49.

3.3K 243 143
                                    

Mijały tygodnie, które zamieniały się w miesiące, a on nie mógł być szczęśliwszy. Wszystko wydawało się być takie proste, kiedy miał obok siebie Louisa. Nawet jeśli na horyzoncie pojawiał się jakiś problem, zawsze rozwiązywali go wspólnie, przechodzili przez wszystko razem. Louis na każdym kroku, małymi gestami zapewniał go o swojej miłości. Nie musiał powtarzać, że go kocha, choć robił to częściej niż na początku. Nawet dużo częściej, ale jemu wystarczało, że był przy nim i troszczył się o niego co oczywiście działało w obie strony. Lubił go też zaskakiwać. Tak jak wtedy, gdy zmęczony po kolejnym dość ciężkim dniu w szkole spędzał czas ze swoją mamą w czym przerwał im dzwonek do drzwi. Niechętnie, ale podniósł się, a kiedy otworzył drzwi stanął jak wryty. Duży bukiet czerwonych róż skutecznie zasłaniał osobę stojącą w progu, ale on nie musiał zastanawiać się kto stał po drugiej stronie. To było jasne jak słońce, a potwierdziło się gdy tylko szatyn nieco opuścił bukiet ukazując tym samym wpatrzone w niego błękitne tęczówki w których widział wesołe iskierki. Stał tam tak jak słup soli wpatrując się z rozchylonymi ustami w róże i twarz szatyna.

- C-co? - wyjąkał, mrugając kilkukrotnie by upewnić się, że to nie jego wyobraźnia robi sobie żarty. - To dla mnie? - wymamrotał wciąż będąc w zbyt dużym szoku by wykonać jakikolwiek ruch.

- Tylko dla Ciebie. - odparł, robiąc krok w jego stronę.

- O rany. - wykrztusił, przejmując od niego kwiaty. Były przepiękne, a ich zapach szybko rozniósł się w powietrzu. - Ale.. z jakiej okazji?

- Bez okazji. - wzruszył ramionami, składając czuły pocałunek na jego ustach. - Po prostu bardzo Cię kocham, a te kwiaty są prawie tak piękne jak Ty, więc nie mogłem się powstrzymać.

- Dziękuję. - wyszeptał wzruszony, układając dłoń na jego policzku. - I ja też Cię kocham.

To nie była pojedyncza sytuacja. Louis przynajmniej raz w tygodniu robił mu podobne niespodzianki mimo, że nie musiał, co powtarzał mu za każdym razem. Ale za każdym razem doceniał to, jak bardzo się starał i jak bardzo się zmienił. Na lepsze.

W maju szatyn kupił nawet własny samochód, którym uczył go jeździć. Trafił na naprawdę dobrą okazję. Nie był to może najnowszy model BMW, a ośmioletni, ale w bardzo dobrym stanie, wcześniej używany przez kobietę po trzydziestce, która jedynie woziła nim swoje dzieci do szkoły. Louis był cierpliwym i naprawdę dobrym nauczycielem dzięki czemu prawo jazdy na które zapisał się już pod koniec kwietnia zdał za pierwszym razem. Szatyn uczcił to wyprawiając imprezę w mieszkaniu w którym przebywał coraz częściej przez co Anne trochę rozpaczała, ale na szczęście jej uwagę od tego odciągał Robin. Mężczyzna, którego poznała początkiem roku. Wyglądało na to, że dogadywali się wyśmienicie, bo już w połowie maja zaprosiła go do domu oficjalnie przedstawiając i jemu i Gemmie. Polubił go. Był sympatycznym, opiekuńczym i zabawnym facetem, ale najważniejsze było to, że jego mama była z nim szczęśliwa.

Gemma wciąż była Gemmą. Chodziła na studia i zmieniała facetów jak rękawiczki, ale takie życie najwyraźniej jej odpowiadało, a on nie chciał się wtrącać. Wiedział, że prędzej czy później zakocha się po uszy i trochę ustabilizuje. Pod tym względem style ich życia różniły się dość mocno. Gemma mimo, że dość nieśmiała nie najlepiej odnajdywała się w dłuższych związkach. W przeciwieństwie do niego, choć on po prostu miał szczęście, że na jego drodze stanął Louis, który okazał się być tym jedynym i był tego pewny mimo swoich osiemnastu lat.

Niall wraz z Barbarą byli dość wybuchową parą. Czasem kłócili się tak głośno i ostro, że nikt nie chciał wtedy zbliżać się ani do jednego ani do drugiego. Szybko jednak łagodzili te konflikty, a zapominali o nich jeszcze szybciej. Blondyn jednak wcale się nie zmienił. Wciąż był głośny, gadatliwy i wszędzie było go pełno, a Barbara wcale od niego nie odstawała. Ten związek dawał mu dużo dobrego, ale Niall wciąż pozostał Niallem, jego zwariowanym, czasem irytującym przyjacielem i może jedynie stał się bardziej romantyczny. Często kupował kwiaty czy zapraszał brunetkę na kolację, które i tak zazwyczaj kończyły się na pizzy, ewentualnie innym niezbyt zdrowym jedzeniu co było dziwne biorąc pod uwagę fakt, że Barbara chciała zostać modelką. Właściwie dziewczyna była żeńską wersją blondyna. Dobrali się więc idealnie.

Save Myselfحيث تعيش القصص. اكتشف الآن