Rozdział XX

2.2K 210 450
                                    

Pierwszym, co poczuł Chuuya zaraz po przebudzeniu był przeraźliwy mróz, który otulał całe jego drobne ciało. Powoli otworzył zmęczone oczy i spojrzał spod przymrużonych powiek na nocne niebo, ozdobione wieloma błyszczącymi gwiazdami. Uśmiechnął się na ten piękny widok.

- Chuchu? - rudzielec przekrzywił głowę, by spojrzeć na Dazaia, który ze smutnym uśmiechem przypatrywał się jego spokojnej twarzy. - Żyjesz, prawda?

- T-tak - Nakahara z lekkim rozdrażnieniem stwierdził, że jego głos jest cichy i drżący. Z niemałym bólem otworzył szeroko oczy, by zobaczyć, że razem z brunetem siedzą w opuszczonym wagonie na torach. Przez chwilę wpatrywał się w ciemne niebo, z którego spadały puszyste śnieżynki. Wyglądały tak delikatnie, a jednak Chuuya cieszył się, że znajduje się poza ich zasięgiem, chroniony przez zardzewiały daszek. - Czemu wyprowadziłeś nas tu? Jak ty w ogóle tu doszedłeś? Jesteśmy teraz w lesie, takim na górce.

- Widzę. Jest stąd widok na całe miasto - brunet posłał Nakaharze promienny uśmiech, po czym łagodnie objął wciąż zmarznięte ciałko niższego. Ku jego zaskoczeniu rudzielec nie spiął się ani nie wzdrygnął. Zamiast tego Dazai poczuł jak szczupłe ręce oplatają jego szyję, a zarumieniona twarz rudzielca wtula się w jego klatkę piersiową, owiewając ją ciepłym powietrzem. - Tak bardzo się martwiłem. Nie powinienem wychodzić wtedy. To było tak bardzo lekkomyślne. Nie powinienem próbować się do ciebie zbliżyć w jakikolwiek sposób. J-ja...

- Zamknij się. Robiłeś wszystko tak jak być powinno. To ja nie powinien tak reagować. Sam nie rozumiem co się dzieje, ale uwierz mi, że święta spędzone z tobą są najlepszym czasem w moim życiu. Może ja też powinienem w jakikolwiek sposób się bardziej otworzyć przed tobą i spróbować zbliżyć? Może to też moja wina?

- Nie mów tak - Osamu mocniej ścisnął ciałko, które trzymał w swoich ciepłych ramionach. - Wiesz, co sobie uświadomiłem?

- Hm?

- Za bardzo mi na tobie zależy, żeby teraz cię opuścić i tak po prostu wyjść - na te słowa Chuuya powoli odsunął się od bruneta i popatrzył w jego błyszczące oczy, próbując dostrzec w nich choćby okruszynkę kłamstwa. - Nie kłamię, Chuchu. Nie patrz na mnie tym wzrokiem.

- Też cię nie zostawię. Nigdy - spierzchnięte usta rudzielca ułożyły się w delikatny uśmiech, a oczy porzuciły zmęczenie, zastępując je radością i szczerą wdzięcznością. Spojrzał w czekoladowe tęczówki, uznając, że tu chce spędzić swoje święta. Wśród ciemnego nieba rozświetlonego przez tysiąc gwiazd, siedząc w tym zardzewiałym wagonie na górce, skąd widać całe pięknie rozświetlone miasteczko. I co najważniejsze - z nim. Chciał zostać z Osamu.

- Chuchu... M-mogę? - Nakahara spojrzał jak nagle policzki bruneta pokrywają się jeszcze większym różem, a wzrok nieznacznie spada na miasto, by tylko nie patrzeć na niego. Rudzielec przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią, jednak nie chciał znów popełniać tego samego błędu.

- Tak - uśmiechnął się, znów przesuwając swoje dłonie na kark na wyższego, delikatnie zaplatając drobne palce w miękkie loki z tyłu głowy bruneta.

- N-naprawdę? - Dazai z lekkim szokiem spojrzał na rudzielca, jednak nie widząc na jego twarzy nic niepokojącego, uśmiechnął się.

Powoli przysunął się w stronę Chuuyi, opierając swoje zmarznięte dłonie na jego talii. Pochylił się w stronę twarzy niższego, zakładając zakręcony, rdzawy kosmyk za ucho, by móc w pełni obejrzeć piękno bławatkowych oczów. Poczuł jak ciepło bijące od dotyku bladej skóry rudzielca parzy jego dłonie. Zaraz potem delikatnie musnął spierzchnięte wargi swoimi. Delikatnie posmakował słodkich i ciepłych ust rudego, zaczynając je łagodnie pieścić. Osamu poczuł jak towarzysz zaczyna się lekko gubić, co wydało mu się niezwykle urocze w tej sytuacji. Pomimo to nie chciał, by partner poczuł się urażony, więc po kilku sekundach oderwał się od różowych ust i oparł swoje czoło o odpowiednik niższego Poczuł nierównomierny oddech rudzielca i swoje przyspieszone bicie serca.

Soukoku//Hogwart AUWhere stories live. Discover now