20.Przy Tobie miłość była prawdziwa.

5.4K 227 81
                                    

Nicholas POV 

    - Tori, proszę... – zaczynam, chcąc objąć jej twarz, lecz Ona od razu odpycha moje dłonie.

    - Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłeś – duka, kręcąc głową w boki. – Ja ci zaufałam. Wierzyłam, że naprawdę Ci na mnie zależy. – Widząc, jak po jej policzkach spływają łzy, łamie mi się serce.

    - Przecież wiesz, że tak jest – mówię, lecz Ona jedynie spuszcza swój wzrok na dół. – Wątpisz w moje uczucia do Ciebie? – ściszam nieco swój głos.

    - Już sama nie wiem, co myśleć – odpowiada, rozkładając swoje ręce. – Właśnie się dowiedziałam, że mój chłopak potraktował mnie, jak jakąś grę. Byłam pieprzonym zakładem – syczy, a ja marzę, żeby to wszystko było chorym koszmarem.

    - To temat zamknięty i bardzo dawny. Nie wracajmy do niego – proszę, zbliżając się do niej powoli.

    - Jeśli byłby zamknięty, to powiedziałbyś mi o nim. A jednak przez tyle czasu to przede mną ukrywałeś – zauważa, na co biorę głęboki wdech.

    - Nie pomyślałem o tym – bronię się. – Byłem pijany, a chłopaki się wygłupiali. Nikt nie brał tego na poważnie – wyjaśniam, przecierając dłońmi twarz.

    - Po prostu świetnie – prycha, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Shane zdradził mnie po pijaku, Ty się zakładasz o mnie pod wpływem alkoholu. – Gorzko się śmieje. – Jesteście tacy sami – warczy, a ja doznaję szoku.

    - Wcale tak nie uważasz – zaprzeczam, bo to, co właśnie wypłynęło z jej ust, rani mnie niezmiernie, jednak Ona jedynie mierzy moją sylwetkę zrozpaczonym spojrzeniem, po czym mnie wymija. – Dokąd idziesz? – Chwytam prędko jej łokieć.

    - Do domu, muszę ochłonąć – ucina krótko, próbując się wyrwać, lecz jej nie pozwalam. – Puszczaj mnie – nakazuje stanowczym tonem.

    - Nie ma mowy, żebym puścił Cię gdzieś samą. Umrę ze strachu – oświadczam, ale Ona wcale się mnie nie słucha.

    - Lepiej idź odbierz nagrodę za swoją wygraną – rzuca, w końcu się uwalniając. – Przecież perfekcyjnie mnie w sobie rozkochałeś.

    - Chyba mi się ona nie należy, bo Ty też zdobyłaś moje serce – odpyskowuje jej, mając już dość tej rozmowy.

    Przez chwilę patrzymy sobie prosto w oczy, gdy nagle dziewczyna odwraca się na pięcie i wsiada do czarnego auta, którego właścicielami są ochroniarze. Mam zamiar do niej dołączyć, ale dochodzę do wniosku, że to nie ma sesnu. Proszę jedynie mężczyzn, aby mieli na nią oko przez cały czas. Chociaż będę miał malutką pewność, że ktoś ją ochrania.

    Przyglądam się odjeżdżającemu autu, a na samą myśl, co tu się właśnie wydarzyło, moje serce się zaciska. Przymykam swoje powieki, ściskając niezbyt delikatnie swoje włosy. Jedyne, na co w tej sytuacji mam ochotę, to po prostu cofnąć się w jebanym czasie i wszystko odkręcić.

    - Kurwa – klnę, kopiąc z całej siły kosz.

    Mimo, że powinienem wrócić do domu, to tego nie robię, a idę do znanego mi wieżowca. Byłem już tam kilka razy, dlatego dobrze wiem, że to miejsce jest dobre na uspokojenie się. Na dodatek pracuje tam koleś, który mnie zna i bez problemu mnie wpuści na ostatnie piętro.

    Opieram się o barierkę, podziwiając oświetlony Boston. W nocy nie jest tak ruchliwy, jak Nowy Jork, ale wciąż panuje tu ruch. Nawet nie zwracam uwagi, ile czasu spędzam w tym miejscu. Podoba mi się to i nie chcę niczego zmieniać.

KISS ME SLOWWhere stories live. Discover now