13 marca, dwa lata temu
Dziesięć dni. Tyle czasu unikałam Milka. Moje zezowate szczęście mi w tym pomogło, bo 7 marca obudziłam się z wysoką temperaturą i dopiero dzisiaj miałam wrócić do szkoły. Jego telefony ignorowałam, a Ola podtrzymywała tą wersję, tłumacząc mu, że ona też nie może się do mnie dodzwonić, bo pewnie śpię. Dzisiaj jednak muszę iść do szkoły.
- Wiktoria, jak miło Cię znowu zobaczyć. – Kamil stał zaraz za drzwiami, jakby na mnie czekał. Złapał mnie pod rękę i pociągnął w kierunku przeciwnym niż szatnia. – Chyba mnie nie unikałaś? – zaśmiał się lekko. Mi nie było do śmiechu. Nie chciałam go unikać, ale wolałabym się spotkać z nim na moich zasadach.
- Ciebie też dobrze widzieć, ale wiesz szatnia jest w drugą stronę. – chciałam się obrócić, ale mi nie pozwolił.
- Tak, wiem. Ale musimy porozmawiać. – pociągnął mnie jeszcze kawałek i gdy w jego mniemaniu byliśmy w odpowiednim miejscu usiadł na ławce i poklepał miejsce obok siebie. Opadłam na nie. Patrzył na mnie ze smutkiem, a ja nie wiedziałam o co chodzi. – Coś się stało? – Popatrzyłam na niego nieprzytomnie. – No wyjaśnij mi co się stało? –
- Nie mam pojęcia o co Ci chodzi. – spojrzałam na swoje ręce i zaczęłam się bawić moją bransoletką.
- Wika, nie rób ze mnie kretyna! Dobrze wiem, że nie sypiasz w dzień, nawet jak jesteś chora. Dziwne, że Olka opowiadała waszym koleżankom, co u Ciebie, a potem mi wciskała kit, że nie może z Tobą porozmawiać. – kucnął przede mną i złapał mnie za ręce. Podniosłam na niego wzrok i lekko się uśmiechnęłam.
- Nic się nie stało. Tym razem tak źle się czułam, że przysypiałam. A Olka potrafi zadzwonić do mojej mamy i to właśnie najczęściej robiła. – zaśmiałam się lekko, patrząc czy mi uwierzył. W jego oczach widziałam zawahanie, ale potem pokiwał głową.
- Okej. Ale wszystko jest między nami dobrze? – przybrałam jak najlepszy uśmiech na twarzy.
- Jak najlepiej! - moje serce rozpadało się w tym czasie po raz kolejny.
Sobota, chwila obecna
Ola wieczorem poszła na zakupy. Gdy przyszła do mnie do pokoju, żeby to powiedzieć pokiwałam tylko głową i naciągnęłam kołdrę na głowę. Pomruczała coś o zgubnych skutkach alkoholu. Słysząc to z jej ust musiałam się zaśmiać. Nie skomentowałam tego. Poza tym, to że siedziałam ciągle pod kołdrą nie było już tyle związane z moim kacem, co z moją straconą godnością. Nie miałam pojęcia co Milek do mnie mówił, a tym bardziej co ja mu nagadałam. Bałam się wstać z łóżka, bo Olka kazałaby mi jeszcze dzwonić do niego. A tak, nie poczułam się lepiej, nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Nie pomagało mi to wcale, bo w głowie miałam całą wizję scenariuszy tego co narobiłam i nagadałam mu. Westchnęłam ciężko, odkryłam kołdrę i sięgnęłam po telefon. Odebrał po jednym sygnale.
- Jak się czujesz? – usłyszałam w jego głosie nie ukrywaną troskę.
- Lepiej. – nie wiedziałam, że mój głos jest tak zachrypnięty dopóki nie usłyszałam go jako pogłosu w telefonie. Po tym zapadła cisza.
- Słuchaj...
- Słuchaj, - powiedzieliśmy to w jednym czasie, co spowodowało u nasz wybuch śmiechu. Całe napięcie zeszło z nas momentalnie. – Mów pierwszy. –
- Nie, ty mów. – przewróciłam oczami, ale wiedziałam, że z nim nie wygram.
- Okej. – westchnęłam i próbowałam ubrać moje myśli w słowa. – Milek, chciałam zapytać co Ci naopowiadałam wczoraj, a w zasadzie to chyba dzisiaj? – zaśmiał się cicho. – To nie jest śmieszne!
- Ale nic nie mówiłaś, naprawdę nie masz się czym martwić. – odetchnęłam z ulgą, ale zaczęłam się zastanawiać co w takim razie on mi powiedział.
- Dobra, powiedzmy, że Ci wierzę. Co w takim razie ty mi mówiłeś? – przez chwilę słyszałam w słuchawce tylko jego oddech.
- Nic takiego, uspokajałem Cię. Wybacz, ale muszę kończyć. – i rozłączył się. A ja byłam pewna, że coś kręcił.
YOU ARE READING
Forget, forgot, forgotten...
RomanceKiedyś nadchodzi czas, żeby zapomnieć co było wcześniej. Ale ona nie chce. Próbuje iść dalej, ale ciągle wraca tam gdzie to wszystko się zaczęło...