11 - Wszystko jest już dobrze

1.3K 122 84
                                    

Kiedy się obudził, nie był pewien, czy faktycznie nadal żyje.

Z każdej strony ogarniało go podwójne ciepło łóżkowego materiału, a pod plecami wyraźnie czuł miękkość wyleżanego materaca, a jednak wciąż miotały nim pewne wątpliwości. W końcu, spędził w tym konkretnym miejscu większość ostatnich dni i wciąż tu tkwił, niewiele zatem zdawało się zmienić w jego obecnym położeniu. Nawet gdy z trudem uchylił powieki, w pomieszczeniu wciąż dominowała ciemność, której umyślnie dał zaproszenie i usilnie wzbraniał się przed zachwianiem jej przez jakiekolwiek światło.

Dopiero gdy zamrugał, uświadomił sobie jedną z początkowych różnic, dzięki którym zrozumiał, że coś jest nie tak. Coś odbiegało od stanu rzeczy, który ostatnio w swej desperacji zdołał przyjąć już za normę, mianowicie – jego klatka piersiowa była lekka. Ciężar, który tkwił w niej i na niej nieustannie, zniknął, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki nagle ktoś mu go odjął. Ciężarek o wadze nieskończoności został zwyczajnie zdjęty z jego serca przez jakiegoś wprawiającego jedynie w poczucie podziwu siłacza, pozwalając mu oddychać, zaskakująco łatwiej łapać oddech. Wyparował także swoisty strach i upodlenie wywołane poprzez beznadzieję swojej sytuacji, a, co zapewne najważniejsze, z jakiegoś powodu nigdzie nie było czuć tej dołującej samotności, z którą gryzł się pod kołdrą od tamtego strasznego wydarzenia.

Kiedy tylko postanowił się ruszyć i nabrał wrażliwości na bodźce, zrozumiał, co takiego było powodem tego, że doszedł do wniosku, iż w istocie nadal dycha na tej ludzkiej ziemi. Chłód na jego dłoni, tak kontrastujący z ciepłem kołdry oraz koca, odznaczał się w całym jego poczuciu i zmusił oczy do skierowania się właśnie na to jedyne w swoim rodzaju, dostarczające mu go źródło. Gdy zobaczył klęczącego przy jego łóżku, drzemiącego Dazaia z głową opartą o wspartą o materac rękę, o dziwo jego serce nie zrobiło cyrkowego przewrotu w o wiele lżejszej klatce piersiowej. Głowa nie wybuchnęła masą myśli, strachem, wątpliwościami i żalem. Właściwie to do tej pory niezrozumiały rytm jego serca unormował się, a niezbyt rozgarnięty nowymi okolicznościami umysł, któremu było znacznie bliżej do plączącego się kłębka, całkowicie się rozjaśnił i rozprostował. Chuuya poczuł się jakby w tamtej chwili wszystko było na swoim miejscu. W tym momencie nie zastanawiał się nad następstwami obecnej sytuacji; po prostu cieszył się, że, nawet jeśli na moment i to całkowicie złudny, wszystko było dobrze.

Dazai był tu z nim. Nic nie było większym i lepszym powodem ponownego zaznania ułamka szczęścia i wymalowania delikatnego, tak dawno nie goszczącego na jego twarzy uśmiechu.

Jego długie, chłodne palce były splątane w nadzwyczaj nieśmiałym i wręcz malutkim geście z jego własnymi. Osamu po prostu stykał ze sobą ich dłonie, chcąc chociaż w ten sposób doznać jego istnienia na własnej skórze, podczas gdy pogrążony był w głębokim śnie, czuwając przy jego łożu. Ile już tak siedział? Co się wydarzyło od chwili, w której znalazł go przed kamienicą, rzeczywiście nie będąc wymarzonym złudzeniem?

Dopiero gdy do świadomości Nakahary dotarły te pytania, cała zaistniała sytuacja zdawała się na niego spaść jak grom z jasnego nieba, a on sam poczuł wyżerający mu wnętrzności, niemal zwierzęcy głód. Nie miał nic konkretnego w ustach od dawna, toteż gdy tylko do jego uszu doszło burczenie własnego, skręcającego się w pragnieniu choć ułamka pożywienia brzucha, był gotów zjeść cokolwiek. Pomyślał, że powinien zrobić to właśnie teraz, ale myśl, że najmniejszy ruch z jego strony obudzi Dazaia i wrzuci ich w karuzelę wyjaśnień i przeprosin, tym samym znacznie opóźniając napełnienie żołądka (czego niezrobienie mogło poskutkować kolejnym zemdleniem), malowała na jego twarzy grymas. Jeśli miał się zmierzyć ze Żniwiarzem, chciał to zrobić w pełni sił.

cienie nocy // soukoku shinigami auحيث تعيش القصص. اكتشف الآن