3.

3.8K 274 225
                                    

Przez kolejne dwa tygodnie nie widział się z Louisem. Szatyn nie pojawiał się na ich co tygodniowych spotkaniach i nie odpisywał na wiadomości. Dwa razy nawet dzwonił, ale chłopak miał wyłączony telefon. Martwił się o niego tak bardzo, że któregoś razu po szkole nie mówiąc nic chłopakom udał się do pubu, gdzie jak zwykle znalazł Zayna.

- Hej. - przywitał się.

- Harry? - był wyraźnie zdziwiony jego obecnością. - Co Ty tu robisz?

- Właściwie to mam sprawę. - oznajmił prosto z mostu nie chcąc zabierać mu więcej czasu niż to potrzebne.

- Brzmi poważnie. - zaśmiał się. - O co chodzi?

- O Louisa.

Uśmiech zszedł mulatowi z twarzy w jednej chwili i choć starał się to ukryć, nie udało mu się. Wiedział, że stało się coś niedobrego.

- Nie mam z nim kontaktu od ponad tygodnia, nie odpisuje, ani nie odbiera telefonu.

- Oh, to pewnie.. może mu się zepsuł?

- W takim razie jak wyjaśnisz to, że nie pojawił się tutaj w piątek?

- Nie wiem, Harry. - westchnął, ale nie było to zbyt przekonujące. - Nie biegam za nim. On jest dorosły, może po prostu coś mu wypadło.

- Zayn, jesteś jego przyjacielem i jestem pewny, że wiesz co się z nim dzieje. Mógłbyś chociaż podać mi jego adres?

- Adres? - zdziwił się ale i spiął.

- Tak, adres. - potwierdził.

- Przepraszam, ale ja.. nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego? - zirytował się.

- Ponieważ to nie są Twoje sprawy. Przykro mi Harry, ale Louis nie chciałby, żebym robił takie rzeczy.

- Skąd wiesz? Prosił Cię o to? - prawdopodobnie zabrzmiał ostrzej niżeli tego chciał, ale teraz go to nie obchodziło. Chciał tylko wiedzieć co dzieje się z szatynem.

- Odpuść, młody.

- Zayn, proszę.. - jęknął.

- Odpuść. - powtórzył.

Wiedząc, że nic więcej z niego nie wyciągnie po prostu wycofał się i jeszcze przez dwie godziny bez sensu włóczył po uliczkach Londynu.

Teraz natomiast, dokładnie piętnaście dni od ich ostatniego spotkania zmierzał w jedyne miejsce, które znał i w którym mógłby spotkać chłopaka. Zdawał sobie sprawę, że to niebezpieczne, ale jeśli była jakaś szansa, że Louis mógłby tam być, chciał to zrobić. Wziął głębszy oddech i skręcił w obskurną uliczkę, która teraz wydawała mu się jeszcze straszniejsza. Wtedy miał przy sobie Louisa, teraz był sam i naprawdę umierał ze strachu z obawą spoglądając na grupkę kręcących się tam bezdomnych. Przełknął ślinę widząc, że nie byli to tylko starsi ludzie, ale też młodzi. Jeden chłopak wyglądał na takiego w jego wieku, może rok, czy dwa starszego i to właśnie on zagrodził mu drogę, kiedy jak najszybciej próbował znaleźć się na polance. Był szczupły i wyższy od niego o głowę. Wyglądał okropnie, szczególnie, że jego warga była rozcięta, na brodzie miał zaschniętą krew, a pod oczami ciemne sińce co przy jego poszarzałej skórze wyglądało jeszcze bardziej przerażająco.

- To bardzo nieodpowiedzialne kręcić się tutaj zupełnie samemu. - powiedział powoli lekko mrużąc przy tym wielkie wpatrujące się w niego intensywnie oczy. Były lekko przekrwione.

- J-ja.. - zająknął się czując suchość w gardle. Tak bardzo się bał. I nie było nikogo kto mógłby go uratować.

Stojący przed nim chłopak oblizał wargi. Miał wręcz wrażenie, że znajduje się coraz bliżej niego przez co zrobił krok w tył wpadając na kogoś. Podskoczył odwracając się gwałtownie w tamtą stronę. Zauważył tam kolejnego chłopaka. Ten nawet wyglądał na młodszego. 

Save MyselfWhere stories live. Discover now