26.

3.7K 265 111
                                    

Za nim zdołał uspokoić Louisa minęła co najmniej godzina przez którą przytulał go do siebie szepcząc czułe słówka prosto do jego ucha i kilka razy powtarzając te dwa słowa nie przejmując się, że chłopak nie odpowiedział mu tym samym. Wiedział, że był dla niego ważny, że coś do niego czuł i tyle mu wystarczało. Nie potrzebował zapewnień i nie chciał, by szatyn powiedział mu to tylko ze względu, że on sam postanowił wreszcie wyznać swoje uczucia. Bo tego, że kocha Louisa był pewny od dłuższego czasu.

W momencie gdy szatyn przestał drżeć na całym ciele, a łzy zniknęły z jego policzków pozostawiając jedyny po nich ślad w zaczerwienionych oczach, ułożył się z nim wygodnie na materacu. Właściwie na w pół leżał opierając się o podpartą o ścianę poduszkę trzymając w swoich ramionach Louisa, który wczepił się w jego ciało z głową na ramieniu.

- Przyniosłeś tutaj to wszystko? - spytał cicho pociągając za kołdrę i koc, którym byli przykryci.

- Poprosiłem Liama, żeby to przywiózł.

- Był tutaj?

Kiwnął głową drapiąc lekko skórę jego głowy.

- Umyłeś mnie?

- Tak, Alex mi pomógł.

- Gdzie on jest?

- W pokoju obok. - oznajmił. Miał przynajmniej nadzieje, że jednak nie wyszedł.

- A Max?

- Nie wiem, nie widziałem go dzisiaj.

- Rozmawiałeś z nimi?

- Tylko z Alexem. To miły chłopak.

- To on Cię tutaj przyprowadził?

- Sam przyszedłem. Spotkałem go na ulicy i tak. Przyprowadził mnie do Ciebie. - odparł szczerze czując, że chłopak trochę się spiął, dlatego pogładził go uspokajająco po plecach.

- Co Ci powiedział?

- Powiedział, że zwolnili Cię z pracy.

Wiedział, że nie najlepszym pomysłem będzie informowanie go o wszystkim czego zdołał się dowiedzieć od blondyna. Nie chciał, by Louis był na niego zły. Szczególnie, że tak bardzo mu pomógł.

- Mówił coś jeszcze?

- Tylko tyle, że opiekujesz się nimi i że Zayn kiedyś tutaj mieszkał. - zdradził jedynie pół prawdy od razu potem przyciskając usta do jego czoła. Przejechał po nich kilka razy chcąc zapewnić go, że w żadnym wypadku nie jest na niego zły, że nie uważa go za takiego za kogo Louis uważał sam siebie. Ta myśl go bolała. Czuł, że chłopak odetchnął z ulgą, ale nie skomentował tego.

- Nic więcej?

- Nic więcej. - szepnął.

Louis uniósł podbródek spoglądając na niego smutnymi oczami, a on przejechał palcem po jego policzku posyłając mu mały uśmiech.

- Jak długo tutaj jesteś?

- Od wczoraj.

- Nocowałeś tutaj?

- Tak.

- To nie jest miejsce dla Ciebie.

- To nie jest miejsce dla żadnego z was.

- To nasz dom.

Przełknął ślinę przenosząc wzrok na ścianę naprzeciwko. To miejsce trudno nazwać było domem, ale Louis przecież spędził tu pięć lat.

- Śniłeś mi się.

Słysząc te słowa znów spojrzał na chłopaka.

- Tak? - uśmiechnął się nikle. - To był dobry sen?

Save MyselfOù les histoires vivent. Découvrez maintenant