Rozdział 16

7 1 0
                                    

30 stycznia, rok temu

Studniówka rozkręciła się w najlepsze. Pomimo zakazu alkoholu, połowa maturzystów była już pijana. Druga połowa udawała, że wcale nie jest jej żal, że nie wpadła na skuteczny pomysł przeszmuglowania alkoholu. Ola szalała gdzieś na parkiecie z Bartkiem, a oboje byli tak nieprzytomni, że zastanawiałam się jak wytłumaczę jej rodzicom jej stan. Żal mi było chłopaka, z którym moja przyjaciółka przyszła na studniówkę, jednak tylko do czasu. Jakieś pół godziny temu widziałam, jak całuje się z dziewczyną z równoległej klasy. Widać wcale nie przeszkadzało mu, że jego partnerka prawie cały wieczór spędza z kimś innym. Ja wspaniałomyślnie odstąpiłam Kamila na jeden taniec koleżance z klasy. Żartuję. Ona cały wieczór za nami chodziła. Jej pech chciał, że Milek nie specjalnie chciał mnie zostawić. W końcu kazałam mu się zgodzić, bo nie odczepiła by się od nas do końca, chyba. Tak oto wylądowałam przy naszym stole, przy którym aktualnie dwóch moich kolegów na kartce rozrysowywało stan zapasów wódki. Bawiło mnie to z jakim zacięciem liczyli ile powinno być, a ile mają.

- Mam nadzieję, że teraz się odczepi. – Kamil opadł na krzesło koło mnie i przez chwilę również zapatrzył się na chłopaków, którzy w końcu chyba doliczyli się ile im zostało, bo z nieukrywaną radością wstali wyciągnąć kolejną butelkę.

- Tak Ci w kość dała? – widziałam jak ta koleżanka właśnie stała z nietęgą miną ze swoim partnerem, który wydawał się być mocno pod wpływem, a jej się to zdecydowanie nie podobało.

- Daj spokój. Ale w gruncie rzeczy to Twoja wina, więc musisz mi to jakoś wynagrodzić. – uśmiechnął się łobuzersko i popatrzył mi w oczy. Czułam jak wali mi serce, ale wytrzymałam jego wzrok.

- Tak? A jak ty sobie to wyobrażasz? – atmosfera zgęstniała, a ja widziałam w oczach mojego przyjaciela coś, czego nie potrafiłam do końca zdefiniować. Zastanawiałam się jak to się rozwinie, kiedy całą magię chwili przerwał krzyk.

- TOORIIII! NASZA PIOSENKAAA! – huragan Aleksandra. Moja przyjaciółka wpadła na mnie, złapała za rękę i pociągnęła na parkiet.

- Zabiję Cię, masz tego świadomość? – ale Ola nie przejęła się mną w ogóle tylko gibała się w rytm piosenki, wykrzykując jej tekst. Ponad jej ramieniem zobaczyłam roześmianego Milka. Dobrze, że chociaż jego ta sytuacja bawi...

Piątek, chwila obecna

- Mileeek! Ja naprawdę muszę się napić! – od godziny nie pozwolił mi się zbliżyć do baru. Olki nie widziałam od czterech, czyli odkąd przyszłyśmy.

- Nie ma mowy! Tą swoją fobią społeczną wlałaś w siebie tyle alkoholu, że nie wiem jak ty stoisz jeszcze prosto. – zachichotałam i chciałam się skłonić teatralnie, żeby udowodnić mu, że wszystko jest super. Nie było jednak super, bo zachwiałam się i gdyby nie to, że mnie złapał to piętnastocentymetrowe szpilki Oli, zostały by oskarżone o spowodowanie trwałego uszczerbku na zdrowiu.

- Dziękuję za troskę, ale jak wiesz jestem dorosła i wiem co mi wolno, a co nie. – wyrwałam się z jego objęć i skierowałam swoje kroki w stronę baru. Daleko nie zaszłam, gdy złapał mnie za rękę i pociągnął w całkowicie innym kierunku. Nawet nie próbowałam się szarpać. Gdzieś chyba mignęła mi Ola, ale nie dane mi było się temu przyjrzeć bardziej, bo znalazłam się przed klubem. Październikowe powietrze uderzyło we mnie całą swoją mocą. – Oszalałeś?! Tu jest lodowato.

- Wiem. – uśmiechnął się do mnie szelmowsko. – Szybciej się ogarniesz. – pokazałam mu język, ale coś w tym było, bo już po chwili zaczęłam wyraźniej widzieć świat.

- Dobra, może masz rację, a możemy już wrócić? – Milek zaśmiał się cicho, ale pokazał mi ręką, że droga wolna. Nie musiał mi dwa razy powtarzać, bo już po sekundzie byłam w środku. Nie byłam w stanie jednak stwierdzić czy dobrze mi zrobiło to otrzeźwienie, bo znowu czułam się źle wśród ludzi. Skierowałam się w stronę, która mogła mnie uratować.

- O nie, nie, nie! – Milek złapał mnie za rękę i pociągnął na parkiet. – Nie po to Cię otrzeźwiałem, żebyś się zapiła znowu. Idziemy tańczyć. – prychnęłam na niego oskarżycielsko, ale w sumie podobało mi się jak się o mnie troszczył. Jego ręce obejmowały mnie w pasie, jakby się bał, że zaraz ucieknę (pewnie tak było, ale raczej bał się, że pobiegnę do baru). Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i przez chwilę wszystko było mi obojętne. Mój spokój nie trwał jednak zbyt długo, bo już po chwili ktoś wtarabanił wielki tort na środek parkietu i Klara wkroczyła na scenę. Nie do końca wiem o czym mówiła, ale po chwili śpiewaliśmy jej „sto lat". Do mnie chyba dochodziło zmęczenie, bo dalej stałam wtulona w ramię mojego przyjaciela, tego któremu kilka godzin temu powiedziałam, że jest za wcześnie na jakiekolwiek bliższe relacje. Cóż, jestem tylko kobietą, z bardzo, bardzo słabą wolą. Wciągnęłam głęboko powietrze i poczułam zapach jego perfum. Tych, które kochałam i które chyba sama mu sprezentowałam na urodziny albo coś takiego, nie potrafiłam sobie teraz przypomnieć. Po przeciwnej stronie Ola stała z jakimś chłopakiem i teatralnym szeptem komentowała stan ubioru i bycia gości.

- Kamil, mógłbyś mi podarować jeden taniec? – Klara wyciągnęła rękę w stronę mojego przyjaciela, a ja widziałam, że się zgadza. Zaraz, stop! A ja? Popatrzyłam na niego z wyrzutem, ale on wzruszył ramionami i z uśmiechem wyszedł na parkiet z solenizantką, na którym znowu się zaroiło od ludzi. Popatrzyłam na Olkę, która pokręciła na mnie tylko głową i machnęła ręką. Cóż więc mi pozostało? Poszłam do baru. 

Forget, forgot, forgotten...حيث تعيش القصص. اكتشف الآن