Rozdział 21

898 51 1
                                    

Amber

Wstałam na zajęcia, jak codziennie rano. Umyłam się, ubrałam i zjadłam śniadanie. Postanowiłam pobiegać jeszcze przed szkołą. Ubrałam buty do biegania i wyszłam z pokoju, wcześniej zamykając go na klucz. Poszłam wzdłuż korytarza i zbiegłam po schodach w dół.

Była jeszcze wczesna pora i na korytarzach ziała pustka. Przeszłam już spokojnie do drzwi wejściowych i wyszłam na chodnik prowadzący do budynku z salami.

Zaczęłam powoli biec w tamtą stronę.Minęłam budynek i wbiegłam w las.

O tak. tutaj czułam się jak w domu, ale to chyba jak każdy wilk. Uwielbiałam biegać po lesie w samotności. Mogłam przemyśleć i poukładać sobie wszystko w głowie.

Brakowało mi wspólnego mieszkania z Amelią i Leah, ale co ja mogę zrobić? Poznały wreszcie swoich przeznaczonych. Wydają się szczęśliwe.

Co ja gadam.

To geny każą im być szczęśliwymi.

Tylko i wyłącznie geny!

To nie jest szczęście moim zdaniem, tylko wymuszenie więzi z nieznanym sobie człowiekiem czy też wilkiem. Nie mam zamiaru mieć Mate. Nie, ja tego nie chcę.

Jak się pojawi ktoś taki na mojej drodze to prędzej mu rozszarpie gardło, niż oddam się mu.

Zaczęłam bardziej przyspieszać przez te wszystkie myśli. Moja wilczyca nie dawała mi spokoju i zaczęła na mnie warczeć. Nie dałam się jej i biegłam dalej.

Chwilę później spojrzałam na zegarek i spostrzegłam, że mam tylko pół godziny do pierwszego dzwonka na lekcje. Skręciłam w stronę akademika. Wbiegłam po schodach na górę. Otworzyłam drzwi do pustego już pokoju. Wbiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic.

Zapatulona w mój ulubiony puchaty ręcznik udałam się do pokoju, wyciągnęłam z szafy swój mundurek i szybko się w niego wbiłam. Zgarnęłam plecak ze stołu w salonie i szybko wybiegłam, wcześniej zamykając drzwi za sobą, na zajęcia, które miały się zacząć lada chwila.

Będąc już na dole poczułam jakiś dziwny zapach. Przystanęłam i zaczęłam węszyć. Moja wilczyca wierciła się strasznie. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi.

Zignorowałam to wszystko i poszłam w stronę sal. W połowie drogi uświadomiłam sobie, że nie wzięłam telefonu z pokoju.

Obróciłam się na pięcie i ruszyłam ze spuszczoną głową przed siebie.

Przeszłam kilka kroków, a usłyszałam gdzieś z przodu warczenie. Zignorowałam to i nadal wpatrywałam się w swoje buty, pędząc przed siebie. Nie dane mi było jednak dojść na miejsce, bo to warczenie zaczynało się robić coraz wyraźniejsze.

Wkurzona już na maksa, kto może mi przeszkadzać w mojej małej misji, zatrzymałam się i spojrzałam w górę.

Przede mną stała Amelia ze swoim chłopakiem. Ta, chłopakiem. Prędzej przyszłym mężem. Szybko się zorientowałam, że to nie oni wydawali ten dźwięk.

Za nimi stał ktoś jeszcze. Chłopak, postura całkiem niezła, blondyn, ale to co przykuło moją uwagę to były oczy.

Niebieskie.

Idealny odcień błękitu. Mój wzrok zatrzymał się na nich trochę dłużej.

Zmieniły kolor.

O nie, proszę tylko nie to.

-MOJA!- nagle dobiegł do mnie jego krzyk.

Jego głos też był idealny. Taki przyjemny dla ucha. Był jak muzyka idealnie dobrana do mnie.

Nie! Stop! Ja tak nie pomyślałam! To nie może być prawda.

Chłopak ruszył w moją stronę, a ja zamiast zwiać to stałam jak zaczarowana wpartując się w jego kocie ruchy.

Podszedł do mnie wyciągając ręce, już chciał mnie objąć, ale cofnęłam się. On widząc moje posunięcie warknął cicho, tak żebym tylko ja to usłyszała.

Ponownie próbował się do mnie przytulić, ale zrobiłam szybki unik. Widząc, że go tym denerwuje chciałam uskoczyć w drugi bok, ale rozszyfrował moje zamiary i złapał mnie za ramiona.

-Gdzie uciekasz piękna?- zapytał lekko mrucząc.

-Jak najdalej od ciebie ty zapchlony kundlu!- odkrzyknęłam i spróbowałam się wyrwać z jego objęć.

-O nie, teraz kiedy już Cię odnalazłem nigdzie nie uciekniesz- odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.

Zaczęłam się coraz bardziej szarpać, ale to nie dało żadnego efektu. No może taki, że ''Pan Nigdzie Nie Uciekniesz'' był coraz bardziej wkurzony. Nagle poruszył się i zbliżył do mojej szyi. Nie zdążyłam nic już zrobić, a ten mocno wgryzł się w okolice mojego obojczyka.

Czułam coraz większy ból, który z czasem przerodził się w pożądanie. Po chwili odchylił się i uśmiechnął wyzywająco.

-Teraz nie będziesz już się stawiać kochanie- powiedział nadal się uśmiechając.

Nie podobało mi się to, wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam biec w kierunku akademika. Po drodze napotkałam przerażonych całą tą sytuacją Amelie i Noah'a. Olałam ich i pobiegłam dalej.

Niestety moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam w dół. Ostatnim co poczułam był przeszywający ból w kolanie. Potem nastała tylko ciemność.

Dziecko księżyca (Zakończone)Where stories live. Discover now