16 - Chwila szaleństwa

1K 100 62
                                    

Po spotkaniu z Morim Dazai długo był nie w sosie. Chodził jak struty, niewiele się odzywał, co w jego przypadku znacznie odbiegało od normy. Nie miał nawet ochoty na seks, co zwykle wykazywał nagminnie. Chuuya podwójnie bił się w pierś za to, że Osamu został wystawiony na widocznie tak ogromny cios, a i też dlatego, że z powodu ochładzającego się klimatu miał coraz więcej pracy i ledwo znajdował czas, by w trakcie niej z nim porozmawiać. Od tamtej pory nawet po przepracowanych godzinach widywali się nieco rzadziej – Dazai również tłumaczył to nawałem obowiązków. Odkąd na zewnątrz było coraz zimniej, warunki do życia były coraz gorsze. Bóg wiedział, w tym przypadku sam Dazai, ile biedoty zamarzało w porcie. Nakaharze również było coraz zimniej i nie był to rodzaj chłodu, który lubił.

Gdy któryś raz z kolei wrócił po pracy do domu i nie zastał w nim wylegującego się na materacu Żniwiarza, postanowił wreszcie coś z tym zrobić. Jego sporadyczne nieobecności pozostawiały po sobie wrażenie, jakoby było z nimi związane coś jeszcze i to nie dawało gospodarzowi spokoju.

Wyjął telefon z kieszeni i, nie chcąc narażać nadnaturalnego urzędnika na podejrzenia, napisał do niego SMS-a z zapytaniem, czy zamierza się dziś u niego pojawić. Gdy został zapewniony, że zostanie uraczony jego obecnością wieczorem, przeszedł do działania.

Przez moment przeszło mu przez myśl, by zrobić jakąś „romantyczną" kolację, ale skoro Dazai po chwili jedzenia tracił smak, nie widział w tym za bardzo sensu. Byłby to, rzecz jasna, miły gest, ale wątpił, by Osamu był po tym bardziej wylewny, a właśnie na tym mu zależało. Z pewnością wciąż gapiłby się na niego podejrzliwie, aż w końcu Chuuya rzuciłby w niego za te powątpiewające spojrzenia talerzem. Całe szczęście, że wiedział, co takiego powodowało u obandażowanego rozwiązanie się języka i dzięki tej wiedzy pod wieczór na stoliku w salonie stały przygotowane butelki drogiego jak na jego kieszeń alkoholu oraz dość pojemne szklanki.

Te podchody wydawały mu się śmieszne, ale znał go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że zwykłe zadanie pytania nie zapewni mu satysfakcjonującej odpowiedzi.

Tak jak zostało mu obiecane, pukanie do drzwi usłyszał, gdy księżyc był już wysoko na niebie. Było grubo po pierwszej, gdy Dazai w końcu pojawił się w jego progu i, ku zadowoleniu Nakahary, wyglądał na porządnie zmęczonego. Dzięki temu będzie mu łatwiej go upić, jak zakładał jego szatański plan.

– Co się stało, że postanowiłeś wejść drzwiami, a nie wtarabanić mi się przez okno? – rzucił na powitanie i poszedł do salonu, nie czekając na niego, niby to niezobowiązująco. Zdążył już wypić szklankę czy dwie, znudzony wgapianiem się w zegarek. Sądził, że mu to pomoże i ukróci czas oczekiwania.

Osamu, pozbywszy się odzienia wierzchniego, podążył za nim.

– Nie chciałem robić rabanu. Byłem pewien, że będziesz spał.

– Bez sensu. I tak musiałbym wstać, żeby ci otworzyć.

– Myślisz, że nie potrafię poradzić sobie z twoim zamkiem?

– Bandyta – Chuuya wystawił mu język. – Czekałem na ciebie. Ale nie martw się, nie byłem samotny. Jack Daniel's dotrzymywał mi towarzystwa.

Brunet zerknął w stronę stolika. Był zdecydowanie mniej uporządkowany niż parę godzin temu. Obserwując prawie do połowy opróżnioną butelkę whisky i jawiące się gdzieniegdzie plamy rozlanego trunku, marszczył nieco brwi. Według Chuuyi wyglądało to zabawnie, więc zarechotał na ten widok. Sam stał za blatem oddzielającym część kuchenną od salonu i opierał się o niego łokciami, przytrzymując twarz już powoli całkowicie wiotczejącymi rękoma.

– Czy to aluzja?

– Nie, żarcik.

– Zamierzasz mnie upić?

cienie nocy // soukoku shinigami auWhere stories live. Discover now