05 || Wizyta domowa.

862 49 38
                                    

Podpowiedź: "Co takiego złego zrobił mój brat, że dyrektorka musiała zjawić się w Nowym Orleanie?"

— Gdzie jest Klaus?! — powiedziała, gdy tylko Kol otworzył jej drzwi. Rozbawiony pierwotny oparł się o framugę, ciesząc się, że pozostał w domu. Nie przeżyłby, gdyby zabrakłoby mu najlepszej części dzisiejszego dnia.

— Ciebie też miło widzieć — odpowiedział. — Co cię tutaj sprowadza?

— Jestem tutaj w sprawie zawodowej, jako dyrektorka szkoły Salvatore — odparła Caroline, sprawiając, że Kol był jeszcze bardziej rozbawiony. Przeszła obok wampira i weszła do środka, widząc na balkonie resztę z jego rodzeństwa. Rebekah uśmiechała się wrednie, Elijah nie wyrażał nic po sobie, więc trudno byłoby zgadnąć jego myśli, a obok najstarszego Mikaelsona stała Hayley, ale nigdzie nie było Klausa.

— Nik nie zjawił się na dywaniku u dyrektorki, to dyrektorka przyszła do niego. — Zaśmiał się Kol. — Co takiego złego zrobił mój brat, że dyrektorka musiała zjawić się w Nowym Orleanie? — zapytał Kol, patrząc na rozgniewaną blondynkę.

— Gdzie jest twój brat? — spytała ponownie Caroline.

— Na balkonie — odpowiedział bezczelnie Kol.

— Nie ten, ten drugi. — Przewróciła oczami, zakładając ręce na biodrach.

— Wybacz, Lijah, ale najwyraźniej zanudzasz, panią Forbes — powiedział Kol.

— Kochanie, w czym mogę ci pomóc? — Klaus pojawił się kilka kroków od niej, uśmiechając się figlarnie. — Czy byłem niegrzeczny, pani dyrektor?

— Co się dzieje? — zapytała Freya, gdy stanęła obok Rebeki.

— Nik ma kłopoty u dyrektorki. Najwidoczniej bardzo ją rozgniewał.

— Ty! — powiedziała do Klausa, dotykając palcem wskazującym jego torsu. — Nie zjawiłeś się na wezwanym spotkaniu, zamiast tego przysłałeś Rebekę. Czy unikasz mnie przez powód, o którym wiemy my oboje, panie Mikaelson?

— Byłem ostatnio zajęty, dlatego wysłałem Rebekę — odpowiedział Klaus, kiedy Rebekah przewróciła oczami. — Czy coś ważnego się stało?

— Powinnam się zmartwić, gdy tylko Hope przyniosła mi jabłko, ale to zignorowałam, bo to normalne dla dzieciaków w jej wieku, ale potem zaczęła mi przynosić czekoladki, pączki, ptysie, kwiaty, zaczęło się od jednej róży, skończyło na bukiecie.

— Hope cię kocha, dlatego przynosi prezenty ulubionej dyrektorce — wyjaśnił Klaus z wzruszeniem ramion. Elijah pokręcił głową na zachowanie swojego brata, Kol wciąż mówił o Klausie, jako o geniuszu, a Rebekah nie wiedziała, czy powinna być zaskoczona, czy rozbawiona, a Hayley była wkurzona, a Freya zdezorientowana. — Nie rozumiem, co jest złego dawaniu prezentów.

— Bo nie są od Hope, tylko od ciebie. Przestań kierować swoją córką, nie potrzebuję tych prezentów.

— Co jest nie tak, że chcę dać ci prezent? To nic złego.

— Wiesz, że nie lubię prezentów, szczególnie tych kosztownych. Myślisz, że można mnie kupić?

— Nie, oczywiście, że nie, kochanie, ale uważam, że powinnaś mieć wszystko, co najlepsze na tym świecie. — Caroline przewróciła oczami na odpowiedź Klausa.

— Nie potrzebuję tego. Nie chcę tych prezentów — oznajmiła Caroline, wręczając Klausowi diamentową bransoletkę, którą dostała od jego córki. — Nie mogę tego przyjąć.

— Dałeś jej bransoletkę, która należała do królowej Anglii Marii II Stuart?! — krzyknęła Rebekah.

— To należało do królowej Anglii?! — wykrzyknęła Caroline, zaskoczona, że miała tak cenny przedmiot w swoich dłoniach.

— Ukradłeś tą bransoletkę? — zapytał Elijah.

— Nie ukradłem, tylko mi ją dała.

— Na pewno nie dobrowolnie. — Caroline założyła ręce razem, patrząc uważnie, kiedy Klaus się uśmiechnął.

— Zagroziłem jej życiu.

— Mogłam się tego spodziewać — powiedziała blondynka.

Po chwili po schodach zbiegła siedmioletnia Hope, która ucieszyła się, że zobaczyła swoją dyrektorkę. Lubiła Caroline od czasu, gdy tylko ją poznała w szkole w Mystic Falls. Młoda kobieta była od samego początku bardzo miła, a do tego jej ojciec darzył blondynkę sympatią.

— Dzień dobry, pani Forbes — przywitała się Hope, uśmiechając się do wampirzycy. Stanęła obok ojca, a teraz Caroline miała przed sobą prawdziwy dowód, jak ta dwójka jest do siebie podobna.

— Dzień dobry, aniołku.

— Tato, czy już powinnam dać te bilety do Rzymu, które miałam dać pani Forbes? — zapytała Hope niewinnie swojego ojca, który próbował powstrzymać swoje dziecko przed ujawnieniem tego, ale jego córka go sprzedała.

— Klaus! — krzyknęła Caroline.

— Niespodzianka, kochanie. — Uśmiechnął się, próbując odkupić swoje łaski u dyrektorki. — To prezent na twoje urodziny.

— Urodziny mam za pół roku — wyznała blondynka, patrząc na Klausa jak na złego ucznia, który coś narozrabiał. — Hope, powiedz, co się robi z niedobrymi uczniami, gdy narozrabiają?

— Stawia się ich w kącie, proszę pani.

— Twój ojciec był bardzo niegrzeczny, gdzie powinien teraz stać, Hope?

— W kącie. — Uśmiechnęła się Hope, ciesząc się z tej sytuacji. Wszyscy zaczęli się śmiać, gdy Klaus był bezradny. Nie mógł uwierzyć, że jego córka mogła go tak potraktować. Dwie kobiety jego serca, a są przeciwko niemu. — Tatusiu, byłeś niegrzeczny, dlatego powinieneś stanąć w kącie. Dobrze, pani Forbes?

— Bardzo dobrze. Klaus, słyszałeś, do kąta. — Caroline uśmiechnęła się słodko do Klausa, kiedy z ponurą twarzą się odwrócił i stanął w kącie. — Będziesz tam stać przez piętnaście minut, a jak się ruszysz, złożę kolejną wizytę. Hope doniesie mi, czy byłeś grzeczny.

Caroline skierowała się w stronę drzwi, kończąc już spotkanie, ale po chwili usłyszała swoje imię, więc się odwróciła, widząc Klausa odwróconego do niej, który nie był w kącie.

— Myślę, że będziemy potrzebowali twojej kolejnej wizyty, byłem niegrzeczny i się ruszyłem. — Uśmiechnął się swoimi słynnymi dołeczkami.

— Niech cię diabli — odparła Caroline, odwracając się ponownie, a kiedy była już przy drzwiach, krzyknęła. — Za miesiąc chcę cię widzieć w moim gabinecie, panie Mikaelson!

Dopóki siebie nie odnajdziemy || KlarolineWhere stories live. Discover now