31. Nie mogę się dłużej do ciebie nie odzywać.

5.4K 257 262
                                    

Kiedy Lou uruchomił kierunkowskaz uświadomiłem sobie, że jesteśmy już niemal pod jego posiadłością, więc z towarzyszącym mej twarzy uśmiechem, sięgnąłem po swoją podręczną torbę z ubraniami i potrzebnymi rzeczami, które tam miałem. Nasza dwójka opuściła auto dokładnie w momencie, w którym na podjazd wjechał mój przyjaciel. Byłem dosyć podekscytowany, ponieważ Horan jeszcze nigdy wcześniej nie był w domu Louisa.

– Pokoik jest teraz całkiem pusty i biały, aż roznosi się echo – oznajmił szatyn, opierając się o maskę samochodu. Wiatr, który wpadał do auta przez odsuniętą szybę, unosił jego włosy mierzwiąc je. Dał mi klucze do domu, kiedy on i Niall myśleli, co najpierw wziąć w ręce.

Po wejściu do środka, zapaliłem światło w przedpokoju, ściągnąłem buty i zostawiłem dla nich otwarte na oścież drzwi, zanim ulotniłem się prędko do większego pokoju, aby im nie przeszkadzać, gdy zaczną wnosić meble.

Już po chwili, kiedy ja siedziałem na kanapie, chłopcy wnieśli największe pudło z łóżeczkiem. Poczułem, że chcę im pomóc, ale niestety nie mogłem ze względu na swój stan. Z resztą Louis krzyczałby, kiedy wziąłbym malutkie, najmniejsze pudełko do ręki.

Jego opieka względem mnie i dziecka była taka... urocza. Czasem trochę męcząca, ale wciąż topiłem się pod jego troską.

Chłopcy wnieśli później jeszcze pudło z kołyską, przewijakiem oraz krzesełkiem, nim obaj praktycznie rzucili się na kanapę, oddychając głęboko.

– Może zrobię wam coś do picia, a przy okazji sobie? – klasnąłem w dłonie, zmierzając do kuchni. Przyda im się coś orzeźwiającego, prawda? Oni jedynie wymamrotali coś niemrawo pod nosem, a więc po wyjęciu z szafki dwóch szklanek, nalałem do nich zimnej wody.

Zauważyłem stojącą przy oknie miskę z pomarańczami, których zapach unosił się w pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się na myśl, że Louis w końcu zaczął kupować więcej zdrowych produktów, nawet jeśli kupił je głównie dla mnie. Dodałem wyciśnięty sok do każdej ze szklanek.

– Proszę bardzo! – zaświergotałem niemal wlatując do salonu.

– Dziękuję, kochanie. Przed nami jeszcze dużo pracy – powiedział Louis i również Niall podziękował mi krótko, gdy podałem mu sok.

– Ciąża ci służy – rzucił blondyn, leniwie się mi przyglądając. – Zawsze promieniowałeś, a teraz naprawdę przechodzisz sam siebie.

Uśmiechnąłem się pod nosem, sięgając po poduszkę, aby następnie uderzyć nią nogę Nialla, żeby nie było zbyt cukierkowo.

– Ty też jesteś niebrzydki – wzruszyłem ramionami, wystawiając do niego język, kiedy widziałem jak się naburmuszył.

Odwracając się na pięcie, postanowiłem ruszyć w kierunku pokoiku dziecięcego, pomimo iż nie mogłem tam jeszcze nic zastać. Mogłem wyobrazić sobie, jak je urządzimy i po prostu... poczuć to. Poczuć, że naprawdę niedługo będziemy tam żyć z naszą rodzynką. Pokonując kolejne stopnie dryfowałem wzrokiem po pustych ścianach wyobrażając sobie na nich ramki ze zdjęciami. Chciałem zrobić wszystko, żeby wnieść do tego domu jak najwięcej ciepła, chociaż już i tak unosiła się w nich miła aura.

Gdy natrafiłem na pokój dziecięcy, przez chwilę opierałem się jedynie o framugę drzwi, nie chcąc uszkodzić delikatnej atmosfery, która w nim panowała. Czułem się... bardzo miękko, obserwując pusty kącik. Dopiero kilka sekund później oderwałem się od drzwi, dotykając opuszkiem palca jedną ze ścian. Stawiałem niespieszne kroki w jeszcze nie pomalowanym pomieszczeniu, w swojej głowie układając różne przykładowe ułożenia mebli, kiedy po upływie może trzech minut, usłyszałem z salonu siarczyste, pełne irlandzkiego akcentu, przekleństwo. Najwyraźniej chłopaki już zabrali się za składanie mebli. I niekoniecznie wszystko szło po ich myśli.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz