So sick and tired of being alone

214 20 9
                                    

Otoczyła mnie zupełna ciemność. Nie docierały tu nawet najmniejsze promienie światła. Panował chłód, a powietrze wypełnione było zapachem dymu z gaszonych świec, kurzem i czymś duszącym, czego nie byłem w stanie nawet nazwać. Ktoś normalny widząc to - lub nawet nie, gdyż jego oczy nie byłyby przyzwyczajone do takiego mroku - stwierdziłby, że pomieszczenie to przypomina melinę. Lecz dla mnie to był tylko mój pokój, miejsce, w którym spędzałem niemal cały czas, kiedy tylko nie musiałem być w tej cholernej szkole. Wypełnione chaosem, spod którego wyłaniały się rzeczy dla mnie szczególne. Chyba tylko ja mogłem dostrzec jakąś metodę w tym całym szaleństwie. Może dlatego właśnie było to miejsce tak szczególne. Bo mogłem się tu zaszyć, jak w jakimś azylu i nikt nie ingerował w to co tu robiłem. Było to jedyne miejsce na tym świecie, które należało wyłącznie do mnie.

Odrzuciłem plecak pod drzwi nie przejmując się zupełnie zawartością, która się z niego wysypała i rzuciłem się na łóżko, chcąc raz na zawsze wymazać ten dzień - zresztą, jak każdy - z mojej głowy. Kolejny, który nie miał żadnego znaczenia, przez który musiałem przebrnąć niczym przez męki aby znów znaleźć się w miejscu od którego zacząłem. Wyciągnąłem słuchawki z mojego telefonu i puściłem na głos lecącą piosenkę. Przetarłem oczy, nie zważając nawet na to, że tym gestem roztarłem czarne kreski na pół twarzy. Miałem to gdzieś. A chcecie wiedzieć dlaczego? To proste, ponieważ ten świat miał mnie głęboko w czterech literach. Nikt nie zwróci uwagi na to, jak wyglądam. Dla jednych jestem nikim, zwykłym dziwakiem, od którego lepiej trzymać się z dala i unikać jego spojrzenia, gdy idzie szkolnym korytarzem. Dla innych - a tych wyjątkowo powinien przejechać rozpędzony autobus, bo czemu by nie - kimś, kto jest idealną ofiarą, perfekcyjnym celem, który idealnie nadaje się do obrażania, poniżania i bicia.

Tak, to ja. Ten dziwny emos, który nie ma znajomych. Ten opętany. Ten nienormalny. Ten, z którym lepiej się nie zadawać. Ten, którego nawet własny ojciec nie chciał. Ten...

Na swoje nieszczęście zawsze miałem pecha w życiu. Trafiałem na najgorsze osoby z możliwych. Dlatego już dawno przestałem szukać. Podjąłem decyzję, że jedyną osobą na którą jest miejsce w moim życiu, jestem ja sam. No i może Gerard Way, ale to już inna sprawa.

Pozwoliłem swoim powiekom opaść i zaprowadzić moje myśli daleko stąd. Tam, gdzie nikt nie mógł mnie dosięgnąć, gdzie reguły dyktuje moja podświadomość i nic nie zakłóca jej biegu. Powoli odpływałem. Nie wiedziałem, kiedy nawet zacząłem nucić dobrze mi znany tekst.

'If you look in the mirror and don't like what you see
You can find out firsthand what it's like to be me
So gather 'round piggies and kiss this goodbye
I'd encourage your smiles I'll expect you won't cry

Another contusion, my funeral jag
Here's my resignation, I'll serve it in drag
You've got front row seats to the penitence ball
When I grow up I want to be nothing at all

I said yeah, yeah
I said yeah, yeah

Come on, come on, come on I said
(Save me) get me the hell out of here
(Save me) too young to die and my dear
(You can't) if you can hear me just walk away and'

- 'Take me' - w końcu zasnąłem, z tymi słowami na ustach. Bo co innego mam do robienia w tym nudnym, bezsensownym życiu?

____________✞ ✞ ✞_______________

My Chemical Romance - 'The End (fragment)

too lazy for a suicide (Remington x Andy B)Where stories live. Discover now