Rozdział XXVII

1.3K 128 161
                                    

Zamarzał.

O tej porze roku na zewnątrz Hogwartu było przeraźliwie chłodno, a jakiekolwiek wełniane szaliczki czy ciepłe czapki od Osamu pomagały jedynie w niewielkim stopniu. Matka natura najwyraźniej nie przejmowała się czymś takim jak koniec zimy czy początek wiosny oraz wiążącym się z tym ociepleniem powietrza.

Właśnie dlatego Chuuya maszerował nocą w lepkim śniegu, przeklinając cicho za każdym razem gdy jego noga zapadała się pod nietrwałym materiałem, wpuszczając do jego butów coraz to więcej lodowatego gówna - jak to zwykł ostatnio określać.

Jego wewnętrzna radość obudziła się dopiero wtedy gdy dostrzegł blade światło z różdżek patrolu ochronnego przy barierze granicznej. Na samym początku miał ochotę stanąć i zawołać ich okrzykiem, jednak gdy z jego gardła wydał się jedynie zachrypnięty jęk, zrezygnował. Począł na nowo przedzierać się przez zaspy, dopóki koło jego głowy nie mignęło żółte światło. Nakahara na chwilę tracąc jakiekolwiek zmysły, wylądował zaczerwienioną twarzą w lodowaty śnieg.

- Kim jesteś i co tu chcesz? - do jego wrażliwych uszu dotarł przeraźliwy krzyk, powodujący gniewny grymas na twarzy rudzielca.

- Co wy do cholery robicie?! - podniósł rude loki, zerkając z pogardą na czwórkę uczniów biegnących w jego stronę z wyciągniętymi różdżkami.

- Nakahara...? O mój boże, przepraszamy! - jedyna dziewczyna w tej małej drużynie, wybiegła do przodu, zakrywając usta z przerażenia.

- Tak, przepraszamy! Jest środek nocy! I...i ciemno! Nie wiedzieliśmy, że ty to ty, dlatego-

- Już, dobrze. Rozumiem - rudy wstał z pomocą towarzyszy i otrzepał się z wkurzającego śniegu. - To ty nimi dowodzisz?

- Tak - wysoki blondyn stanął na baczność, dokładnie tak jakby miał do czynienia z prawdziwym, oficjalnym generałem. - Co cię tu sprowadza? Dyrektor Fitzergald nakazał nas skontrolować? - chłopak głośno przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że zaprezentowali się wyjątkowo słabo i jeśli ten wybryk dotrze do ludzi wyższych stanowiskiem, będą mieć przechlapane.

- Nie, spokojnie. Fitzergald nakazał tylko byście przeszli do strefy przydrożnej. Tutaj zaraz pojawią się ważni goście i ja z moją drużyną tutaj staniemy.

- Rozumiem - nastolatek nie wydawał się być jakkolwiek podejrzliwy. Jedynie skinął na towarzyszy, którzy z ostatnimi cichymi przeprosinami ruszyli we wskazaną stronę. Rudzielec odprowadzał ich zadowolonym spojrzeniem, kiedy nagle przy jego uchu z małej słuchaweczki rozszedł się głos Doppo.

- Ciesz się, że nie słyszałeś przekleństw Osamu w momencie kiedy rzucili w twoją stronę zaklęcie. Podejrzewam, że gdyby Ranpo go nie przytrzymał to tamta czwórka wykrwawiłaby się na śniegu - Chuuya lekko zaśmiał się na te słowa. - Idiota zepsułby całą misję już na samym początku.

- Gdzie Kyouka i Gin?

- Podobnie do ciebie odprawili grupy przy moście i starej Wierzbie. Teraz najważniejsze drogi są otwarte. Wasza trójka zostanie na miejscach i dopilnuje, by nie stało się tam nagle nic niespodziewanego.

- Mamy ograniczony czas, bo Francis może w każdym momencie dowiedzieć się, że usunąłem straż. Edgar z resztą są już za barierą?

- Minutę temu dostałem sygnał od Yosano, że się przedostali. Dali radę. Tak naprawdę nasza robota się kończy. Musimy tylko poczekać, aż wrócą. Potem z rana możemy popatrzeć jak ludzie z ministerstwa wyprowadzają stąd Fitzergalda.

- To nie było trudne - rudzielec uśmiechnął się pod nosem.

~*~*~*~*~*~

Soukoku//Hogwart AUOnde histórias criam vida. Descubra agora