Just to bury your little boy in the ground

33 6 2
                                    

Uciekłem przed konfrontacją.

Bez słowa wróciłem do pokoju licząc nie wiadomo na co. Że po prostu zniknie, jakby nigdy go tam nie było? Ucisk w moim gardle się nasilał. Rzuciłem paczką papierosów, którą przez cały czas trzymałem w zaciśniętej dłoni. Pewnie i tak wszystkie połamałem. Miałem ochotę coś rozwalić. Niewiele myśląc chwyciłem przedmiot, który na swoje nieszczęście znalazł się w zasięgu. Struny gitary rozbrzmiały żałośnie, gdy siłą mnie zatrzymano. 

Andy naparł na mnie, zmuszając bym wycofał się. Gitara wysunęła mi się z rąk, ale nie miało to już znaczenia. W momencie, w którym zabrakło mi miejsca, jego ciało docisnęło się do mojego. A usta złączyły z moimi inicjując pocałunek, od którego przestałem myśleć.

Było chaotycznie i było gorąco. Usta na ustach. Język przy języku. Gdy łapałem oddech on badał krzywiznę mojej szczęki a jego kolczyk drażnił rozpaloną skóre. Jego palce zanurzyły się w moje włosy zmuszając mnie bym się jeszcze bardziej wygiął. Urywany oddech muskał moją szyje, łaskotał w obojczyki. Chwyciłem go mocno za kark i znów przyciągnąłem do pocałunku. Błądziłem dłońmi po jego ramionach, badając zarys jego mięśni, jego reakcje na mój dotyk. Ciało przy ciele. Jego zęby boleśnie naznaczyły moją szyję. Zupełnie jakby był wampirem. Wydawało mi się, że jęk uleciał z moich ust. Lecz nie miał kto tego potwierdzić. Na pewno nie ja, gdyż mój umysł majaczył na granicy szaleństwa.

Nie mogłem określić ile to trwało. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, jak mam na imię to i pewnie na to nie znałbym odpowiedzi. Dopiero gdy to słowo uleciało z ust Andy'ego, pojąłem co robiliśmy.

- Remi... 

Zetknął swoje czoło z moim, nasze ruchy zwolniły, dłonie się zatrzymały. Staliśmy tak, oddychając coraz bardziej miarowo z echem pocałunków, które nie mogły do końca wybrzmieć.

- Andy...

- Nie wiem, czy powinniśmy przekraczać tę granicę - powiedział w końcu. A ja zdałem sobie sprawę, że kierowałem go w stronę łóżka.

Jego skórzana kamizelka zniknęła. Tors miał nagi, nie licząc farby, które rozmyła się na kształt moich rąk. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany. Przykładając swą dłoń do jego piersi, obrysowałem znaki, które na niej nakreślił. Uważnie rozplątałem naszyjniki, splątane przez to wszystko. Aż w końcu odsunąłem się by spojrzeć mu w oczy. Były półprzymknięte. Skierowane na moje usta. Przełknąłem ślinę.

- Masz rację - przyznałem odwracając wzrok. Dopiero spostrzegłem jak i na mnie odbiły się ślady jego farby. - Idę to z siebie zmyć. Jeśli chcesz się umyć, to tu jest łazienka. - Wskazałem mu drzwi, jednocześnie się odsuwając. - Zaraz wrócę.

Wyszedłem z pokoju kierując się do łazienki na parterze. Zamknąłem za sobą drzwi. Odkręciłem wodę pod prysznicem i wszedłem w ubraniu. Zimna woda wcale nie działała kojąco. Serce biło mi w piersi równie mocno, jak gdy Andy... To było niespodziewane. Przekręciłem wodę na gorącą i zacząłem się pozbywać nasiąkniętych wodą ubrań. Starannie zmyłem czerń z palców, z ramion, z obojczyka. W końcu wypłukałem szampon z włosów, gubiąc pamięć po jego dotyku. Gdy skończyłem zgarnąłem dres z suszarki.

Nie byłem gotów wracać na górę. Raczej nie spodziewałem się, by tak nagle sobie poszedł. Ale może czekał, by się pożegnać.

Przeczesałem włosy, czując jak woda mi spływa po szyi. Miałem odwagę występować na scenie, przed tymi wszystkimi ludźmi, a już mi jej zabrakło by wrócić do chłopaka, który mi się podobał i ja widocznie jemu też. 

Idiota, skwitowałem patrząc po raz ostatni w lustro.

Gdy otworzyłem drzwi od pokoju myślałem, że Andy'ego tam nie ma. Znalazłem go jednak na balkonie. Wilgotne włosy zaczesał do tyłu, a światło łamało się na krzywiźnie jego kości policzkowych. Wargi miał lekko opuchnięte. 

- Pozwoliłem sobie pożyczyć bluzę - powiedział gdy mnie dostrzegł. Nie zauważyłbym pewnie tego, tak skupiony byłem na jego urodzie. - Papierosa? - nie odpowiedziałem stając obok. Była przyjemna noc. Dopiero westchnięcie Andy'ego wybiło mnie z tej nostalgii, która mną zawładnęła. - Mam nadzieję, że nie żałujesz - powiedział w końcu.

- Nie żałuję - potwierdziłem. Ale też nie wiedziałem co zrobić z tym faktem. Jak to się rozwinie. 

Zaciągnął się papierosem i miał już odetchnąć, gdy przysunąłem się, jakbym chciał go pocałować i spiłem ten dym z jego ust.

- Czy to o mnie była tamta piosenka? - Czy na prawdę jeszcze musiał zadawać to pytanie.

- Uratowałeś mnie. I nie mówię tu o bandażowaniu moich ran. Coś we mnie zmieniło się po tym, jak cię spotkałem. 

- Cieszę się.

Rozmawialiśmy stojąc obok siebie. Z ramieniem przy ramieniu. Aż słońce pojawiło się na wschodzie. Nie pocałował mnie więcej. I ja go nie pocałowałem jak odchodził. Milcząco stojąc na ganku patrzyłem jak odjeżdża wciąż ubrany w moją bluzę.

Jakaś część mnie została pogrzebana na myśl, że była to oznaka jakiegoś końca. Nikt nie zaproponował kolejnego spotkania. 

Nikt nie powiedział "do zobaczenia".

__________✞ ✞ ✞__________


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 12, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

too lazy for a suicide (Remington x Andy B)Where stories live. Discover now