🔱11🔱

4.4K 119 49
                                    

Zawsze chciałem chłopakom dawać dobry przykład. Być gangsterem, to wyzwanie, a przy okazji jeszcze być człowiekiem, to szczyt możliwości, ale przy tej kobiecie nie daję rady powstrzymać emocji, ta dziewczyna doprowadzała mnie do niesamowitej furii.

- Rose, jesteś własnością szanownego Pana Stylesa — uśmiechnął się policjant do dziewczyny i wyszedł zostawiając mnie w stanie wybuchu z tą małą niewidzęczną suką.

Oboje usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Wiedziała, co zrobiła prosząc gline o pomoc. Stała obok i patrzyła w pustą przestrzeń gdzieś za moją głową. Wiedziałem, że jeżeli jej teraz nie ukaram następnym razem znowu przyjedzie jej do głowy taki super pomysł.
Wiadome Jest to, że nie się nie stanie jak poskarży się policji, w dodatku przy mnie i w moim domu. Cała policja jest ustawiona do pionu i pod moją władzą.
Łzy nie przestawały jej spływać z oczu, chociaż jej twarz była dalej nie wzruszona, a spojrzenie takie puste. Być może przerażała ją świadomość, co się może zaraz wydarzyć. Dobrze wiedziałem co myślą moje pseudo kobiety, kiedy i w jakiej sytuacji. Chociaż Rose była trochę inna niż jej poprzedniczki. Nie miałem ich zbyt wiele i większość była porwana z konkretnych powodów. Ona była tu, bo popełniła błąd i tak naprawdę powinna już dawno gryźć ziemię.
Pytanie brzmi, dlaczego ona ciągle jeszcze tu jest?

- to może po prostu mnie zabij — powiedziała bez emocji, jakby czytając mi w myślach, jakby przeszyła wzrokiem mój mózg.

Nie zrobię tego.

Rose

Dobrze wiedziałam, co mówię. Jestem gotowa na śmierć. Nie zniosę dłużej życia w tym domu.
Tak, jestem gotowa umrzeć. Raz na zawsze.

- zawsze uciekasz do szybkich i najprostszych rozwiązań - podszedł do mnie bliżej biorąc w swoje dłonie moje przedramiona ściskając je mocno.

Czułam jak miażdżył moje kości, przerywając przepływ krwi w żyłach. Moje ciało jest za delikatne na takie gwałtowne ruchy. Zawsze lekkie uderzenie powodowało wielkie sińce, ale w tym przypadku będą krwiaki.
Jego lewa ręka odpuściła trochę ucisk, po czym dalej trzymając ją na moim ciele sunęła powoli w górę zatrzymując się na mojej szyi.
Udusi mnie. Patrzyłam w jego czarne jak noc oczy, byłam pewna, że to ostatnia rzecz jaką ujrzę przed śmiercią. Jego czarne, błyszczące oczy.
Zacisnął rękę na szyi zabierając mi ostatnie resztki tlenu z płuc. Atmosfera w pomieszczeniu była już wcześniej bardzo gęsta, a teraz dodatkowo moje gardło ściskała jego duża dłoń. Patrzył mi w oczy, jakby doszukiwał się jakiejś reakcji z mojej strony. Trochę nie rozumiałam mojego oprawcy.
Odpuścił.
Jego ręka opadła. Ta, którą trzymał za przedramie delikatnie chwyciła moją dłoń ciągnać mnie za sobą.
Szliśmy jak dobrze pamiętam w stronę jego cimnej nory, czyli — biura.
On jako jedyny z domowników ma w tym domu takie swoje miejsce, pomijając oczywiście sypialnie.
Harry był bardzo humorzastą osobą i wszyscy wokoło zdążyli do tego przywyknąć. Zmieniał swój nastrój bardzo szybko. Z człowieka nerwowego stawał się delikatny, ale tylko po to, żeby zaraz zrzucić kolejną bombę wściekłości.
Cała drżałam i gdyby nie fakt, że trzymał mnie za rękę, to prawdopodobnie ze strachu nie ruszyłabym się z miejsca.
Gdy dotarliśmy do wielkiego biurka, posadził mnie na fotelu naprzeciwko siebie. Przyglądałam się mu jak kroczy w stronę swojego miejsca, po to, by zaraz wygodnie spocząć w fotelu.
Nie mam pojęcia ile siedzieliśmy w ciszy przyglądając się sobie. W pewnym momencie otworzył szufladę w biurku. Zerknął na mnie, po czym wyciągnąć pistolet.

Nie sądziłam, że serce może mi bić mocniej niż dotychczas.
Delikatnie ułożył broń na środku biurka, zaraz za laptopem.
Przerażona patrzyłam raz na niego, raz na broń. Najgorsze było, że nigdy nie wiedziałam, kiedy zdecyduje się mnie zabić.

Abducted || H. S.Where stories live. Discover now