Rozdział XII

2.4K 213 557
                                    

- I to niby ja będę chory? Coś ty robił, przeklęta gnido?! - Chuuya ze zmartwieniem wpatrywał się w skulonego obok bruneta, który co jakiś czas smarkał w chusteczkę.

- Nie wrzeszcz Chuu, musisz się uspokoić. Za parę minut, będziesz miał eliminacje. Jak chcesz się dostać do drużyny, to musisz być opanowany.

- Jakim cudem ja jestem zdrowy, a ty chory? Nie rozumiem - rudzielec cicho westchnął, po raz kolejny dotykając rozpalonego czoła przyjaciela.

Oboje stali teraz w opuszczonym korytarzu. Żaden z nich nie przejmował się, że właśnie tracą kolejną lekcję zielarstwa. Chuuya interesował się tylko zdrowiem bruneta, a Dazai przeklinał sam siebie, że przez jego głupotę rudzielec musi się martwić.

- Idź już Chuu, zaraz się spóźnisz - Osamu mruknął w stronę Nakahary. - Wierzę, że ci się uda.

- A ty?

- Pójdę do Yosano. Ona też jest chora, więc jej nie zarażę.

- Okey, odwiedzę cię potem.

- Nie - brunet gwałtownie podniósł głowę i wbił stanowcze spojrzenie w towarzysza. - Możesz tylko przyjść powiedzieć mi czy ci się udało czy nie. Nie po to kupowałem ci czapkę, żebyś teraz się ode mnie zaraził. Bądź szczęśliwy, bo przez tą chorobę nie mam sił się z ciebie śmiać.

Brunet jeszcze przez moment patrzył jak Chuuya lekko się krzywi na wzmiankę o cudnej, białej czapeczce z różowym pomponikiem, którą dostał od Osamu. Dazai lekko się uśmiechnął, gdy przypomniał sobie minę rudzielca, gdy ten był zmuszony wracać do szkoły z tym prezentem na głowie, wystawiony na rozbawione spojrzenia innych uczniów.

- I tak przyjdę. Nawet jak nie dla ciebie to dla Yosano - Nakahara, pokazując swój mentalny wiek, wystawił język w stronę bruneta i odszedł, zostawiając roześmianego i zakatarzonego Osamu samemu sobie.

Chuuya szedł dosyć wolno w stronę boiska, by odciągnąć nieuniknione jak najbardziej. Bał się. Chciał dostać się do drużyny, ale nie był pewny swoich zdolności. Przyjaciele wciąż chwalili jego umiejętności i z całego serca w niego wierzyli. Rudzielec naprawdę się bał, że zawiedzie ich wszystkich. Gdy doszedł do wejścia na boisko, dobiegł go przestraszony głos Nagisy.

- Już jesteś! Bałem się, że nie zdążysz!

- Ale zdążyłem, więc nie ma co narzekać.

- E-ej, a jak coś pójdzie nie tak? Boisz się, Chuuya?

- Nie - sam się zdziwił jak łatwo było mu kłamać tylko po to, żeby nie zmartwić przyjaciela. - Nagisa, mówiłem ci już pierwszego dnia, że razem się dostaniemy, prawda? W końcu nam się uda.

- Tak! - Shiota z błyskiem w oku posłał przyjacielowi uśmiech pełen radości.

- To pewne, że wam się uda - dwójka chłopców odwróciła się w stronę Atsushi'ego, który powoli do nich podszedł wraz z Akutagawą i Kunikidą.

- Tak chcieliście się tam dostać, a teraz w siebie wątpicie - Doppo zaśmiał się pod nosem.

- Po prostu róbcie to, co zawsze - mruknął Ryuunosuke, kładąc dłoń na ramieniu Nakahary w pocieszającym geście.

- Też jestem tego pewny - Chuuya oddał uśmiech. - Dzięki, że przyszliście.

- Nie ma na to czasu. Idźcie już! Jeszcze się spóźnicie czy coś! - Atsushi siłą próbował wypchnąć dwójkę przyjaciół na boisko.

- Już, już. Chodź Nagisa, idziemy.

- Idziemy! - Chuuya z uśmiechem patrzył jak niebieskowłosy chłopak wyprostował się i ze skupieniem w oczach wszedł na boisko.

Soukoku//Hogwart AUWhere stories live. Discover now