Rozdział 23

866 43 1
                                    

Noah

To co padło z ust chłopaka przede mną, wstrząsnęło mną dogłębnie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Nie mogłem się ruszyć. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałem jak wryty i patrzyłem się na dumną twarz człowieka, przez którego moja ukochana leżała  przez kilka tygodni pogrążona w śpiączce. Miałem ochotę rzucić się na niego i rozszarpać go na małe strzępy, a potem wskrzesić i jeszcze raz zabić z zimną krwią. Nie zawahałbym się, gdybym był na swoim terenie, ale niestety na terenie Akademii takie zachowanie było surowo zabronione.

Wściekłość zaczęła przejmować nade mną coraz bardziej kontrolę. Starałem się zachować spokój za wszelką cenę, co było bardzo trudne w tej sytuacji.

Spojrzałem na Amelie. Na pierwszy rzut oka podzielała moje zdziwienie, ale widziałem, że zaczęła się wahać. Popatrzyła na mnie i już wiedziałem, że będą z tego kłopoty.

Chwilę później już jej przy mnie nie było. Widziałem tylko kątem oka białą plamę. Rzuciła się na chłopaka i próbowała dosięgnąć jego szyi swoimi zębami.

Z każdym kłapnięciem szczęk przybliżała się do swojego celu coraz bardziej, ale on był silniejszy. To nic, że był alfą, ona też nią była, ale to, że był alfą do tego mężczyzną już dawało mu nad nią przewagę, niestety oni byli najsilniejsi i trzeba było się z tym liczyć.

Odepchnął ją. Poleciała kilka metrów dalej.

Nie.

Nie dam rady wytrzymać.

On krzywdzi moją ukochaną.

~Noah na co ty jeszcze czekasz!- krzyknął mój wilk. To mi wystarczyło.

Rzuciłem się na niego. Może i nie byłem alfą. Może i nie byłem dość silny. Ale to, że on zrobił krzywdę mojej Amelii pchało mnie do przodu. Nie chciałem przegrać. Nie mogłem. Musiałem pokazać mu gdzie jest jego miejsce. Nawet jeśli on był najsilniejszy.

Tarzaliśmy się po ziemi oboje próbując dołożyć drugiemu. Unikałem jego ciosów, a przynajmniej się starałem to robić, co mi jakoś super nie wychodziło. Był silny, zwinny i dwa razy większy niż ja.

Przeturlał mnie na plecy. Usiadł na mnie rozkrokiem i zaczął okładać pięściami. Ledwo co widziałem na oczy, ale zarejestrowałem ruch po naszej lewej.

Amelia podniosła się na łapy. Przyglądałem się dziewczynie, która z ledwością stawia każdy krok. Kiedy zauważyła to co on robił ze mną w tym momencie spięła się i ruszyła na niego. Uderzyła go w boku rzucając go ze mnie. Nic nie podejrzewał i poleciał tak, że mogłem na spokojnie się podnieść, co nie było takie proste.

Dźwignąłem się do pozycji pionowej starając na nowo oko w oko z naszym wrogiem. Już chciałem na nowo się do niego zbliżyć i rozwalić mu jeszcze bardziej tą przystojna buźkę, ale zatrzymał mnie głos dobiegający z oddali.

-Ej! Co tam się dzieje?!- w naszym kierunku z wilczym tempie biegła dyrektorka.

Jej twarz nie wyglądała już tak przyjaźnie jak na samym początku kiedy ją poznałem. Teraz widniał na niej grymas złości, niedowierzania i zawodu.

To ostatnie było najgorsze. Nie lubiłem zawodzić innym.

Kobieta zatrzymała się koło nas mierząc nas wzrokiem od stóp do głów. Na widok Amelii w postaci wilka wkurzyła się jeszcze bardziej.

Wyciągnęła palec i pokazała nim naszą trójkę.

-Wy wszyscy. Do mojego gabinetu, ale już!

Obróciła się i skierowała w stronę budynku. Wszyscy spuściliśmy głowy i poszliśmy za nią. Wiedzieliśmy, że czeka nas pogadanka i prawdopodobnie wydalenie ze szkoły, ale na to liczyłem. Nie miałem ochoty w ogóle tu przyjeżdżać. To, że mój pobyt tutaj się skróci wydawało mi się dobrą perspektywą, ale to że będziemy mieć jeszcze większe kłopoty to już nie było takie kolorowe.

Dziecko księżyca (Zakończone)Where stories live. Discover now