Rozdział XXIII

1.9K 192 380
                                    

- N-nic takiego, po prostu zastanawiam się, kiedy on przyjdzie - rudzielec nieznacznie zawstydził się na pytanie blondyna. Nie chciał być nie miły, ale nie potrafił przestać rozglądać się za burzą miękkich, czekoladowych loków. Chuuya chciał zobaczyć się z ich właścicielem od razu. Szczerze wierzył w to, że Osamu będzie miał dobre wytłumaczenie z zaistniałej sytuacji.

- Raczej już nie przyjdzie - Doppo powoli upił kolejny łyk czerwonego wina, by gorzkawy smak opatulił jego zmysł, powodując lekkie skrzywienie. - Może ma pewne problemy czy coś.

- No tak - Nakahara cicho zaśmiał się pod nosem. To dzisiaj razem z brunetem mieli poinformować swoich przyjaciół o ich zaskakującym, acz szczęśliwym, związku. O ile ich związek istnieje jeszcze gdziekolwiek indziej niż tylko w jego wyobraźni.

- To dobrze - Kunikida uśmiechnął się smutno, widząc na twarzy rudzielca tak wyrazistą fałszywość i skrywany żal. Delikatnie zgiął kolana i wyciągnął opaloną dłoń w stronę zdezorientowanego rudego. - Chcesz może zatańczyć? Może wtedy humor ci się poprawi?

- Niech będzie - Chuuya położył bladą dłoń na tej należącej do Doppo i dał się porwać w schludny, ale zarazem żywy, taniec. Podczas ich swobodnych ruchów rudzielec zastanawiał się jakby to było tańczyć z Osamu. Czy brunet w ogóle to potrafił?

Mrugnął kilka razy chcąc odgonić niepotrzebne łzy, które z niezwykłą zaciętością mnożyły się, spływając po jego zaróżowionym policzku na śnieżną koszulę. Pochylił nieznacznie głowę, by zakryć twarz rdzawymi końcówkami, jednak żaden z tych gestów nie umknął sprytnemu oku blondyna.

- Chuuya... Wszystko dobrze? Może chcesz się przewietrzyć? - rudzielec bał się wydać jakikolwiek dźwięk z zachrypniętego gardła, dlatego jedynie nieznacznie kiwnął głową jako potwierdzenie. - Chodźmy, tam nikogo nie ma, odpoczniesz trochę. Zresztą, i tak wcześniej czy później musimy wyjść.

Chuuya nawet głębiej nie zastanawiał się nad słowami Doppo, ani tym bardziej nad tym gdzie blondyn go prowadził. Posłusznie dał się wyprowadzić z sali na korytarz, aż do otwartych okien, które dawały wręcz nieziemskie orzeźwienie dla gorącej skóry rudego. Stanął przy jednym z nich i wychylił głowę za parapet, by owiać twarz zimnym powietrzem. Uśmiechnął się lekko, czując, jak wielka przyjemność płynie z tak prostego gestu. Jednak cała ta radość wyparowała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy po obydwu stronach sylwetki rudzielca znalazły się silne ręce, a większe ciało zaczęło naciskać na jego plecy.

W głębi duszy był pewien, że Kunikida nie robił niczego specjalnie dla niego, a ma ukryty cel. Nie mógł po prostu być miły, bo to nie w jego stylu. Nie w tym stylu, który Chuuya zdążył poznać w ciągu tych paru miesięcy. Na twarz rudzielca wślizgnął się cień smutku i przerażenia. Co ma teraz robić?

Sparaliżowany i zmęczony Nakahara zacisnął mocno powieki, chcąc uciec z tego koszmaru i znaleźć się blisko Osamu. Chciał go dotknąć. Przytulić. Pocałować. Po prostu poczuć jego obecność.

Nie wiedział, że wydarzy się to szybciej niż przypuszczał z początku.

- Chuchu...? Odezwij się, proszę - rudzielec otworzył szeroko powieki, słysząc tak znajomy głos i odwrócił się gwałtownie w stronę jego właściciela. - Wszystko dobrze?

- Osamu - Chuuya natychmiast wtulił się w ciepły tors chłopaka, mocno zaciskając piąstki na, i tak już wygniecionej, granatowej koszuli bruneta. Jednak zaraz po tym sfrustrowanie wzięło górę nad jego emocjami i począł na oślep uderzać w klatkę piersiową Dazaia. Brunet z całych sił próbował pozostać niewzruszony na działania niższego, jednak z każdym kolejnym uderzeniem miał ochotę pójść w ślady Nakahary i rozpłakać się, nie zważając na obecność innych osób. - Gdzieś ty do kurny był, przeklęta gnido?! Zapomniałeś? Zostawiłeś mnie i... I...

Soukoku//Hogwart AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz