5. To nie może być nikt ważny

2.2K 175 125
                                    

Widok nocnego nieba uwolnił Rachel od natłoku myśli, które zgromadziły się w jej głowie. Było tak samo niesamowite, jak za każdym razem, gdy patrzyła na nie, będąc wolna. Kiedy kraty psychiatryka nie ograniczały wolności fizycznej i duchowej, mogła poczuć melancholię, która była jej tak miła.

Konary drzewa, pod którym leżała, zdawały się dosięgać niemal sklepienia. Młode, zielone listki oraz piękne, białe kwiaty, przypominały jej o samotności, jakiej doświadczała przez kilka miesięcy. W końcu takie same rosły w ośrodku.

Puste ściany. Długie korytarze, zdające się nie mieć końca. Tysiące sal i gabinetów. Krzyki i histeryczny płacz, słyszane niemal każdej nocy. 

Jak w takim miejscu zdrowie psychiczne mogło komukolwiek wrócić? Przecież to nielogiczne. Tak samo, jak dzielenie przez zero. Po prostu się nie da. Niewykonalne, choćby się chciało.

Jedyne, co może przywrócić człowieka do pełni sił, to świadomość, że nie jest się samotnym. Że komuś szczerze na tobie zależy. Żaden psycholog czy też psychiatra, nie jest w stanie zaoferować takiej bliskości, jaką daje osoba, nie mająca z tego zysku.

Zgadza się - myślała o Zacku. Nie wiedziała co prawda, czy ucieczkę z kraju możnaby nazwać interesem, bo tak naprawdę, to Ray wcale nie przydawała się w niej za bardzo. Wręcz utrudniała cały proces. Ten chłopak żył na ulicach przez większość swojego życia. Doskonale wiedział, jak się przystosować. To znaczy, o ile mógł zabijać. Nie mając szansy na dalszy ciąg takich działań, był tak samo bezradny jak ona. Są zdani jedynie na siebie. To pewnego rodzaju gra - jak dasz się złapać, to koniec. Choć właściwie, to tylko dla bruneta. On dostał wyrok śmierci, więc musi na siebie szczególnie uważać - czego oczywiście nie robi. Jasnowłosą czeka co najwyżej kilka lat spędzonych w tym okropnym psychiatryku i resztę życia, w którym każdego dnia marzyłaby o śmierci. O śmierci, którą miała otrzymać od pewnego seryjnego mordercy. To brzmi jak spełnienie najgorszych koszmarów. A najstraszniejsze jest to, że taki bieg wydarzeń przy najmniejszym potknięciu może dojść do skutku.

– Możemy... Kupić za to... Yyy... Chleb... – zażartował dwudziestolatek, patrząc na skradzione pieniądze.

– Albo dużo owoców i warzyw. Są tanie i można się nimi najeść – wzruszyła ramionami.

– Albo płatki – zaproponował – Płatki przynajmniej są zajebiście dobre – uśmiechnął się.

– Płatki to możesz sobie jeść, jak już uciekniemy od pościgu – odgryzła się.

– Dobra, ale sama mi je kupisz – przybliżył się i zniżył na wysokość jej twarzy, szczerząc się chytro. 

– Zack, ale... – przerwała, nerwowo pocierając dłonią swoje przedramię. Spuściła wzrok, a jej błękitne tęczówki jakby pociemniały – Wtedy... Wtedy nie będę już żyła...

Starszy wyprostował się i cofnął się o krok, z niepokojem na nią spoglądając. To prawda. Obiecał jej to. Obiecał i musiał dotrzymać słowa. Nie wiedział czemu, ale myśl o jej śmierci sprawiała, że czuł niewyjaśniony chłód. Coś, jakby dreszcze przechodzące przez całe jego ciało.

– Zrobisz to, prawda? – zbliżyła się do niego i z uwagą wpatrywała się w twarz ukrytą pod bandażami.

– Taaak... – odpowiedział po chwili namysłu, drapiąc się po karku – W końcu obiecałem, a ja...

– ...Nienawidzę kłamstw – dokończyła za niego – Tak, wiem o tym – posłała mu słaby uśmiech, po czym przysiadła na trawie.

Isaac doskonale pamiętał ten wieczór, w którym wydostali się z budynku. Wtedy Rachel wydawała się być o wiele bardziej ludzka, niż na samym początku ich znajomości. Czyli momentu, w którym złożyli sobie przysięgę przed windą. Teraz na nowo "stała się człowiekiem". Znów potrafiła się uśmiechnąć i to wcale nie był wymuszony uśmiech. Był zupełnie szczery. To uśmiech, jakiego używa się na co dzień i nawet się go nie zauważa. Wcześniej jej buzia była taka pusta i bez emocji, a teraz? Nawet w oczach jaśniała ledwie zauważalna iskierka. Iskierka życia, której nigdy wcześniej u niej nie widział.

Jakaś dziwna siła zniechęcała go do zabójstwa tej dziewczyny. Ale to tylko chwilowy humor, prawda? Przecież dla niego nikt się nie liczył, a jasnowłosa nie mogła być wyjątkiem. Jest zwykłym mordercą bez uczuć, więc ta blondynka nie mogła być dla niego absolutnie nikim ważnym. To jedna z wielu osób, które spotkał na swojej drodze. Nikt ważny. To nie może być nikt ważny. Po prostu nie może...

Natłok myśli był wprost nie do zniesienia. Foster potrzebował odpoczynku. Teraz. 

Położył się na ziemi kilka metrów od towarzyszki i obrócił się do niej plecami, chcąc ukryć swój wyraz twarzy. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest strasznie spięty. Jego wzrok błądził po różnych obiektach wokół, nie zatrzymując się nawet na chwilę, w jakimś konkretnym punkcie. Bandaż na dolnej wardze, znalazł się w ustach chłopaka, a on sam podkulił lekko nogi i zacisnął palce na rękawie swojej bluzy.

Za dużo. To dla niego za dużo. Pierwszy raz w życiu coś go... Przerosło...

Musi zasnąć. W tym momencie musi odciąć się od rzeczywistości. Musi tylko zasnąć...

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕] *𝚉𝙰𝙺𝙾Ń𝙲𝚉𝙾𝙽𝙴*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz