18.

3.9K 266 429
                                    

Na obiad tym razem wybrali się razem z Maddie i Renee do 'centrum' Holmes Chapel. Już pierwszego dnia obiecał szatynowi, że zabierze go do pizzerii Don Alberto i słowa dotrzymał. Chłopak był naprawdę zachwycony tym miejscem. Co prawda wyglądem nie przypominało pizzerii w Londynie, które zwykle były ogromne i urządzone bardzo luksusowo. Tymczasem w Don Alberto wszystko było skromne i bardzo przytulne. Siedzieli na obdartych fotelach przy drewnianym stoliku zajadając pizzą z podwójnym serem, szynką, pieczarkami i kukurydzą. Zamówił ją na pół z szatynem. Sam nigdy nie byłby w stanie zjeść całej. Dziewczyny postąpiły podobnie tyle, że zamiast pieczarek, których Maddie nie cierpiała poprosiły o salami, którego z kolei on nie lubił.

- Teraz nie będę miał siły, żeby oprowadzić Louisa po okolicy. - jęknął odchylając się na fotelu.

- Kto kazał Ci tyle jeść? - parsknęła blondynka. - Ubrudziłeś się, jełopie.

- Gdzie? - zmarszczył brwi.

- Tu. - szatyn wskazał na kącik jego ust po czym sam przejechał po nim kciukiem od razu potem go oblizując.

Posłał mu mały dziękczynny uśmiech splatając pod stołem ich nogi i odnajdując jego dłoń.

- Nie wierzę, że to powiem, ale jesteście razem naprawdę uroczy. - stwierdziła Maddie.

- Ta, ja też nie wierzę, że to powiedziałaś. - parsknął. - Dobra, zbierajmy się za nim mój tyłek przyspawa się do tego fotela na dobre.

Tak więc zrobili. Zapłacili rachunek i udali się na spacer. Oprowadzenie szatyna po tej części wioski zajęło im niecałą godzinę. Zdecydowanie nie było tam żadnych wartych uwagi atrakcji, dlatego szybko wrócili z powrotem na łąki spędzając tam czas do samego wieczoru.

- Wróciliśmy! - krzyknął przechodząc przez próg domu jego babci. 

- To świetnie kochanie, ale ja właśnie wychodzę. - oznajmiła sięgając po płaszczyk, który Louis jak prawdziwy dżentelmen pomógł jej narzucić na ramiona.

- A gdzie to się babcia wybiera? - skrzyżował ramiona, ze zmrużonymi oczami uważnie przyglądając się starszej kobiece. 

- Edward zaprosił mnie na kolacje.

- Oh. W porządku. - uśmiechnął się. - Tylko proszę mi wrócić o przyzwoitej godzinie. - pogroził jej palcem na co ta tylko zaśmiała się głośno kiwając przy tym głową.

- Jeśli jesteście głodni kolacja jest w piekarniku. - oznajmiła jeszcze i już jej nie było.

- Czy Twoja babcia ma randkę? - spytał zamykając drzwi na klucz.

- Na to wygląda. - zmarszczył brwi.

- Więc.. zostaliśmy sami. - stwierdził robiąc krok w jego stronę.

- Mhm. - przytaknął przygryzając wargę. - I co chcesz z tym zrobić? - złapał za kawałek kaptura od bluzy w tym samym momencie w którym chłopak objął go w pasie.

- No nie wiem. - przejechał nosem po jego policzku. - Masz jakiś pomysł?

- Może obejrzymy jakiś film? - zaproponował zarzucając mu ręce na ramiona. 

Ich twarze cały czas dzieliły jedynie milimetry, więc nie mógł nawet normalnie spojrzeć w oczy chłopaka za to bardzo wyraźnie czuł ciepły oddech owiewający jego z pewnością zarumienione już policzki.

- Film? - wymamrotał zaraz potem wreszcie złączając ich usta.

Już myślał, że się tego nie doczeka. Przylgnął do ciała chłopaka jeszcze bardziej, ale szatyn miał najwyraźniej inny pomysł bo złapał go pod uda unosząc lekko. Zrobił to jakby ważył co najwyżej piętnaście kilo. Od razu owinął nogi wokół jego bioder nawet na chwilę nie odrywając się od wąskich warg. Te pocałunki nie były już tak niewinne jak wszystkie poprzednie, ale wciąż należały do powolnych. Louis na oślep dotarł do schodów sprawnie je pokonując. Nie miał pojęcia jak to zrobił, ale trafił do pokoju, który tymczasowo zajmowali. Właściwie on zajmował go zawsze, gdy przyjeżdżał do babci. Teraz jedynie miał współlokatora.

Save MyselfWhere stories live. Discover now