1. Nazywa się Louis Tomlinson

8.8K 432 477
                                    

W mojej głowie rozniósł się nieznośny i bardzo głośny dźwięk, którego chciałem jak najszybciej się pozbyć. Zdecydowanie nie lubiłem, kiedy coś wybudzało mnie z mojego głębokiego snu, przerywając ten piękny moment.

Krótką chwilę zajęło mi zorientowanie się, że tym hałaśliwym brzękiem, który spowodował pulsowanie mojej głowy, jest budzik w telefonie, powtarzający w kółko tę irytującą melodyjkę. Otwierając ciężkie i lekko sklejone od snu powieki, podniosłem się wygodnie na łokciach i sięgając do szafki nocnej, obok mojego łóżka, wyłączyłem budzik jednym sunięciem palca po wyświetlaczu. Syknąłem cicho na ból w okolicach karku i doszedłem do szybkiego wniosku, że już nigdy nie mogę zasnąć w tak niewygodnej pozycji. Miałem w zwyczaju spać na boku, jednak tym razem moja głowa musiała leżeć wygięta w zupełnie nienaturalny sposób, przez kilka godzin mojego snu. Na podłodze zaś leżał nadal uruchomiony laptop, co utwierdziło mnie jedynie w przekonaniu, że musiałem oglądać głupie filmiki w internecie niemalże do rana.

Nigdy nie byłem fanem wstawania o wczesnych porach i przenigdy nie należałem do rannych ptaszków, a osoby, które owymi są, uważam za niezrównoważone psychicznie. Ot co.

Od kiedy pamiętam, a dokładnie mówiąc od początku liceum do jakiego dołączyłem, szkoła jest dla mnie istną definicją zmęczenia, wysysaczem życia z ludzi i niczym fajnym czy pożytecznym, prócz aspektu zdobywania wiedzy na różnych płaszczyznach. Chociaż przydatnych przedmiotów jest tak naprawdę stosunkowo niewiele na tle tych kompletnie niepotrzebnych, ponieważ do czego w przyszłości przyda mi się bynajmniej chemia i obliczanie siły stężenia w czymś, czego nazwy nie pamiętam?

Jednak lubiłem się uczyć i nawet dobrze mi to wychodzi, a z większości przedmiotów zawsze miałem naprawdę dobre oceny, porównując je do moich rówieśników. W zasadzie tylko to jest jedną z kilku rzeczy, z której mógłbym być szczerze zadowolony. Szkoła kojarzy mi się również z ludzką zawiścią, o jakiej mam szansę przekonywać się każdego dnia. Ludzie nie mają w zwyczaju akceptowania odmienności, a ja myślę, iż należę do lekko odstających z tłumu osób. Od jakiegoś czasu wyróżniałem się moim stylem, trochę bardziej kolorowymi ubraniami i niestandardową fryzurą. Były to drobiazgi, lecz ludzie z mojej szkoły wykorzystywali je przeciwko mnie, używając przy tym kilku homofobicznych farmazonów, którymi ciskali w moją twarz, jakby naprawdę sądzili, że mogą mnie nimi obalić.

Dłużej nie użalając się nad swym losem, ponieważ przecież mogło być zawsze gorzej, wziąłem szybki prysznic, swoje kręcone włosy ułożyłem, by trzymały się w ładzie przez cały dzień i nałożyłem na blade ciało moje ulubione ubrania.

– Jak spałeś, synu?

Usłyszałem głos mojego ojczyma po tym, jak przyżądziłem kanapki na drugie śniadanie i spakowałem do swojej torby mały kartonik pomarańczowego soku. Skrzywiłem się na to określenie. Wydało mi się, że nadal nie byłem przyzwyczajony do tego, że po siedemnastu latach mojego życia, gdy samotnie wychowywała mnie moja mama - ta wyszła zamąż.

Robin nie był złym mężczyzną, przeciwnie - wręcz należał do bardzo ułożonych ludzi i być może przez to ciężko było mi się oswoić z nową sytuacją. Ja, zwykły Harry Styles, w przeciągu kilku miesięcy stałem się nie tak prostym Harrym, a synem jednego z bardziej bogatych facetów w moim skromnym miasteczku, choć na zmianę nazwiska oficjalnie nie pozwoliłem.

– Właśnie, jak spałeś, Haroldzie? – wzdrygnąłem się na damski głos mojej siostry, Gemmy, która zakradła się, by wypowiedzieć te słowa prosto do mojego ucha. Niekontrolowanie podskoczyłem na piętach, gdy przygotowana przeze mnie kromka chleba upadła masłem w dół na zimną, kuchenną podłogę. Byłem pewny, że ta przeklęta brunetka zrobiła to specjalnie.

– Dopóki nie ujrzałem twojej twarzy, mój dzień nie należał do tak tragicznych... – zacząłem swoją wypowiedź, patrząc srogo na rozbawioną minę siostry, gdy podnosiłem z białych kafelek moje śniadanie. – Mimo to dziękuję, że pytacie – kiwnąłem głową, słowa kierując bardziej w stronę mojego ojczyma, i miękko uśmiechnąłem się do niego. Wiedziałem, że Robin się stara, że mu zależy... Wiedziałem również, że zdążył mnie już poznać i zdawał sobie sprawę z tego, że potrzebuję trochę czasu, by to wszystko ułożyć w swojej lokowanej głowie. Mimo wszystko okazywałem mu swoją wdzięczność. Byłem wdzięczny głównie przez to, jak dobrym partnerem jest dla mojej mamy.

– Gemma! – zaśmiałem się na ton, którego użyła moja mama, by zbesztać starszą dziewczynę.  Uśmiechnąłem się do niej serdecznie, chichocząc i pokazując jej język, kiedy przewracała w tym momencie oczami. Miałem już ubierać plecak na moje wystające z lekka łopatki, gdy Gemma wesoło klasnęła w dłonie, co oznaczało, że ma nam jeszcze coś do wyznania. Z tego powodu usiadłem z powrotem przy kuchennym stole.

– Skoro już jesteśmy całą rodzinką... – odchrzaknęła, zakrywając usta dłonią złożoną w piąstkę. – Chciałam przyprowadzić na dzisiejszą kolację mojego nowego przyjaciela. Myślę, że go polubicie, wiele pomógł mi w ostatnim czasie – uśmiechnęła się, spoglądając na Robina i na mamę, widocznie wyczekując odpowiedzi.

– Jeśli nie będzie tak chamski i zrzędliwy, jak twój były chłopak, nie mam nic przeciwko! – mama wyszczerzyła się, przytulając do boku swojego męża. Na mojej twarzy pojawił się grymas, kiedy przypominałem sobie Dynala, którego Gemma sprowadziła jakieś dwa tygodnie temu. Był wyjątkowo niewychowaną osobą. Zachowywał się gorzej, niżeli osoby w moim wieku.

– Nie, nie, nie! – Gemma zarechotała, machając rękami w geście obronnym. – On jest zupełnie inny i jest jedynie moim przyjacielem. Po prostu myślę, że możemy miło spędzić czas przy stole rodzinnym. Oczywiście jeśli Harry nie zacznie opowiadać jakiś głupot ze szkoły i nie będzie przemądrzał się swoimi cudownymi ocenami. Lub nie powie czegoś na temat boskiej klaty aktora z filmu Pamiętnik – poklepała moje ramię w spazmach kpiącego śmiechu.

Moje policzki lekko piekły, co oznaczało, że musiałem się mocno zarumienić. Poraz kolejny tego dnia posłałem jej ostrzegające spojrzenie, zaciskając usta w równą linię.

To naprawdę nie moja wina, jak wielką sympatią darzę ten romantyczny i piękny film. A klata Ryana Goslinga sprawia, że jeszcze częściej wracam do oglądania go.

– Dobrze, a więc.. – zauważyłem, że zdążyłem się już rozmarzyć i z myśli wyrwał mnie głos matki – jak ten chłopiec się nazywa?

Na to pytanie głową Gemmy wystrzeliła w górę, a na jej twarz wyjrzał dumny uśmiech.

– Louis... Nazywa się Louis Tomlinson.


**

Jest pierwszy rozdział! Bardzo krótki w porównaniu do innych, ponieważ chciałam, aby było to takie dosyć zwięzłe wprowadzenie w historię życia głównego bohatera.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz