3. Jak to się stało?

2.5K 176 253
                                    

– Dziękuję za pożyczenie bluzy – zignorowała słowa towarzysza i oddała mu jego własność, którą ten natychmiast na siebie nałożył – Wystarczy na skromny posiłek – westchnęła, spoglądając jeszcze raz na grosze.

– Jasne – fuknął obrażony, unosząc wzrok na niebo, na którym powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy – Sam dałbym radę wymyślić coś o wiele lepszego.

– Tak? Chętnie posłucham – odparła, delikatnie się uśmiechając. Nie ukrywała, że jego odpowiedź wywołała u niej dosyć ciekawe uczucie, jakiego nie zaznała od naprawdę dawna. Mianowicie poczuła się nieco rozbawiona jego wypowiedziom.

– Huh? Dlaczego robisz taką twarz? – spytał, uważnie przyglądając się jej minie.

– Taką, czyli jaką? – przekręciła lekko głowę i z powrotem spoważniała.

– Eh... Nieważne. Jutro ci wszystko opowiem – lekceważąco przewrócił oczami.

– Um... Dobrze – odpowiedziała, siadając całkiem blisko niego.

Zack najprawdopodobniej nie miał żadnego planu. Najpewniej chciał jedynie pokazać, że potrafi zrobić coś lepiej, jednak dokładnie nie przemyślał, w jaki sposób ma to udowodnić.

Ta noc zdawała się być dużo chłodniejsza od poprzedniej. Jasnowłosa położyła dłonie na swoich ramionach i zaczęła nimi poruszać, próbując się w ten sposób ogrzać. Wszak miała na sobie jedynie tą białą, podartą sukienkę bez rękawów. To chyba zrozumiałe, że odczuwała zimno.

– Eh... Trzymaj – westchnął ciemnowłosy, kładąc jej na kolanach swoją bluzę – Nawet ci pasuje.

Po tych słowach położył się i odwrócił do niej plecami.

Zrobił dla niej coś miłego. Dlaczego? Czym sobie zasłużyła na takie traktowanie? Przecież nawet nie zebrała odpowiedniej sumy pieniędzy na przyzwoity posiłek. Zresztą... Co za różnica, czy przeziębi się, czy nie, skoro i tak niedługo umrze? Chłopak wydawał się nie być sobą. To zdecydowanie nie jest ta sama osoba, którą poznała na piętrach. Może to pobyt w więzieniu go tak zmienił? Podobno siedzenie za kratami potrafi zepsuć człowieka. Sprawić, że stanie się zupełnie inny, niż był wcześniej.

Dziewczynka poszła w ślady towarzysza, kładąc się wśród źdźbeł (tak, tak właśnie się odmienia "źdźbło". Tak, długo nad tym kminiłam: ździbeł; ździbł; ździebł; ździbłów; źdźbłów ~ autorka) trawy. Okryła się ciepłą, brązową bluzą i zaciągnęła jej zapachem. Podobał jej się. Czując go, stawała się o wiele spokojniejsza. Jakby dzięki niemu, nic jej nie groziło. To poczucie bezpieczeństwa, było wprost niezwykłe. 

Spojrzała na ogromny księżyc w pełni, który znajdował się tuż nad nią. Delikatny odcień błękitu, jaki przybrał, przywoływał niechciane wspomnienia o jej dawnym domu i męczarniach, jakie w nim przeżyła. Dokładnie pamiętała tę noc, gdy wszystko się rozegrało. Najpierw ojciec zabił matkę, a potem Ray go zastrzeliła. Chciała jedynie sprawić, by w końcu byli szczęśliwą rodziną. Czy to takie dziwne? Naprawiła ich. Zszyła ze sobą dwa ciała, by zawsze bili razem, złą rękę taty, zastąpiła pluszową, a usta matki, dzięki nici ułożyły się w uśmiechu. Przez tydzień, miała szczęśliwe, wymarzone życie. Było cicho, spokojnie i nikt nikogo nie nienawidził. Czyż to nie piękne?

Danny powiedział jej kiedyś, że jej rodzice są w piekle, lecz czy to była prawda? Wszystko zależało od tego, czy Bóg istnieje. Ludzie mówili różne rzeczy. Niektórzy zaprzeczali, a jeszcze inny uważali zupełnie przeciwnie. Nie wiedziała już, co jest prawdą, a co kłamstwem. Całkiem się w tym pogubiła. Jednak gdzieś w głębi duszy wiedziała, że jest jakaś nadzieja. Choćby mała i nic nie znacząca. 

Gray by wiedział. Wiedział i mógł odpowiedzieć jej na to pytanie... Ale on nie żyje. Ciekawe, gdzie teraz jest? Gdzie trafia się po śmierci, jeżeli stwórca nie istnieje? Przecież świadomość nie zanika tak po prostu. Dusza jest zbyt silna, by zginąć. To niemożliwe. Musi trafić w jakieś miejsce, a tym miejscem może być właśnie dom Boży.

*time skip*

– Ej ty. Wstawaj. Musisz nam załatwić śniadanie – obudził ją, dotykając zabandażowanym palcem policzek trzynastolatki.

– Śniadanie? – spytała, na co od razu zaburczało jej w brzuchu. Wyglądało to tak, jakby jej żołądek zareagował na to słowo, jak na magiczne zaklęcie.

– Nie kurwa, kolację! – prychnął, lekko wkurzony. Chociaż w sumie, zawsze taki był. Wiecznie wściekły, na cały otaczający go świat. Cóż, jeżeli wychował się, nie mając przy sobie nikogo, kto mógł się nim zaopiekować i obdarzyć sympatią, to jak sam miałby niby traktować kogokolwiek w ten sposób? – Ja przecież nie wejdę do sklepu.

–Dobrze, przepraszam. Chodźmy – odparła i podniosła się z trawy. Oddała bluzę jej właścicielowi i oboje ruszyli w stronę miasta.

Ich wędrówka nie trwała dłużej niż kilkanaście minut. Nie byli na tyle daleko, żeby zajęło im to cały dzień, a jednocześnie policja jakoś nie przeszukiwała tego rejonu. Dziwne... Jeden z niewielu lasów w tym mieście, a nikt w nim nie szuka... Skoro Zack jest seryjnym mordercom, to chyba powinno im zależeć, by go znaleźć, prawda?

Chłopak ukrył się w ciemnej uliczce, by nie zostać przypadkiem zauważonym, natomiast Rachel weszła do marketu, który znajdował się tuż za rogiem. Myszkowała chwilę po półkach, póki nie zdecydowała się na zakup kilku bułek. Były one w końcu tanie oraz sycące. Na szczęście pani przy kasie, nie zwróciła uwagi na jej wygląd, przez co tym razem obyło się bez ucieczki. 

– Serio? Kupiłaś chleb?! – wrzasnął chłopak, wyrywając jej z rąk reklamówkę.

– Przepraszam. Nie było nas stać na więcej... – szepnęła speszona – Jest ich siedem, więc...

– Wieczorem okradniemy ten sklep – przerwał jej, wskazując na budynek, z którego przed chwilą wyszła.

– C-co?

– Jeżeli mam nikogo nie zabijać, to nie damy rady zdobyć pieniędzy w żaden inny sposób – wytłumaczył.

*time skip*

– Hej Zack... Ostatnie co pamiętam, to strzał. Doktor Danny we mnie strzelił. Jak to się stało, że... Że dalej żyję? – spytała, tuż przed tym, jak mieli zrealizować plan chłopaka.

– Huh? Cóż... Wyniosłem cię stamtąd, przed zawaleniem się budynku, a potem zawieźli cię do szpitala, a mnie wsadzili za kraty – opowiedział w skrócie.

– To znaczy, że mnie uratowałeś?

– Możliwe... Uh... Przestań zadawać głupie pytania!

– Ale... Dlaczego to zrobiłeś? – nie przestawała. Za wszelką cenę chciała dowiedzieć się, co wydarzyło się tamtej nocy.

– Obiecaliśmy sobie. Pamiętasz? To ja mam być tym, który cię zabije, rozumiesz? Nienawidzę kłamstw – fuknął.

Czy to naprawdę dlatego? Czy kierował się wtedy jedynie złożoną przysięgą? A może było to jednak coś więcej? Co prawda, ich wędrówka po piętrach, nie trwała zbyt długo, ale być może udało im się w jakiś sposób do siebie przywiązać? Raczej nie możnaby tego nazwać przyjaźnią, ale jakaś więź emocjonalna, musiała między nimi zaistnieć, prawda?

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕] *𝚉𝙰𝙺𝙾Ń𝙲𝚉𝙾𝙽𝙴*Where stories live. Discover now