Rozdział 1

4.5K 93 21
                                    

- Te lody są przepyszne! Za chwilę dostanę lodowego orgazmu. – zaczęłam dławić się ze śmiechu, swoją porcją lodów na słowa przyjaciółki.

- Tak, zdecydowanie najlepsze lody w Broken City. – tuż po zakończeniu roku akademickiego, obie z Vivienne wybrałyśmy się na lody, świętować. Vivienne to śliczna, średniego wzrostu, ciemna blondynka o niebieskich oczach. Razem studiujemy prawo. Znamy się od przedszkola i jesteśmy dla siebie jak siostry.

- Kurde, już jest 14? – powiedziałam spoglądając na zegarek, na nadgarstku.

- Mhm. Spieszysz się gdzieś?

- O 16 przychodzi mój nowy współmieszkaniec, żeby wnieść swoje rzeczy i od dzisiaj zaczyna mieszkać w moim domu.

- Kto to jest? Widziałaś go już?

- Ty też go już widziałaś. – na moje słowa przestała pochłaniać swoją porcję lodów i posłała mi pytające spojrzenie, unosząc lewą brew.

- To Adrien Hill. – Vivienne otworzyła lekko usta, będąc w chwilowym szoku, jednak po chwili się otrząsnęła.

- W takim razie masz zajebiste szczęście i możesz czuć się jakbyś trafiła szóstkę w Totka.

- Szkoda, że tak się nie czuję. – rzuciłam w jej stronę, wzruszając ramionami.

- Czyli ty tak na serio z tym, że Ci przeszło. – bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Tak. Było, minęło, nie wróci. Jego wyjazd pomógł mi o nim zapomnieć. Nie widziałam go przez dwa lata, nic dziwnego, że mi przeszło. Poza tym, podobał mi się wyłącznie z wyglądu, z charakteru nie wiem jaki jest.

- Za niecałe dwie godziny w końcu się przekonasz o jego charakterze.

- To tak naprawdę będzie tylko pierwsze wrażenie. Żebym mogła poznać jego usposobienie musi minąć zdecydowanie więcej czasu.

- Może po tym czasie się zakochasz. – poruszyła zabawnie brwiami.

- Co? Nie! Nie wierzę w coś takiego jak „zakochanie", zauroczenie owszem, ale nie zakochanie...

- Taaa...pożyjemy, zobaczymy kochana. – stwierdziła, mrugając do mnie, na co przewróciłam oczami. Postanowiłam zakończyć ten temat bo wiedziałam, że za cholerę jej nie przekonam. Sama jestem bardzo uparta, ale ona jest dwa razy bardziej ode mnie...

***

Gdy wróciłam z kawiarni była 15, postanowiłam położyć się na pół godziny bo zachciało mi się spać, niby mogłabym zrobić sobie kawę, ale ona nigdy na mnie nie działała, a wręcz chciało mi się spać jeszcze bardziej.

Nie mam pojęcia co mi się śniło, ale wiem, że słyszałam jakiś dziwny dźwięk. Jakby dzwoniący domofon? Ale zignorowałam go. Za dobrze mi się spało aby miało mnie cokolwiek wybudzić. Jednak ten cholerny dźwięk w ogóle nie cichł, zirytowana obudziłam się.

Nagle dostałam olśnienia.

- Cholera! – wstałam szybko, potykając się o własne nogi i pobiegłam do domofonu, naciskając przycisk. Nawet nie sprawdziłam kto dzwoni, a jeśli to nie Adrien, tylko ktoś całkowicie mi nieznajomy? Brawo Vanessa...

Wyjrzałam przez okno z salonu i zobaczyłam Hilla. Czyli jednak to on. Powinnam do niego zejść, prawda? Przeszłam przez mieszkanie, kierując się w stronę drzwi, przelotnie zerknęłam w lustro na korytarzu i zamarłam. Wyglądam jakby walnął we mnie piorun. Mam okropną szopę na głowie, a na czole odcisnął mi się guzik, zapewne od poszewki na poduszkę. Zajebiście po prostu. Wróciłam się szybko do łazienki w celu uczesania per szopy oraz zasłonięcia włosami jakoś tego odcisku. Wygładziłam jeszcze moją koszulkę z napisem „ZARA szlag mnie trafi", swoją drogą bardzo trafne określenie...i wyszłam na klatkę.

Claret NightWhere stories live. Discover now