38.

3.6K 261 210
                                    

Kolejne dni minęły szybko. Nim się obrócił była już połowa grudnia, a oni wciąż nie znaleźli mieszkania. Nie smuciło go to tak jak jeszcze wtedy, gdy chłopcy mieszkali na Tunnard St. Właściwie w ogóle go to nie smuciło. Przyzwyczaił się do obecności Alexa w jego łóżku i do zasypiania w ramionach Louisa. Czasem wsłuchując się w spokojny oddech szatyna i bicie jego serca przyłapywał się na myśleniu, że już zawsze chce mieć go tak blisko. Chce z nim zasypiać i budzić się w ramionach, które dawały mu szczęście, więc myśl, że w końcu znajdą to mieszkanie i Louis wraz z Alexem się wyprowadzą, smuciła go. Co prawda szatyn postanowił zostać u nich przynajmniej do Nowego Roku nawet jeśli znaleźli by jakieś mieszkanie, więc mógł się jeszcze nacieszyć jego obecnością.

Uwielbiał gdy chłopak budził go drobnymi pocałunkami, gdy szeptał czułe słówka prosto do jego ucha. Uwielbiał nawet, kiedy blondyn widząc to wywracał oczami i udawał, że wymiotuje. Chował wtedy twarz w zagłębieniu szyi Louisa, śmiejąc się cicho z rumianymi policzkami, bo wiedział, że tak naprawdę Alex się cieszy. Cieszy się ich szczęściem. I nawet od czasu do czasu gdy szatyn wracał z pracy, chłopak tak po prostu wychodził zostawiając ich samych. I nawet jeśli twierdził, że potrzebuje spaceru lub idzie do Zayna u którego spędzał ostatnio naprawdę sporo czasu to oni wiedzieli, że po prostu daje im przestrzeń. Czas, by byli tylko dla siebie. By mogli się sobą nacieszyć. Zaczął traktować blondyna jak młodszego brata, którego nigdy nie miał i to było dobre. Był szczęśliwy.

Uwielbiał też wieczory, kiedy Niall, Liam i Zayn tak po prostu bez zapowiedzi wpadali do jego pokoju z butelkami piwa brzęczącymi w siatkach. Rozkładali się wtedy na materacu i podłodze śmiejąc się do późnych godzin nocnych póki Gemma nie wpadała do pokoju mówiąc, że znów nie może spać. Po dwóch takich zdarzeniach Louis kupił jej nawet stopery. I Anne również. Wtedy, głównie w piątkowe i sobotnie wieczory mogli bawić się do rana nikomu nie przeszkadzając.

Tym razem jednak Alex wyszedł jeszcze przed powrotem z pracy szatyna, a on siedząc na materacu obracał między palcami ciemnoniebieski lakier do paznokci, który kiedyś zabrał z kosmetyczki swojej siostry. Raz na jakiś czas malował paznokcie, ale nie pozwalał tego nikomu zobaczyć, dlatego od razu potem zdrapywał lakier albo zmywał go zmywaczem znalezionym w łazience. I teraz też chciał to zrobić. Chciał pomalować chociaż jednego paznokcia, by po chwili szybko zedrzeć lakier, ale w tym samym momencie w którym otwierał buteleczkę, drzwi otworzyły się z impetem, a głośne i wesołe 'Jestem!' rozniosło się po jego pokoju. Podskoczył przestraszony nie sądząc, że to faktycznie był czas powrotu Louisa z pracy. Od razu ukrył małą buteleczkę w swojej pięści, którą automatycznie schował za plecami. Ale było już za późno, bo Louis widział. Wystarczyło tylko, że spojrzał w stronę szatyna, którego zmarszczone brwi mówiły wszystko.

- Co tam masz? - spytał podchodząc bliżej, a w końcu usiadł na materacu tuż obok niego.

Wbił speszone spojrzenie w kolana, mocno przygryzając wnętrze dolnej wargi.

- Harry?

Powoli uniósł wzrok spoglądając w błękitne tęczówki w których zobaczył ciekawość i czający się gdzieś w kącikach oczu niepokój. Albo zmartwienie.

Nie chciał, by wiedział. Bał się, że go wyśmieje, że uzna go za zbyt kobiecego, by wciąż był jego chłopakiem. Bo przecież to, że lubił od czasu do czasu malować paznokcie nie było normalne. Nie, jeśli był chłopakiem.

- Hej skarbie, wiesz, że nie musisz nic przede mną ukrywać? - spytał łagodnie, układając obie dłonie na jego udach.

Przełknął ślinę kiwając głową, ale wciąż się bał. Bał się tego, co Louis o nim pomyśli, ale jego spojrzenie było tak ciepłe, że w końcu poddał się wyciągając rękę zza swoich pleców wciąż jednak mocno zaciskając pięść. Szatyn spuścił wzrok, a potem delikatnie łapiąc za jego nadgarstek uniósł go do góry przyciskając usta do każdego pobielałego knykcia. Teraz patrzył jedynie w jego zielone, przestraszone tęczówki wciąż gładząc kciukiem zaciśniętą pięść. Przez ten dotyk rozluźnił palce, a Louis po kolejnych nieskończenie długich sekundach powoli i ostrożnie odgiął każdy z nich na oślep dotykając małej buteleczki jakby chcąc zgadnąć co to jest. W momencie gdy przeniósł wzrok w dół, prosto na przedmiot leżący teraz na jego dłoni, zwiesił głowę, nie chcąc widzieć jego wyrazu twarzy.

Save MyselfWhere stories live. Discover now