14.

4K 275 161
                                    

Zerknął na chłopaka idącego obok. Wyglądał nieco blado, jakby miał zaraz zemdleć. Miał nadzieje, że jednak tego nie zrobi. Palce ich dłoni jak zwykle były ze sobą ciasno splątane. Minęło dokładnie osiem dni od powrotu z kempingu i to dziś był dzień w którym Louis miał poznać Anne i Gemme. Oczywiście już wcześniej oznajmił im, że ma chłopaka i tak jak się spodziewał zareagowały bardzo optymistycznie. Jego mama wręcz naskoczyła na niego, że mówi to dopiero teraz, a Gemma wyglądała na nieco zaskoczoną, ale wiedział, że nie może już doczekać się spotkania z Louisem. On sam był spokojny wiedząc, że obie na pewno go polubią. Zawsze szanowały jego wybory i wiedział, że tym razem również tak będzie. Dla nich najważniejsze było jego szczęście, a z Louisem był szczęśliwy co chyba zauważyły. Gemma cały czas mówiła, że jego oczy błyszczą, Anne również kilkukrotnie to powtarzała. Louis jednak nie mógł uwierzyć, że jakiś rodzic mógłby go polubić. Zdradził mu nawet, że nie najlepiej dogaduje się z rodzicami Zayna i że już jakiś czas temu zabronili mu tam przychodzić. Nie potrafił tego zrozumieć, bo mulat był bardzo w porządku. Nie sądził, że jego rodzice mogliby być tacy dziwni, a jednak. Teraz jednak już wiedział dlaczego szatyn jest tak pesymistycznie nastawiony do całej sprawy.

- Gotowy?

Stali właśnie pod drzwiami jego domu, a Louis naprawdę wyglądał jakby miał zemdleć. Jeszcze nigdy nie widział go tak zestresowanego. I mimo wszystko uśmiechał się pod nosem, bo to było w pewnym sensie urocze.

- Nie.

Westchnął cicho odwracając go do siebie.

- Ufasz mi?

- Wiesz, że tak.

- Więc zaufaj, że będzie dobrze. - posłał mu mały, dodający otuchy uśmiech i nie przedłużając nacisnął klamkę wchodząc do środka.

Już od progu poczuł piękne zapachy roznoszące się w powietrzu. Anne była tak bardzo rozemocjonowana tym spotkaniem, że przez dwa dni zastanawiała się nad tym co ugotować w końcu stawiając na coś tradycyjnego. Pieczonego indyka i również pieczone ziemniaczki. 

- Jesteśmy!

Louis cały czas trzymał się nieco z tyłu, ale nawet na chwilę nie puścił jego dłoni, którą ściskał mocniej niż zwykle. Pogładził kciukiem jej wierzch słysząc zbliżające się kroki.

- No wreszcie!

Anne uśmiechała się szeroko zerkając to na niego to na szatyna.

- Więc.. to jest Louis, a to moja mama i.. - wskazał na Gemmę, która właśnie weszła do salonu - .. i siostra, Gemma.

- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie robiąc krok w przód. - Bardzo mi miło Panią poznać. - wyciągnął dłoń, ale jego mama od razu przyciągnęła go do krótkiego uścisku.

Nie musiał nawet widzieć twarzy chłopaka by widzieć jak bardzo jest zaskoczony. A przecież mówił. Tysiąc razy powtarzał, że wszystko będzie dobrze.

- Oh, Louis, nie jestem jeszcze taka stara. - skrzywiła się odsuwając go na długość ramienia. - Mów mi Anne.

- Dobrze. - kiwnął głową trochę onieśmielony.

- Gemma.

Jego siostra była nieco mniej bezpośrednia i po prostu wyciągnęła do niego dłoń, którą ku zdziwieniu chyba wszystkich, ucałował. Oczywiście nie zapomniał o wręczeniu bukietów kwiatów, które tachali ze sobą przez pół miasta, bo szatyn uparł się, że 'nie wypada tak z pustymi rękami'. Już wtedy wiedział, że serce Anne i Gemmy będzie skradzione. Obie uwielbiały kwiaty.

Save MyselfWhere stories live. Discover now