazienki. Zamknęłam drzwi na zamek i oparłam się o umywalkę, starając się uspokoić oddech.

Było mi tak cholernie wstyd.

Kiedyś takie akcje zdarzały się codziennie. Walczyliśmy że złoczyńcami i zawsze wygrywaliśmy. Owszem, czasami się bałam, ale zawsze udawało mi się przezwyciężyć strach. A teraz? Głupie dachówki prawie spadły mi na łeb, a ja zaczynam histeryzować.

Spojrzałam w lustro.

To nie byłam ja. To nie była ta sama Marinette, sprzed pół roku. A już na pewno nie odważna, niezwyciężona Ladybug.

Wtedy z dołu dobiegł podniesiony głos Adriena. Nie rozróżniałam słów, ale wiedziałam, że jest wściekły. Po chwili chłopakowi odpowiedział piskliwy głosik Tikki.

Parę sekund później łazienkowe drzwi zatrzęsły się od miarowych uderzeń.

- Marinette otwórz.

Stałam nieruchomo. Wiedziałam, co właśnie znalazł. I nie chciałam stawać z nim teraz twarzą w twarz.

- Marinette Agreste! Otwórz żesz te cholerne drzwi.

Na sztywnych nogach podeszłam do wyjścia i spełniłam jego prośbę. Wyszłam na korytarz wbijając wzrok w moje buty. Skuliłam się w sobie czekając, aż mnie skrzyczy. Ale nie zrobił tego. Staliśmy w milczeniu.

Po chwili strachliwie podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. Po policzkach mojego męża spływały łzy, a w ręku trzymał małą, białą buteleczkę.

- Dlaczego psychotropy, Mari? - zapytał ochrypłym szeptem.

Teraz moje policzki również stały się mokre.

- Używałam ich bardzo rzadko. Przysięgam.

- Ale... Czemu?

- Bo chciałam zapomnieć...

Buteleczka wślizgnęła mu się się z ręki i upadła na podłogę. Adrien w jednej chwili znalazł się obok mnie i poczułam jak mnie przytula.

- Przepraszam Marinette - usłyszałam obok swojego ucha - przepraszam, że straciłem pamięć. Przepraszam, że pozwoliłem Ci dopuścić się do takiego stanu.

Razem || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz