Myśli

116 6 2
                                    


Kiedy pan doktor wyszedł, Kazu walił pięściami o pościel. „Kuso! Podoba mi się ten doktorek. Dźwięki... Każdy dźwięk jaki wydawał... Kuso! Nie udało się... Nie udało się na dłużej wyłączyć samotności, za szybko odzyskałem przytomność. Za szybko doktorek wyszedł." Był przykuty do łóżka i jeszcze bardziej bezradny. Czekał na kogokolwiek, kto przyjdzie z jego rzeczami. Chciał pisać, bo uruchomiła się w nim wena.

Kazuhiro Kasai był ostatnim pacjentem tego ranka. Hajime, po skończonej nocnej zmianie, udał się jak zwykle prosto do domu. Chcąc otworzyć drzwi, upuścił klucze. Ręce mu dziwnie drżały. Zignorował to, bo przecież był po nocce. Zazwyczaj działo się tak, bo po prostu chciało mu się spać. Podniósł klucze, przekręcił zamek, i wszedł do przedpokoju. Zdjął buty, płaszcz, odwiesił klucze na swoje miejsce i poszedł prosto pod prysznic. Kiedy zdjął swoje ubranie i wreszcie delektował się strumieniem ciepłej wody, przed oczyma, ni stąd, ni zowąd, stanął mu Kazuhiro...
Kichnął, otrzeźwiając się, tym samym puszczając w niepamięć miniony widok. Dokończył czynność odświeżania się, ubrał pidżamę i położył się do łóżka - swojej jedwabnej pościeli, w której zasnął i spał jak zabity.

                                                                   *

Kazu spał większość czasu. Takie dawki leków pomogły mu przetrwać ten dzień. Niestety nie było żadnego pielęgniarza... Jak on nie znosił kobiet... Chociaż te tu były znośne, suche jak Pan doktorek i nie rzucające się po autograf. Miał serdecznie dosyć koncertów, fanek, udawania chłoptasia z uśmieszkiem. Ale obiecał to Misako – swojej pani menadżer, która zagroziła, że nici z jego kariery muzycznej, jeśli nie przystanie na jej warunki. Kiedy leżał na łóżku, myślał intensywnie:

„Szkoda, że nie trafiłem ze śpiączką. Może zapomniałbym o tych wszystkich niepowodzeniach i tyle razy już załamanym sercu. Czy istnieje dla mnie jeszcze szansa na bycie zrozumianym? Po prostu chcę być sobą, bez tych grzecznościowych ściem, bez ograniczeń, bez tej żałosnej i kruchej maski, którą ciągle muszę zakładać... Jeden raz chciałem zrobić coś dobrze, posłuchać głosu rozsądku i wyszło na to, że zamknąłem się w klatce osobowości, której nienawidzę. I przez to znienawidziłem kobiety, których naiwność dostrzegałem za każdym razem, kiedy aktywowałem mój pseudo-uśmieszek."
Za dużo myśli i żalu miał w sobie... Dla niego fizyczny ból to był pikuś. Nawet wolał taki ból, bo sen pochłaniał go z wycieńczenia.

Obudził się w ciemnościach. Nawet księżyc nie potrafił wydostać się z mroku chmur. Rozglądał się po pokoju, szukał jakiejś lampki. Włączył znaleziony przełącznik, a wraz z światłem przyszła myśli:
„Nie widziałem dzisiaj mojego doktorka. Może się obraził? Nie zdziwiło by mnie to..." 

Ukryte obliczeWhere stories live. Discover now