Rozdział 17

7 1 0
                                    

30 stycznia, rok temu

- Nie wiem czemu się tak uparłeś, żeby mnie odwieźć. – siedziałam w aucie Milka, a on próbował ominąć korek jaki powstał przy wyjeździe z hotelu, w którym była nasza studniówka.

- Po pierwsze, żebyś nie budziła taty, a po drugie wiem, że masz ochotę na MC. – zaśmiał się, a ja musiałam mu przyznać rację. O trzeciej nad ranem jedzenie było najlepsze, no i to taki nasz mały rytuał.

- Dobra, ale co zrobimy z Olą? – popatrzyłam na tylną kanapę, gdzie moja przyjaciółka leżała, no co będziemy się oszukiwać, kompletnie pijana. Westchnęłam.

- Odwieziemy najpierw do domu. Co nam będzie wieczór psuła. – zaśmialiśmy się i po chwili już pędziliśmy w stronę domu Oli. Zastanawiałam się czemu w ogóle zgodziłam się ją zabrać z nami. Dzisiaj pobijała wszelakie rekordy we wcinaniu się pomiędzy mnie, a miłość mojego życia. Należało ją zostawić w hotelu i zadzwonić po jej rodziców. Na szczęście Kamil ma lepsze serce niż ja. Pytanie czemu to my ją odwozimy? Otóż Ola swojego partnera nie widziała w zasadzie od kolacji. Nie, żeby jej było żal, ale on załatwił się prawie jak ona (pomimo, że był kierowcą) i jakiś czas temu zabrali go rodzice, po których zadzwoniła osobiście pani dyrektor mówiąc, że „takiego wstydu to ona na żadnej studniówce jeszcze nie przeżyła". W sumie wskazałabym jeszcze z tuzin osób, które wyglądały tak samo lub gorzej niż partner mojej przyjaciółki, ale chyba przeważyło, że to akurat był przewodniczący samorządu (wyrwała grubą rybę, nie ma co, ale po studniówce to chyba straci wszyyystkie punkty u niego).

- Tori, pomóż mi proszę! – nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się pod domem Oli i Kamil próbował ją wyciągnąć z auta. Zapierała się czym mogła bredząc coś o miękkości. Pociągnęłam moją przyjaciółkę i za chwilę chwiała się niebezpiecznie na chodniku. Dalej coś bełkotała i Kamil zrobił coś co jednocześnie było dobrym i złym pomysłem. Uderzył ją w twarz.

- Ałaa!!! – światła w domu Oli od razu błysnęły. Westchnęłam, bo to właśnie byłoby na tyle jeśli chodzi o dyskretne odwożenie jej do domu w tym stanie.

- Ola to ty? – mama Oli stała w drzwiach i zapinała szlafrok.

- Tak mamo, to ja. Pa Tori, dziękuję Ci Kamilu! – posłała Milkowi zabójczy wzrok, ale przez zamglenie w jej oczach nie wyglądała tak groźnie jakby chciała. Uważając by nie chwiać się zbytnio, weszła do domu, a my wsiadając do auta słyszeliśmy jeszcze jak jej mama opowiada coś o niedojrzałym zachowaniu.

- Nie musiałeś jej spoliczkować. Będzie obrażona przez co najmniej tydzień. – rozsiadłam się na miejscu pasażera i zaczęłam bawić się radiem szukając jakiejś muzyki, która mnie nie uśpi, a jednocześnie oszczędzi moją będącą lekko pod wpływem alkoholu głowę.

- To był jedyny sposób, żeby stanęła na nogi. Wierz mi, testowałem różne. –

- Na sobie? – zaśmiał się i pokręcił głową.

- Nie, na Bartku, który pije jak Ola, ale głowę ma jeszcze gorszą. Zresztą widziałaś co się z nim stało. –

- Czekaj, właśnie nie wiem. Byli z Olką, a potem co? –

- Zasnął. W kiblu. Wuefista go znalazł jakąś godzinę temu i zadzwonił po rodziców, żeby zabrali dziecko. – zaśmiałam się. Wyobrażam sobie co powie pani dyrektor po studniówce. Coś czuje, że będzie o nieodpowiedzialności w zasadzie dorosłych ludzi, o nadmiarze alkoholu i o tym jak to jej wstyd, że wypuści nas takich ze szkoły. Czyli w zasadzie to samo co rok rocznie powtarza na apelu postudniówkowym. Zmieni śpiewkę przy pożegnaniu absolwentów i przy odbiorze matur. Wtedy wszyscy jesteśmy kochani i cudowni.

- Ziemia do Wiki! Słuchasz mnie? – Kamil złapał mnie za rękę, którą trzymałam na kolanie. Popatrzyłam na nasze ręce i na niego. Nie zabrał ręki, ale też nie patrzył na mnie, a jedynie dalej na drogę.

- Przepraszam. Mówiłeś coś? –

- Mówiłem. Ale widziałem, że odleciałaś. Pytałem czy Ci się podobało, czy byłem aż tak beznadziejnym partnerem? – przez moment chciałam powiedzieć, że było cudownie, bo to było spełnienie moich najszczerszych marzeń. Wiedziałam jednak, że to podpowiada mi moja pijana część mózgu i że to by było za dużo. Pokiwałam spokojnie głową.

- Było super. Świetnie się z Tobą bawiłam i mam nadzieję, że nie żałujesz, że poszedłeś z taką sierotą, której nikt nie zaprosił. – zaśmiał się i chciał coś dodać, ale wjechaliśmy na parking przy MC. Czułam, że ta rozmowa na ten moment się skończyła...

Piątek, chwila obecna

- Tori! Na miłość boską kobieto! Zostawiłem Cię na może 5 minut, a ty zalałaś się w trupa na nowo? – słyszałam Milka, ale kompletnie nie mogłam zareagować. – Nawet nie możesz nic powiedzieć?! –

- Mogee – zachrypiałam do niego i odwróciłam się w stronę baru.

- O nie! Wychodzimy! Dla pani impreza się skończyła. – bardzo niedelikatnie ściągnął mnie ze stołka barowego i pociągnął w stronę wyjścia. Nie mam pojęcia skąd wiedział, która kurtka jest moja, ale po chwili narzucił na mnie moją i swoją. – Dzwonię po taksówkę.

- Aola? – Kamil popatrzył na mnie jak na wariatkę. Przecież logiczne, że pytałam co z Olą. –

- Że co? A Ola... dzisiaj będzie sobie musiała radzić sama. Ciebie to ja już koleżanko nie wpuszczę do klubu. – dobrze, że podjechała taksówka, bo nie musiałam odpowiadać. Milek wepchnął mnie do środka i podał mój adres. I to była ostatnia rzecz jaką pamiętałam przed zaparkowaniem przed moim blokiem.

- Wiktoria wysiadaj! – chciałam mu powiedzieć, że od krzyczenia nie będę robić różnych rzeczy szybciej. Nie, że nie mogłam nic powiedzieć. Po prostu wolałam się nie kompromitować. Skutkowało to tylko zirytowaniem Kamila, który wyciągnął mnie i postawił przed klatką. – Klucze! – nie podobało mi się to, że Milek zaczynał na mnie warczeć.

- Dobra. – wychrypiałam i zaczęłam przeszukiwać swoje kieszenie. – Milek. A gdzie jes moja torebka? – nie wiem kto patrzył bardziej przerażony. Ja czy Kamil.

- Miałaś torebkę? – pokiwałam głową, a mój przyjaciel złapał się za głowę. Przez chwilę myślałam, że czeka nas wycieczka na drugi koniec miasta do klubu, gdy stało się coś strasznego. – No nic. Zadzwonimy do Olki, ale teraz idziemy do nas. – krew we mnie zamarzła, ale nie miałam czasu na reakcje, bo już praktycznie ciągnął mnie w stronę swojego bloku. – Wika, chodź bo mi jest zimno. – cóż mi pozostało, musiałam iść. 

Forget, forgot, forgotten...Donde viven las historias. Descúbrelo ahora