Rozdział 11

1.5K 67 2
                                    

Ważna notka pod spodem!

A teraz zapraszam na rozdział :)

Noah

Rozmowa z przyjaciółką mojej przeznaczonej nie była tym co bym chciał w tej chwili robić, ale jak na człowieka wydawała się w miare normalna. Na samym początku myślałem, że zacznie krzyczeć coś o wilkach, ale ku mojej uciesze nic takiego nie nastąpiło.

Iza zaczęła wypytywać mnie o moją rodzinę, bliskich i przyjaciół, ale jak się dowiedziała, że wszyscy zginęli w pożarze posmutniała i przestała się dopytywać.

Po godzinie siedzenia w kawiarni i pochłonięciu z 4 kawałków sernika telefon Amelii zaczął dzwonić.

Dziewczyna nas przeprosiła i odeszła od naszego stolika.

Między mną a Izabelą panowała grobowa cisza. Żadne z nas nie chciało zaczynać rozmowy po moim wyznaniu i siedzieliśmy czekając, aż wróci Am.

Po kilku minutach zauważyłem powracającą do nas dziewczynę, ale nie miała zbytnio radosnej miny.

-Skarbie co się stało?-zapytałem zmartwiony.

-Mój ojciec dzwonił... Powiedział, że dzikie wilki zaczęły atakować nasze północne tereny i mamy jak najszybciej się pojawić w domu głównym- powiedziała i zaczęła wstawać od stolika.

-Miło było Cię poznać Izabelo-zwróciłem się do dziewczyny i uścisnąłem jej rękę.

-Mi Ciebie również-powiedziała i oddała uścisk uśmiechając się lekko- Ami spotkamy się jeszcze zanim wrócisz do Akademii?

-Izzy nic nie mogę ci w tej chwili obiecać. Przepraszam, ale już musimy iść- powiedziała Amelia.

Dziewczyny szybko się uściskały po czym wyszliśmy z pomieszczenia.

******

Po kilku minutach byliśmy już pod domem głównym watahy mojego słoneczka. Wbiegliśmy po schodach na górę i szybko weszliśmy do gabinetu jej ojca gdzie byli już wszyscy zebrani.

-Dobrze, że już jesteście, bo właśnie omawiamy plan działania- powiedział jej ojciec i skinął mi głową- wszystkie omegi pójdą w dwóch grupach i rozdzielą się atakując wroga od wschodu i zachodu. Ja, Amelia, Noah i bety pójdziemy na nich od przodu. Okrążymy ich, tak żeby nie mieli z nami żadnych szans.

Wszyscy przyjęli do wiadomości rozkazy i wyszliśmy przed dom na zgrupowanie gdzie stali już wszyscy wojownicy.

Tak jak mówił Alfa rozdzieliliśmy się na trzy zespoły i ruszyliśmy do ataku.

Poszliśmy na polanę za domem. Stanęliśmy i zaczęliśmy się przemieniać, żeby mieć równe szanse z tamtymi.

Czułem już jak moje kości się przestawiają. Mój wilk przejmował nade mną kontrolę. Czułem się tak jakbym rozciągał długo nieużywany mięsień.

~O tak. Nareszcie!- powiedział mój wilk wyjąc z zachwytu.

Stanąłem wreszcie na czterech łapach.

Spojrzałem w prawo i aż zaparło mi dech w piersiach. Stała tam piękna biała jak śnieg wilczyca i patrzyła prosto na mnie.

Podszedłem do niej. Byłem trochę wyższy, no bo w końcu byłem samcem, a do tego Alfą.

Schyliłem mój ciemnobrązowy łeb i wtuliłem się w szyje tej pięknej istoty. Ona także zaczęła poruszać łbem i słyszałem, że zaczęła cicho warczeć z rozkoszy.

Boże jaki to był piękny dźwięk!

Z tego transu wyrwało mnie warknięcie. Już chciałem skoczyć temu komuś do gardła za przerywanie mi takiej chwili, ale odwróciłem się i zobaczyłem wielkiego czarnego wilka przede mną.

Górował nawet nade mną, więc domyśliłem się, że to jest ojciec mojego skarba.

Po chwili ruszyliśmy w stronę lasu. Pędziliśmy z wiatrem, żeby trudniej było nas wywęszyć, ale pewnie wróg i tak wiedział, że się zbliżamy.

Po około dwóch kilometrach zobaczyliśmy ich. Panoszyli się po nie swoim terenie oznaczając wszystko co popadnie.

Nie wytrzymałem. Rzuciłem się do ataku, a zaraz za mną skoczyli pozostali.

Walka trwała zawzięcie. Wszyscy wykańczali przeciwników, którzy padali jak muchy.

Nie mieli z nami najmniejszych szans.

Kiedy pokonałem kolejnego wilka odwróciłem się i zobaczyłem jak jakiś kundel właśnie walczy z moim kwiatuszkiem.

Już chciałem jej pomóc, ale świetnie sobie radziła. Pokonała go z łatwością, ale nie zauważyła kolejnego atakującego z boku.

Kiedy go spostrzegła było już za późno. Amelia leżała na ziemi nieruchoma. Ten bydlak ugryzł ją w bok i rana coraz bardziej krwawiła. Nie mogłem na to patrzeć.

Wściekły rzuciłem się na tego pchlarza i wgryzłem mu się w szyje. Zaczął się szarpać, ale po chwili zawisł już bez tchu w moim pysku. Wyrzuciłem go i pobiegłem do Amelii.

Przemieniłem się przy niej. Jej rana coraz bardziej krwawiła. Szybko chwyciłem za telefon, który miałem w spodniach i zadzwoniłem po medyka. Streściłem mu co się wydarzyło i podałem naszą lokalizację. Powiedział, że przybędzie jak najszybciej.

Oby nie było za późno.

-Trzymaj się skarbie-powiedziałem.

A potem nastała ciemność.



♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦

Hej wszystkim tym, którzy czytają moje wypociny!

Woah to chyba mój najdłuższy rozdział...

Chciałam przeprosić za moją nieobecność, ale wattpad nie chce ze mną zbytnio współpracować i usuwa mi rozdziały jak je tylko wstawię.

Mam dla was propozycję. Chcielibyście może maraton?

Jeśli tak to piszcie w komentarzach, na pewno przeczytam!

Do następnego! ♥

Dziecko księżyca (Zakończone)Where stories live. Discover now