20. Czemu ryzykowałeś dla mnie życiem?

1.6K 195 163
                                    

Cały las przeszedł okropny huk i kilka błysków. Deszcz lunął w mgnieniu oka. Krople połączone z mocnym wiatrem, były niczym pociski wystrzelane z nieba. Ta mieszanka zdołała w porę obudzić Isaaca i Rachel.

- KURWA! - wrzasnął chłopak, przerażony siłą żywiołu.

- Co się dzieje?!

Jedyne, co widzieli, to migające światła. To, że raz były, a raz nie, znacznie utrudniało przyzwyczajenie się wzroku do ciemności. Byli w samym centrum tego wszystkiego i nie mieli kompletne gdzie się schować. Chłopak zdążył jedynie odrzucić swoją kosę kilka metrów dalej, by metal nie ściągnął żadnego nieszczęścia.

- Ray?! Gdzie jesteś?! - mrużył oczy, by dostrzec cokolwiek. Jeszcze przed chwilą tu była, gdzie ona jest?

Wtem drzewo kilka metrów dalej zapłonęło żywym ogniem, by po zaledwie ułamku sekundy powrócić do normalności. Zack z przerażenia stracił równowagę i upadł do tyłu, co prawdopodobnie uratowało mu życie, gdyż tuż przed nim wylądował sporych wielkości konar. Najwidoczniej spadł z rannego drzewa. Za jego plecami również wylądowało kilka olbrzymich gałęzi.

- Rachel! Odezwij się! - próbował przekrzyczeć burzę. Nigdzie nie słyszał dziewczyny.

A co, jeśli coś jej się stało? Co, jeśli była blisko uderzenia i poraził ją prąd? Co jeśli ona nie...

- Pomocy... - ledwo usłyszał cichy głosik.

- RACHEL! - rozejrzał się wokoło. Miał w sobie zbyt wiele adrenaliny, by teraz odpuścić i ratować siebie.

Po kilku sekundach dostrzegł skrawek białej sukienki, wystający spod powalonego drzewa.

- RAY!!! - wrzasnął, rzucając się jej na pomoc.

Próbował podnieść pień, lecz nie miał tyle siły. To był za duży ciężar, nawet dla niego. Wyjście było jedno. Cholernie ryzykowne, ale nic innego w tej chwili nie przychodziło mu do głowy.

Podbiegł kilka metrów po swoją kosę, narażając się tym samym bardziej na ściągnięcie piorunów. Złapał ją i z powrotem popędził do dziewczyny.

Zamachnął się, gromadząc w sobie wszystkie siły, jakie miał. Musiał ratować Rachel. Po prostu musiał! Nie mógł pozwolić, by zginęła. Była dla niego zbyt ważna. On by sobie bez niej nie poradził. Ona musiała żyć, choćby miał walczyć o to własnym życiem.

Wyprowadził cios, który ku jego wielkiemu zdziwieniu, przeciął na raz cały gruby bal i skończył swoją drogę, wbijając się w ziemię.

W tym momencie brunet poczuł ogromny ból w całym ciele. Każdy najmniejszy mięsień palił go niemiłosiernie. Widok przed oczami pociemniał już całkowicie. Nie widział absolutnie nic. Nie czuł już absolutnie nic, prócz tego bólu. Jego bezwładnie ciało opadło na glebę.

*time skip*

- Co się... - mruknął, próbując otworzyć oczy, ale było zbyt jasno. Światło słoneczne go raziło.

- Obudziłeś się! Dzięki Bogu! - krzyknęła uradowana dziewczynka.

Zack zaczął się kręcić, chcąc usiąść. Wtedy zorientował się, że leżał głową na kolanach blondynki.

- Co się... Co się tak właściwie stało? - zapytał, pocierając twarz - Ale mnie łeb napierdala... - dodał pół szeptem.

- Piorun w ciebie strzelił - powiedziała bez emocji - A konkretniej to w twoją kosę. Na szczęście drewno jest słabym przewodnikiem, toteż do twojego ciała nie dotarła zbyt wielka dawka prądu, co nie zmienia faktu, że miałeś znikome szanse na przeżycie...

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕] *𝚉𝙰𝙺𝙾Ń𝙲𝚉𝙾𝙽𝙴*Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang