13 - Stare rany, stare dzieje

1.6K 127 153
                                    

Chociaż zbliżali się do połowy października i temperatura na zewnątrz znacznie spadła, dni Chuuyi wydawały być się wypełnione przyjemnie ciepłym słońcem. Nie ukrywając już swojego małego azylu przed jego życiodajnym światłem, a i wpuszczając je do swojego wreszcie otwartego serca, rudowłosy czuł spokój, jakiego nie doświadczył w żadnym okresie swojego iście burzliwego życia. Pioruny, które ciskały w jego wnętrzu, zdawały się być wreszcie odsunięte od centrum jego codzienności i, stłamszone ogrzewającymi promieniami, powoli zanikały, zniechęcone ciężkim przeciwnikiem. Choć bywały dni, kiedy burza wracała, szybko bywała zwalczana enigmatycznym, zimnym wiatrem, który swoją intensywnością rozwiewał jej duszność. Przywodził ze sobą to osobliwe słońce i mieszał się razem z nim, na nowo zasiewając w sercu Nakahary ten kojący stan i wyrównując szalejące w nim emocje. Mężczyzna niczego tak nie uwielbiał, jak niebieskiego nieba, które miał nad głową, gdy wszystko było na swoim miejscu, a co najważniejsze, było dobrze.

Dni mijały mu zaskakująco spokojnie – tak chciałby powiedzieć, ale nie był do końca pewien, czy mógł pokusić się o użycie takiego słowa w odniesieniu do ich przebiegu. W końcu, na co dzień miał całe mnóstwo wyczerpujących obowiązków, a po pracy zwykle czekało na niego uosobienie niepohamowanej tęsknoty oraz głupawej radości w osobie kogoś, kto zwał się Bogiem Śmierci. Jak popatrzeć na jego poprzednie życie, dni stały się raczej bardziej zwariowane aniżeli spokojne, ale to nie było absolutnie na minus. Ta wariacja, rzekłby nawet, że szaleństwo, które było jak najbardziej pożądane, było jedną wielką pozytywną odmianą, której nie zamieniłby na nic innego – porzucenie tego impulsu, który napędzał jego organizm do istnienia, sama myśl o tak haniebnym czynie wprawiała go w stan zgryzoty i drżenia ciała, typowe objawy obrzydzenia.

Poprzednie życie – tak lubił nazywać swoją codzienność przed Dazaiem. Czuł, że dzięki tej niesamowitej istocie odżył; było to dość ironiczne, zważając na całą zawiłość jego osoby, ale Chuuya się tym nie przejmował. Tak jak już postanowił i jak wbił mu do głowy: nie zamierzał pozwolić temu tak nieważnemu czynnikowi zatrząść ich codziennością. Dotyk zimnych dłoni stał się dla niego pożądaną normą, delikatne, czasem trochę agresywniejsze muśnięcia również chłodnych ust nieodłącznym elementem każdego dnia i nocy. Niespodziewane wizyty, nagłe napady czułości, głupawe obrażanie się czy też iskierka tej wszechwiedzy w głębokiej czekoladzie stały się, a raczej były od początku dla Chuuyi cudem, skarbem, o którego zamianie nawet nie pomyślał. Myśl, że gdyby nie Dazai, nie jego wsparcie, zrozumienie, obecność, istnienie, tak naprawdę nigdy by nie żył... zawdzięczał mu wiele, jak i Osamu zawdzięczał wiele jemu. Wszystko, co od niego uzyskał, było niewyobrażalnie cenne, a chwile, gdy, kładąc się spać samemu, budził się z bladą twarzą Żniwiarza tuż przed swoją, powodowały w jego sercu rozkwit największego ciepła i za każdym razem uświadamiały mu to, jak ważne jest, by być kochanym i jak budujące jest, gdy kocha się kogoś innego. Za każdym takim zdarzeniem uzmysławiał sobie, jak ogromnym szczęściem jest dla niego jego istnienie.

Owe istnienie było osobliwe w każdym swoim możliwym aspekcie. Na przykład, Chuuyę bardzo interesowała kwestia jego dość rozległej niewiedzy – Dazai przykładowo nie miał pojęcia o tym, jak funkcjonował Internet. Działanie telewizora, choć już bardziej opanowane, również nie było jego mocną stroną, a o współczesnej muzyce oraz polityce także nie było nawet mowy. Nakahara zapytał go kiedyś, skąd w takim razie wiedział, jak działa telefon komórkowy; w końcu sam nabył go z jego powodu. Musiał w takim razie się jakoś doedukować, co sam zresztą potwierdził. O samo zdobycie urządzenia nawet nie pytał – był niemal pewien, że Żniwiarz zwyczajnie go ukradł. Zdążył się już przekonać, że był do tego zdolny.

Rudowłosy z początku był nieco zbity z tropu, ale doszedł do wniosku, że w związku z tym wszystkim Dazai musiał umrzeć naprawdę bardzo dawno temu. Nieco obawiał się poruszenia tego tematu, bojąc się, że mógłby on obudzić w brunecie niemiłe wspomnienia, a przecież na psuciu jego samopoczucia mu nie zależało. Znając go, zapewne znów dałby się pochłonąć myślom o charakterze ich relacji, może zatraciłby się w dawnych obrazach, których nie sposób prawdziwie przywrócić, a które były tak odległe i poza jego zasięgiem, że mogły jedynie potęgować siedzącą w nim gorycz.

cienie nocy // soukoku shinigami auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz