2 - Jesteś do niczego

1.5K 150 62
                                    

Mimo wielu ciężkich nocy, żadna nie była dla niego tak męcząca jak ta.

Chuuya zawsze był pewny siebie i bardziej wytrzymały niż reszta ludzi, których znał. To on był osobą, w której szukało się ostoi, kimś, do kogo szło się po radę czy też zwyczajnie znajomym, przy którym można było się odstresować. Rudowłosy nie był zbyt skomplikowany, raczej bezpośredni. Lubił prostotę, a zagmatwane sprawy omijał szerokim łukiem. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

W rzeczywistości, nawet jeśli chciał wieść normalne życie, przedziwne ekscesy uczepiały się go jak rzep psiego ogona. Poza prawie nigdy nieopuszczającym głowy kapeluszem, było to coś charakterystycznego dla jego osoby – czy to odpychający, wszechwiedzący sąsiad, zaczepiający go za młodu, czy to chodząca za nim, dość niebezpiecznie zauroczona koleżanka ze szkoły, znajomy namawiający go do dołączenia do jednej z podlejszych organizacji, przeganianie szemranych typów z wbudowanej w jego kamienicę kawiarenki, utrwalające się w jego głowie, zawsze mądre i adekwatne do sytuacji słowa jej właściciela – wszystkie tego typu rzeczy wydawały się być normą. Tak jak to, że przysłowiową matkę naturę otaczały przyjazne zwierzęta, tak kłopoty i dziwności nie opuszczały Nakahary na krok. Z początku wywoływało to w nim uczucie irytacji, jednak ten stan rzeczy trwał tak długo, że zdołał się już do niego przyzwyczaić. To zapewne dlatego nie mógł się zdobyć na to, by uronić łzę po śmierci przyjaciela.

Wieczór był późny, gdy Michizou Tachihara zapukał do drzwi jego niewielkiego mieszkania. Siedzący wtedy przy swoim biurku, rozwodzący się nad nowym poematem Chuuya wstał od niego niechętnie, wzdychając cicho. Odłożył okulary i z ołówkiem zatkniętym za ucho powłóczył nogami do drzwi, niemal przewracając się o nierówno ułożone buty. Poprawił je kopniakiem, nie mając siły ich odpowiednio ustawić. Nawet jego dusza wiecznego perfekcjonisty była tamtej nocy wykończona.

– Musisz mi pomóc – to były pierwsze słowa młodszego znajomego o krótkich, podobnych jemu kolorem włosach. Michizou wepchnął się do środka wąskiego korytarza, nie czekając na zaproszenie, co podniosło zmęczonemu gospodarzowi ciśnienie, choć do tego zachowania powinien być już bardziej niż przyzwyczajony.

Chłopak z plastrem na nosie był jego częstym, niekoniecznie mile widzianym gościem. Znali się z pracy, której Nakahara podejmował się w czasie, w którym nie spał lub nie pisywał amatorskich wierszy. Jako miłośnik wszelkiego rodzaju maszyn jednośladowych, poduczał się w warsztacie prowadzonym przez ojca siedemnastolatka. Był całkiem wprawiony, praktyki szły mu nieźle, toteż Itsuma Tachihara za wykonanie mniejszej robótki sypnął mu czasem groszem. Kiedy jednak nie było nic, co mógłby zrobić, pomagał właścicielowi swojej kamienicy, Ryuurou Hirotsu, w jego niewielkiej kawiarence na parterze. Staruszek często żartował, że przez swój atrakcyjny wygląd Chuuya przyciągał mu klientów, więc nie śmiał nie prosić mężczyzny o częstą pomoc. On zaś nie narzekał – sam również czerpał z tego niemałe zyski, ponadto rzadko miał coś konkretnego do roboty, więc wypełnienie swojego czasu czymś produktywnym nie było mu nie w smak.

Niebezpieczne sprawy Michizou to było jednak coś całkiem innego.

– Nie – odpowiedział niemal natychmiast i obrócił się do niego plecami.

Skierował się do znajdującego się naprzeciwko sypialni niewielkiego aneksu kuchennego, połączonego z równie małym salonem, wyposażonym jedynie w niedużych rozmiarów kanapę i telewizor. Wiedział, że wykopanie chłopaka było niemożliwe, toteż miał nadzieję, że jego ignorancja go zniechęci. Złotooki niestety poszedł za nim, robiąc pełno błotnistych śladów na niedawno tak starannie czyszczonej podłodze. Zauważywszy przeszywające szafirowe spojrzenie, cofnął się zmieszany.

– Nawet nie wiesz, o co chodzi.

Doskonale wiem, o co chodzi. Sądząc po stanie jego butów, szlajał się po niezbyt przyjaznej części Yokohamy. Najprawdopodobniej był w okolicach portu, wymieniając ukradzione ojcu pieniądze na narkotyki, co robił niemal każdego tygodnia. Chuuya o tym wiedział, bo raz przyłapał go, gdy grzebał Itsumie w torbie podczas jego chwilowej nieobecności. Z niedowierzaniem słuchał jego wyjaśnień, ale nie robił nic poza kręceniem głową. To, że się „przyjaźnili", nie upoważniało go do mieszania się w jego sprawy. Nie miał też ochoty brać udziału w niczym, co mogło naruszyć jego codzienność. Przyzwyczajenie przyzwyczajeniem, ale każda chwila spokoju była na wagę złota.

cienie nocy // soukoku shinigami auWhere stories live. Discover now