Hey dad, would you show up for me now?

32 5 1
                                    

Musiałem się przewietrzyć.

Emerson i Sebastian zostali na występie. A ja nie byłem w stanie tam wysiedzieć. Po zakończeniu nie złapałem Andy'ego. Miał zaraz występować, nie chciałem się narzucać. Tłumaczyłem sobie to w ten sposób. Wcale mnie nie zabijała świadomość, że to właśnie on tam był. Że ze wszystkich ludzi to on był świadkiem mojego występu. Ciekawiła mnie jego reakcja, jego zdanie na ten temat. Przecież nie mógł wiedzieć, że wystąpimy. Przecież nawet nie wiedział, że mamy zespół.

Niewiele wiedział. A i ja nie byłem wyjątkiem. Wiedziałem natomiast, że z tych wszystkich miejsc na świecie, chciałbym znaleźć się znów na scenie... lub znów w mieszkaniu Andy'ego.

Zawróciłem na końcu ulicy by cofnąć się pod klub.

W ten sposób, na chodzeniu w tę i z powrotem minął mi cały występ głównej gwiazdy. Jak się tego dowiedziałem? A to było akurat proste. Ponieważ właśnie niemal na nią wpadłem.

- Cholera – wymsknęło mi się, gdy omal nie zderzyłem się z kimś na zakręcie. Nich mnie piekło pochłonie jak to nie moja obsesja go przywołuje. – Czy ty mnie śledzisz? – spytałem świadomie unikając spoglądania na niego.

- Hej – powiedział nie odpowiadając.

- Nie zaprzeczasz.

- Nie. – Jak nic się uśmiechał. Gdy na niego spojrzałem się to potwierdziło. Pot świecił mu się na czole, a farba gdzieniegdzie się rozpłynęła. Obserwował mnie uważnie wciąż z cieniem uśmiechu błąkającym się na ustach. – Skoro już wyszło na jaw, to powiem ci, że mam ku temu powód.

- Mianowicie?

Sięgnął ku mnie i przez chwilę myślałem, że chce mnie dotknąć. Lecz jego dłoń ledwo musnęła mój policzek i złapała włożony za ucho papieros. Poczułem zawód. Odwróciłem się od niego, gdy podpalał fajkę.

- Brakowało mi ciebie na koncercie – powiedział wolno wypuszczając dym. Przeszedł mnie dreszcz kumulując się w dole kręgosłupa.

- Musiałem ochłonąć.

- Nie dziwię się. To był naprawdę dobry występ. Nie spóźniłbym się gdybym wiedział, że to ty. Nie mówiłeś, że masz zespół.

- Bo gdy ostatnio się widzieliśmy, to nie do końca go miałem. – Chyba się już poddałem zupełnie. Przechwyciłem papierosa z jego dłoni i zaciągnąłem się. – Powiedz, co naprawdę tutaj robisz?

- Mówiłem ci już.

- Ale co to znaczy właściwie.

- Myślałem, że jest to oczywiste. – Zabrał ode mnie niedopalonego papierosa i go wyrzucił. Jego dłoń wróciła do mojej. Rozluźnił moją pięść i niemal czule pogładził jej wnętrze. – Ładnie się zagoiło – powiedział cicho znajdując się niebezpiecznie blisko.

- Chyba muszę wracać...

- Jesteś pewien? – jego palce jakimś cudem odbierały mi zdrowy rozsądek.

- Powinienem...

- A chcesz tego? Rem – wypowiedział moje imię, jakby to było zaklęcie. I tak podziałało. – Boję się, że znów uciekniesz. Mam wrażenie, że ci się narzucam.

- Nie narzucasz się – sprostowałem.

- Więc nie chcesz iść?

- Chyba wrócę do domu. – Moja samokontrola wisiała na włosku.

- W środku rozkręciła się impreza, nie sądzę żeby się szybko skończyła. Mogę cię odwieźć, jeśli chcesz.

Jakaś część mnie liczyła, że jednak mnie zatrzyma. Zabrałem dłoń, z jego zasięgu.

too lazy for a suicide (Remington x Andy B)Where stories live. Discover now