Rozdział 6

3.4K 73 19
                                    

- Chanel! – uradowana suczka kiedy tylko zobaczyła mnie w drzwiach mieszkania moich rodziców, od razu rzuciła się na mnie i obdarowała mnóstwem psich całusów. – Tak, ja też za Tobą bardzo tęskniłam. – nie miałam szans choć przez chwilę ustać na nogach pod ciężarem swojego doga niemieckiego, dlatego teraz siedzę na podłodze i tulę się do swojego psa.

- Jak tylko usłyszała dźwięk domofonu, zaczęła kręcić się w kółko z radości. Wyczuła, że to Ty. – moja mama wyłoniła się z korytarza i ruszyła w naszą stronę, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji.

- Bo ona jest mądra i zawsze wie, kiedy jej kochana pani wraca do niej. – powiedziałam do mamy, jednak nadal byłam zwrócona do Chanel, która teraz leżała na moich nogach. Jeny, ona jest jeszcze cięższa niż była! Widzę, że mama dobrze o nią zadbała.

- No dobrze, już dobrze. Starczy już tych czułości. Choć Chanel dostaniesz ciasteczko. – i właśnie w tym momencie suczka jak zaczarowana pobiegła za moją rodzicielką do kuchni. Nie ma to jak własny pies, który zostawia Cię dla ciastka...

Wstałam z podłogi, otrzepując swoje spodnie i również ruszyłam w stronę kuchni.

- A tata gdzie?

- Siedzi w swoim gabinecie i pisze raport.

- To nie idzie dzisiaj do biura?

- Idzie, ale dopiero później. – pokiwałam głową na znak, że rozumiem i usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej.

- Opowiadaj córcia, jak tam było nad jeziorem?

- Za krótko, zdecydowanie. Ale i tak zdążyłyśmy być trzy razy na plaży, byłyśmy w wesołym miasteczku oraz na pobliskim targu...o właśnie! Mam dla was prezenty. – przypomniałam sobie, poczym pobiegłam po swoją torebkę, którą zostawiłam w holu. Wróciłam z dwiema malutkimi torebeczkami oraz małym piszczącym delfinem, którego kupiłam dla Chanel. – Proszę – podałam mamie różową torebkę. Od razu zajrzała do środka wyjmując bransoletkę z ciemnoróżowych muszelek.

- Vanessa...nie musiałaś kupować prezentów.

- Ale chciałam, podoba Ci się?

- Oczywiście, że tak! Dziękuje córciu! – przytuliła mnie, całując w czoło, co było niemałym wyczynem, ponieważ jest ode mnie niższa.

- Nie ma za co. Idę zanieść prezent tacie. – jak powiedziałam tak też zrobiłam i udałam się w stronę gabinetu. Zapukałam i po usłyszeniu „proszę" weszłam do środka.

- Cześć tato!

- O Vanessa, już wróciłaś? – ech cały mój tata, jest tak zapracowany, że nie słyszał nawet domofonu. – Jak było na działce? Wyszalałyście się z dziewczynami?

- Pewnie, że tak i było fajnie, chętnie pojechałabym tam jeszcze raz. Mam dla Ciebie prezent. – podałam tacie niebieską torebkę, z której wyjął figurkę delfina. Tak wiem znowu delfin, ale co ja poradzę, że ta figurka jest taka śliczna?

- Dziękuje Ci bardzo córeczko, nie musiałaś. – uśmiechnęłam się.

- Powiem to samo, co przed chwilą mamie, ale chciałam. – miałam już wychodzić bo mama wołała nas na ciasto, ale zatrzymał mnie głos taty.

- Vanessa poczekaj chwilę. Korzystając z okazji, że mama nie słyszy bo zaraz by na mnie nakrzyczała, że się wtrącam to mam pytanie. – patrzyłam na tatę wyczekująco. – Ten Twój współlokator...zaraz jak on ma...Adrien, czy zachowuje się wobec Ciebie stosownie? – posłałam tacie zdziwione spojrzenie, nie rozumiejąc do czego zmierza. – Chodzi mi o to czy nie naprzykrza Ci się i czy trzyma łapy przy sobie. – wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, ja wiem nie powinnam, ale mina mojego taty była bezcenna, taka poważna i groźna. Kiedy odzyskałam oddech, postanowiłam od razu to sprostować zanim mój tata wpadłby na pomysł złożenia wizyty Hillowi w celu udzielenia mu reprymendy.

Claret NightWhere stories live. Discover now