27.

3.8K 257 103
                                    

Po wyznaniu szatyna uśmiechnął się tak szeroko, że jego policzki prawie pękły. Nie spodziewał się tych słów w najbliższym czasie, ale skoro chłopak wyznał mu miłość to wiedział, że musi być tego w stu procentach pewny.

Teraz leżeli wtuleni w swoje ciała pod warstwą przykryć. Nie rozmawiali o tym, co stało się pół godziny wcześniej, ale nie musieli. Wiedział, że szatynowi się podobało. Kazał mu nawet założyć bluzę, ale ten stwierdził, że jest mu ciepło. Nie był co do tego przekonany choć jego ciało faktycznie było ciepłe. Mimo to naciągnął na nich kołdrę i koc pod samą szyję w między czasie splatając ich nogi. Palce dłoni bawiły się małymi włoskami poniżej pępka co jakiś czas za nie pociągając przez co szatyn brał głębsze wdechy albo zupełnie wstrzymywał oddech. Uśmiechał się pod nosem zadowolony, że jego dotyk działa na chłopaka tak bardzo, choć on sam przecież miał dreszcze w każdym miejscu w którym go dotykał. Teraz ramię Louisa obejmowało go mocno. Palce wsunął pod koszulkę smyrając ciepłą skórę na jego biodrze. Drugą dłonią przeczesywał jego loki oddzielając od siebie pojedyncze kosmyki.

- Robi się ciemno. - stwierdził. - Odprowadzę Cię zaraz, dobrze?

- Co? - uniósł głowę spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Nigdzie się nie wybieram.

- Nie zostaniesz tutaj. - pokręcił głową. - Mówiłem, że to nie jest miejsce dla Ciebie.

- Dla Ciebie też nie.

- To nieodpowiedzialne, że zostałeś tutaj przez całą zeszłą noc. - odparł, ignorując jego słowa. - To mogło się źle skończyć.

- Byłem bezpieczny. Alex dał mi klucz, którym zamknąłem drzwi.

- Gdyby ktoś postanowił zrobić Ci krzywdę, zamknięte drzwi nie były by przeszkodą.

- To zabawne, że to mówisz. - uniósł się na łokciu zirytowany faktem, że chłopak w ogóle nie dbał o swoje własne bezpieczeństwo. - Teraz będę martwił się o Ciebie jeszcze bardziej.

- Harry, tu nie chodzi o mnie. - westchnął. - Ja jestem tutaj bezpieczny, nikt nie zrobi mi krzywdy.

- Jesteś tego taki pewny? - zmrużył oczy. - Bo ja nie. - dodał, podnosząc się do pozycji siedzącej. Musiał wziąć głębszy oddech by trochę się uspokoić. W tym czasie rozejrzał się po obskurnym pomieszczeniu. Na sam widok przechodziły go ciarki. - Nie chcę, żebyś tu mieszkał. - oznajmił. - Przeprowadź się do mnie, Lou. Mama na pewno się zgodzi jeśli z nią porozmawiamy.

- Nie. - odparł stanowczo. - Nie zostawię tutaj chłopaków. Proszę, nawet nie próbuj mnie przekonywać. Nie zrobię tego.

Westchnął cicho. Wiedział, że taka właśnie będzie jego odpowiedź. On sam nie zamierzał zostawiać chłopaków na pastwę losu. Musiał coś wymyślić. Nie było możliwości, żeby Louis w dalszym ciągu mieszkał w tym miejscu. Wiedział, że nie zaśnie spokojnie jeśli szatyn wciąż tu będzie.

- Odprowadzę Cię.

Zdezorientowany znów na niego spojrzał. Był już w bluzie, a teraz podnosił się z materaca. Złość to było to, co właśnie poczuł.

- Słyszałeś co powiedziałem? - warknął. - Nigdzie się nie wybieram. - dodał powoli wypowiadając każde słowo.

- Chodź Harry, Twoja mama na pewno się martwi. Nie możesz tak po prostu spędzać dwóch nocy po za domem. A już na pewno nie w takim miejscu. Wiesz co by było gdyby się dowiedziała gdzie byłeś? Nie możesz..

- Przestań! - krzyknął zrywając się z materaca. - Przestań wreszcie mówić mi co mogę a czego nie mogę! Nie jestem już pieprzonym dzieckiem, sam potrafię o siebie zadbać do cholery! Możesz uszanować moją decyzję i po prostu przyjąć do wiadomości, że chcę tutaj zostać razem z Tobą ponieważ Cię kocham i boję się o Ciebie?! Niby jak mam teraz spokojnie wrócić do domu, kiedy wiem w jakim miejscu żyjesz i że w każdej chwili może stać Ci się krzywda?! Ty dałbyś radę? Dałbyś radę spokojnie zasnąć w ciepłym i bezpiecznym łóżku doskonale zdając sobie sprawę, że jestem właśnie tutaj?! No powiedz czy wróciłbyś do domu gdyby to o mnie chodziło! - wrzasnął szarpiąc za jego bluzę.

Save MyselfWhere stories live. Discover now