9 - Przedmiot

1K 133 108
                                    

Jego pokojem znów zawładnęła ciemność.

Rolety całkowicie zasłaniały okno, nie pozwalając ani jednemu promieniowi słonecznemu przedostać się do środka. Po tak długim czasie nieustających walk, nawet one zrezygnowały z obdarzenia tego pustego mieszkania swoim życiodajnym ciepłem i światłem. Skreśliły to miejsce, dały sobie spokój. Wiedziały, że na nic się zdadzą ich starania, ponieważ dla osoby, która tkwiła w tym nieustannym mroku ciałem i umysłem, już więcej się nie liczyły.

Dla Chuuyi nie było już światła. Nie było już śmiechu, nie było radości, nie było motywacji, a nawet już samej tej ciemności. Odnosił wrażenie, jakby od momentu ujrzenia ulatującej z Dazaia krwi cały jego świat się zatrząsł i zamknął w sobie, wypalając się w nicości. Nawet jej już nie zauważał – po prostu zlał się z mrokiem i siedząc w nim, stał się bezdusznym, nieumiejętnym cieniem. Gorzej – stał się przedmiotem. Był zakurzonymi książkami, które leżały na półkach zapomniane. Był zgniecionymi kartkami, walającymi się na odstawionym biurku. Był wymiętolonym kocem, pod którym nieustannie się chował. Był materacem, który odkształcał chudym ciałem. Był przepaloną żarówką, niezdolną do zaświecenia się, chociażby najmniejszego zamigotania. Był zamkniętymi drzwiami, obumarłą rośliną, zasuniętymi roletami i skopanymi poduszkami – nie umiał czuć i został przedmiotem, kolejną zbędną rzeczą na tym świecie.

W wieczór tych strasznych wydarzeń, gdy Osamu wyszedł, gdy go opuścił, niemal natychmiast opadł na brudną od jego krwi podłogę i zaniósł się histerycznym szlochem. Płakał, krzyczał, rzucał się, był pewien, że słyszy go połowa Yokohamy, ale mimo to tak naprawdę nikt go nie usłyszał. Nikt nie przybył go uratować. Nikt nie powiedział, że będzie dobrze. Jedyna osoba, która mogła go ukoić, opuściła jego mieszkanie, opuściła jego, a on, nawet po przerażającym odkryciu, o poruszającym serce i miażdżącym jego psychikę widoku, nie potrafił sobie z tym poradzić.

Nie winił Dazaia za to, kim, a raczej, czym był. Prawdę mówiąc, niewiele to dla niego znaczyło. Od pijackiego wieczoru pełnego łez mówił sobie, że nie obchodzi go to, kim jest naprawdę – ważnym było, aby był. Winił go za to, w jaki sposób ukazał mu swoją prawdziwą tożsamość, winił go za ból, który mu sprawił, za ból, który sam czuł, za jego i własne łzy. Winił go za swoje nieszczęście i za to, że otworzył te usilnie domykane wrota w jego psychice, że zrujnował jego plany na wspólną drogę ku wzajemnemu uleczeniu.

Winił go za to, że pokazał mu to, co Chuuya od siebie odrzucał, czego bał sobie wyobrażać. Pokazał mu moment, w którym go stracił.

Osamu zranił się śmiertelnie, a jednak przeżył. Nakahara nie posiadał się z radości, że w gruncie rzeczy nic mu się nie stało, ale te pozytywne uczucia zostały zmiecione w pył przez siłę strachu oraz nieludzkie wycieńczenie.

Nie chciał widzieć go w takim stanie. Nie chciał patrzeć na jego krew, nie chciał widzieć bólu na jego twarzy, nie chciał wyobrażać sobie chwili, w której zostanie sam i to na dobre. W ułamku sekundy, w momencie, w którym Dazai przyłożył nożyk do ręki, zobaczył siebie, trzymającego jego ciało, szlochającego i bezsilnego. W ułamku sekundy poczuł wszystko to, co czuł podczas śmierci Tachihary, tylko że niezliczoną ilość razy intensywniej. Poczuł ból straty, chociaż do niej nie doszło. Poczuł wypalający mu gardło i płuca ogień, choć nic się nie paliło. Topił się w powodzi własnych łez, podczas gdy żadna nie miała miejsca. Zapadał się w sobie pod wpływem uczucia obezwładniającej bezsilności oraz samotności, potwornego, rozrywającego mu głowę oraz serce smutku, chociaż nic takiego się nie stało, a brunet wciąż stał i wciąż oddychał, nie będąc wcale bezwładnym, wykrwawiającym się w jego ramionach ciałem.

Ten krótki moment, ta wizja utraty Dazaia zabiła jakąś jego część i to okazało się dla niego o wiele za dużo.

Nakrzyczał na niego. Wyrzucił mu w twarz swoje uczucia, te, o których wiedział i te, o których nie miał pojęcia, obarczył go winą, kpił z niego, wyrzekł się go. Zrobił tyle strasznych rzeczy, on i Dazai. Obaj usunęli sobie grunt spod nóg, obaj topili się w swoim cierpieniu, którego nie ukrywali w żaden sposób, tak odmiennie do nieustającej troski o swoje samopoczucie, obaj sprawili go sobie jeszcze więcej i obaj czuli je jeszcze intensywniej, gdy zabrakło im tego drugiego.

cienie nocy // soukoku shinigami auOnde histórias criam vida. Descubra agora