Rozdział 29

1.3K 39 2
                                    

Zeszłam po schodach na boso, nie zważając nawet na to, że płytki są niesamowicie zimne.

Odkluczyłam drzwi i wpuściłam zapłakaną przyjaciółkę do środka, którą od razu przytuliłam.

- Już dobrze, spokojnie. - gładziłam ją po plecach chcąc, żeby się uspokoiła. - Chodź na górę. - wzięłam jej torbę z rzeczami i udałyśmy się do mnie. 

- Zaniosę Ci tą torbę do mojego pokoju. - kiwnęła głową, a ja zrobiłam to co zamierzałam i poszłam do salonu, w którym już siedziała o dziwo na dywanie, nie na sofie i dalej zanosiła się płaczem. Usiadłam po chwili skrzyżnie obok niej.

- Co się stało? - ja wiem, że to niewygodne pytanie i bolesne, ale nie pomogę jej nie wiedząc jaki przebieg miała ich rozmowa.

- Od razu jak wyszłaś, zapytałam się czy możemy porozmawiać. Zgodził się, ale nie bardzo rozumiał o co mi chodzi. Ja wiem, że miałam się nie denerwować i nie wybuchać, ale nie wytrzymałam i wybuchłam…- wstrząsną nią kolejny szloch, a ja złapałam się za głowę. No to ładnie. - On się na mnie zdenerwował za to, że mu nie ufam i potem od słowa do słowa, aż w końcu wzięłam pierwszą lepszą torbę i pakując to co wpadło mi w ręce, wyszłam i tak trafiłam pod Twój dom. - przytuliłam ją ponownie.

- Teraz będzie trudno to jakoś naprawić, moim zdaniem teraz musicie oboje nieco ochłonąć i porozmawiać znowu. Ale nie tak jak dzisiaj. Tylko całkowicie na spokojnie, bez unoszenia się i denerwowania siebie wzajemnie.

- Dlaczego to zawsze ja muszę mieć takie problemy? Jak już się wszystko zaczęło układać to zdarzył się ten wypadek Willa, a teraz ta kłótnia. - wytarła oczy wierzchem dłoni, a ja widząc to podałam jej chusteczki. - Dobrze, że Ty nie masz takich problemów miłosnych. - cóż...

- Właściwie to przed Twoim przyjazdem tutaj zerwałam z Adrienem. - wzruszyłam ramionami.

- Co? Jak to?

- Po prostu, tak miało być.

- Ale, nie możesz się tak łatwo poddawać, skoro go kochasz.

- Ja go nie kocham.

- Co? - zapytała coraz bardziej w szoku.

- Nie kocham go. Dlatego nie było sensu ciągnąć tego dalej.

- Jest ktoś?

- Hm? - zapytałam głupio jakbym nie usłyszała jej pytania, co było nie prawdą.

- Pytałam, czy jest ktoś inny?

- Tak, ale nie pytaj mnie o nic więcej, proszę. - zrobiła zdziwioną minę, ale pokiwała głową.

Wstałam i poszłam zrobić Kate do picia gorącą herbatę, przyniosłam jej także leki na uspokojenie, bo coś czuję, że sama nie zdoła się uspokoić.

Po moich namowach, przyjaciółka w końcu ulega i siada na sofie, rozmawiamy przez jakiś czas, po czym Kate zasypia, zmęczona ciągłym płaczem.

Orientuję się, że jest już grubo po północy i nie chcę budzić Roberts, ale nie mogę pozwolić na to, żeby spała na kanapie. Obudziłaby się rano z potwornym bólem kręgosłupa, wiem coś o tym. Bo w końcu kto jak nie ja, gdy nie może spać robi sobie kanapki i przechodzi do salonu na sofę, żeby pooglądać bajki? Na wspomnienie mojego ulubionego sposobu na bezsenność, mimowolnie się uśmiechnęłam, pomimo tego, że zawsze wtedy zasypiam w salonie i budzę się cała obolała, to i tak jest to miłe.

Po chwili jednak dopada mnie melancholia, gdyż uświadamiam sobie, komu o tym powiedziałam. Niemal od razu mój uśmiech znika z twarzy, a zastępuje go posępna mina.

Claret NightWhere stories live. Discover now