Rozdział XXVI

1.5K 135 194
                                    

Wszystko pracowało idealnie. Uczniowie chodzili jak w zegarku, wypełniając każde powierzone im zadanie, pomimo, że niektóre z nich były doprawdy bezsensowne, a Francis zlecał je tylko i wyłącznie, by zapewnić sobie trochę rozrywki. Nastolatkowie nie zastanawiali się nad logiką czy moralnością, po prostu robili to co im kazał. Kierował nimi tak dogłębny strach, że żadne z nich nie odważyło się w jakikolwiek sposób sprzeciwić dyrektorowi. Ani jeden z tych gówniarzy nie ośmielił się podnieść głosu oporu czy choćby zakwestionować jego dezycję, nawet jeśli to było najgłupsze ustalenie jakie kiedykolwiek słyszeli.

Zresztą, nauczyciele nie wydawali się niczym różnić od młodszych. Byli na każde jego skinięcie. Sprzedanie większości preparatów i szkolnych eliksirów? Żaden problem, profesorowie już szykowali je do handlu na rynku. Zmniejszenie liczby godzin, by uczniowie mieli czas na pracę? Żadnego niezadowolonego mruknięcia czy głosu sprzeciwu. Miał ich wszystkich pod kontrolą. Francis gorączkowo trzymał się tych myśli.

Wciąż wewnętrznie śmiał się z min tych pachołków na wieść o pracy. Nauczyciele przyjęli to z bardziej profesjonalnym podejściem, przełykając gorzkawy smak kolejnej przegranej. Twarze uczniów wykrzywiły się jednak w grymasie rozczarowania i gniewu, ukazując jak bardzo byli zniesmaczeni tym posunięciem.

Fitzergald nie mógł nic na to począć. Chciał pieniędzy. Pieniądze to praca, nie ważne jaka. W życiu nie pozwoliłby, żeby taka szansa jak Hogwart, została zmarnowana przez dzieciarnię. Dopilnuje by wszystko było jak należy, żeby nie pojawiły się żadne anomalie czy lenistwo. On stoi na straży tego wszystkiego. On sam.

Nie potrzebna mu Gildia Hogwartu czy zbiór bezużytecznych dorosłych, bawiących się w przedszkolanki. Oni wszyscy są tylko pionkami, niepotrzebnymi dodatkami do gry, które tylko ułatwiają zwycięstwo. Byłby głupcem, nie korzystając z tej promocji, dlatego wykorzystywał każdy chwyt. Kiedy następne posunięcia znikną, on sam je stworzy, kupując nowe bierki, rozłakładając nową planszę i rozpoczynając kolejną rozgrywkę. Dochodową rozgrywkę, w której to on jest królem.

Nie było nic prostszego niż manipulowanie ludźmi za pomocą pieniędzy, bo każdy z nich potrzebował ich w mniejszej lub większej ilości. Gdyby wierność jego podwładnych nie była zapieczętowana kredytami i długami, miałby wątpliwości w powierzeniu im jakichkolwiek spraw, nie mówiąc tu o zaufaniu.

Właśnie dlatego nie uznawał Nakaharze. Podstawą ich układu nie były pieniądze, raczej bezgraniczna miłość rudzielca do Ozaki. Wystarczy, że uczucie do Kouyou choć trochę zniknie z serca Chuuyi, a ten nie będzie bał się podnieść głosu sprzeciwu. Oczywiście, wciąż pozostanie strach przed autorytetem Fitzergalda, jednak chłopak nie wyglądał na takiego, co siedzi cicho. Przerażenie może nie wystarczyć w utrzymywaniu Nakahary w ryzach. Mianowanie go dowodzącym Gildii miało pomóc w trzymaniu rudego na uwięzi, jednak z drugiej strony wiąże się z dopuszczeniem go do ważniejszych decyzji.

A co jeśli ten mały już coś kombinuje? Jeśli jego miłość do Ozaki już kompletnie zanikła? Czy to możliwe, że spiskowałby przeciw niemu? Jako syn dyrektora powinien być posłuszny, z tego przecież wynikają same korzyści.

Jednak Chuuya nie był mu w stu procentach wierny i on to wiedział. Był pewien, że chłopak coś ukrywa.

Fitzergald uśmiechnął się chytrze, wzdychając cicho. Ta gra będzie odrobinę trudniejsza niż wydawała się na początku.

~*~*~*~*~*~

- Jeśli tylko się wam uda, to Fitzergald będzie niedługo grzał miejsce w Azkabanie. Jesteś całkiem niezła w te sprawy, mała - Dostojewski z uśmiechem rozczochrał czerwone włosy Lucy, powodując na jej twarzy niemałe skrzywienie.

Soukoku//Hogwart AUWhere stories live. Discover now