Niepewność

2.2K 156 25
                                    

Emily 

Od kiedy Jess wyjechała z Zachiem w domu zrobiło się przeraźliwie pusto, pomyślała Emily siadając na werandzie i wpatrując się w ciemność, która powoli stawała się dniem. Co prawda jej przyjaciółka chciała zostać, ale Zach nalegał. Czekały go sprawy, których nie mógł wiecznie odkładać, a Jess powinna kontynuować szkolenie u szamana. 

-Pieprzę tego szamana! Jak chcesz to sam sobie jedź! - warknęła Jess w trakcie kłótni z Zachiem, którą Em, niechcący podsłuchała późnym popołudniem.  

-Pieprzyć to możesz jedynie mnie!  - W głosie jej chłopaka zabrzmiały złowrogie nuty. 

-Akurat! -  Zaperzyła się Jess  i Em poczuła, że musi zareagować, tym bardziej, że ten pół wilk, pół człowiek, przerzucił sobie jej przyjaciółkę przez ramię i zaczął kierować się do samochodu, na co Jess zaczęła przeraźliwie piszczeć. 

-Co tu się dzieje? - spytała.

-Ten jaskiniowiec, chce mnie stąd zabrać! Puszczaj mnie ty dupku! Słyszysz?!

-Ta mała wiedźma nie rozumie, że musi się szkolić bo inaczej cała ta jej nieokiełzana moc wyjdzie jej uszami! - Ponieważ w  głosie mężczyzny oprócz złości usłyszała też troskę, podeszła do zwisającej przez jego ramię przyjaciółki i spojrzała w jej oczy.

-Czy to prawda Jess?

-Ten dupek chce...- Głuche klaśnięcie o jeansowy materiał spodni, sprawiło, że Jess podskoczyła na ramieniu mężczyzny. 

-Jess, czy to prawda?  - zapytała Em tym razem ostrzej. 

-Ja... 

-Tak - W głosie Zacha zabrzmiał wyrzut. - Jess nie potrafi kontrolować swoich mocy. Im mniej ćwiczy, tym większe zagrożenie stanowi dla siebie i otoczenia. 

Em poczuła jak kręci jej się w głowie. Zapatrzona w swoje problemy zupełnie zapomniała o tych, które dotyczą jej przyjaciółki. 

-Jess, musicie wracać...  

-Widzisz, nawet twoja przyjaciółka nie chce byś tutaj była. Dzięki Em - Zach obrócił się tak, że Em widziała teraz jego twarz. 

-Nie wiedziałam, ja nie chciałam... - Zaczęła się usprawiedliwiać czując jak na jej policzki wstępuje rumieniec wstydu. - Przepraszam, że was tym obarczyłam... 

-Wszystko dobrze Em - W głosie Zacha, zabrzmiały cieplejsze nuty. - Po prostu, musimy wracać. 

-Rozumiem - powiedziała. 

-Hej!  - Zach uśmiechnął się do niej. - Nie przejmuj się aż tak... Po prostu... - chrząknął i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu głos Jess.

-Postawisz mnie wreszcie? Jeśli tego nie zrobisz, zwymiotuję na ciebie! - W głosie dziewczyny zabrzmiało ostrzeżenie. Zach wzruszył jedynie ramionami, ale po chwili Em zobaczyła jak mężczyzna pomaga jej przyjaciółce stanąć na nogi, a potem mruczy  jej coś  ucha.

- Pójdę pomóc ci się spakować - mruknęła kierując się do pokoju gościnnego, który zajmowali jej goście. Wciąż czuła się nieco nieswojo z tym jak Zach traktował Jess, ale przyjaciółce to chyba nie przeszkadzało, bo gdy przyszła, jej policzki pokrywał ognisty rumieniec, a oczy błyszczały. 

-Przepraszam - powiedziała zgarniając z szafki kosmetyki i wrzucając je do walizki

-To ja powinnam was przeprosić - zaoponowała Em. - Byliście przy mnie cały ten czas, a ja martwiąc się swoimi sprawami, zupełnie zapomniałam o waszych... 

-Mimo wszystko... Nie chciałabym zostawiać cię w stanie... 

-Jest dobrze Jess- mimo, że nie do końca tak było, Emily wiedziała, że jeśli  nie uda jej się przekonać przyjaciółki, ta zaryzykuje swoim zdrowiem, byle tylko jej pomóc. 

-No nie wiem... - W głosie Jess zabrzmiała wątpliwość.

-Spójrz tylko - Em wstała i podeszła do okna skąd rozpościerał się widok na ogród. - Wszystkie spalone krzewy zostały wykopane, a nowe sadzonki zostały posadzone. Zostały jedynie skrzynie z kwiatami no i naprawa altany... Ta dobroć, którą otrzymali moi rodzice i ja w ostatnim czasie... Ja... Ja nigdy nie zdołam się za nią odwdzięczyć... 

-Wiesz, że wiele z tych roślin zasponsorował Edward, prawda?- Jess nawinęła na palec włosy i spojrzała na przyjaciółkę znacząco. 

-Nie wiem, czemu to robi... Jest tu niemal codziennie. Pracuje od świtu do nocy... 

-Może powinnaś z nim porozmawiać? 

-Ja... - Em sama myślała od jakiegoś czasu, żeby to zrobić, ale jakoś nie miała odwagi. 

-Myślę, że powinnaś... Przecież prace w ogrodzie są właściwie na ukończeniu. Twoi rodzice są w Nowym Jorku, będąc ta ni to gośćmi ni to więźniami. Ty zaś jesteś tutaj zamiast tańczyć... Em musisz to poukładać! Co z twoją pracą? Co z zespołem? 

-Ja... Na razie tańczy za mnie Patricia...

-Ale, to była twoja rola Em! Rozumiem, że ją oddałaś, ale nie powinnaś jej tak całkiem porzucać. Powinnaś rozmówić się Edwardem, wrócić do Nowego Jorku i rzucić to miasto na kolana. 

-Nie mam w sobie tyle odwagi co ty Jess. 

-Naprawdę? Pozwól, że się z tobą nie zgodzę. Miałaś odwagę sprzeciwić się całej tej popieprzonej, elfickiej rasie, rozkochać w sobie Edwarda i zdobyć główną rolę w przedstawieniu, które święci triumfy na Brodwayu! I nie zrobił tego nikt inny tylko ty Em! 

-Rozkochać?

-Usłyszałaś tylko to jedno? - Zapytała Jess z przekąsem, kręcąc przy tym głową w dezaprobacie. -Oj Em - przyjaciółka objęła ją ramieniem i przyciągnęła do siebie. - Nie lubię Edwarda za to  co ci zrobił, ale mam oczy... Musi mu zależeć, skoro wypruwa sobie żyły...  

-Ja... 

-Nie mogę ci nic nakazać, ale mogę ci coś poradzić - powiedziała Jess - Porozmawiaj z nim. Kiedyś i tak będziesz musiała, a ta niepewność zżera cię od środka.  

Kiedy Em westchnęła, Jess objęła ją ramieniem i dodała. 

-I powiem ci coś jeszcze Em. Jeśli porozmawiacie i okaże się, że jednak jest dupkiem, to go olej.  Zadzwoń do hrabiego, albo tego Brizza, który tak za tobą szalał i zabaw się.  Zach ma rację. Może i był twoim pierwszym, ale nie musi być ostatnim! A ten Brizz to podobno niezłe ciacho... 

-Jesteś niesamowita Jess!

-Powiedz to temu neandertalczykowi  - mruknęła przyjaciółka puszczając jej oczko, po czym wrzuciła do walizki kolejne rzeczy. Kiedy spakowała ich rzeczy i nadszedł czas pożegnania, Em uścisnęła mocno przyjaciółkę i Zacha, który niemal połamał jej kości, a potem usiadła na werandzie i wsłuchiwała się w ciszę. Wkrótce zaczęło świtać, a na horyzoncie, jak codziennie rano, pojawił się znajomy samochód. Em czuła jak ściska ją w dołku na widok Edwarda, który zaparkował przed furtką i w roboczym, upapranym farbą stroju wszedł na posesję. Kiwnął jej głową i ruszył w stronę altany. Unikał ją od dnia, w którym kazała mu odejść, a zatrzymała go  jej sąsiadka. Z ciężkim sercem podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę zniszczonej przez ogień altany. 

*** 

Edward

Wyczuł jej obecność, zanim jeszcze ją zobaczył. Przymknął oczy i zasępił się. Czyżby czekała na niego specjalnie tak wcześnie, żeby powiedzieć mu, żeby odszedł i  zostawił ją w spokoju? I czy faktycznie on będzie na siłach to zrobić, jeśli go o to poprosi? 

-Mój tata zbudował tą altanę kiedy byłam bardzo mała - powiedział przerywając ciszę i stając na przeciwko niego. 

Edward spiął mięśnie i poczuł się tak jakby metalowa obręcz mocno ścisnęła mu serce. Wiedział, że nie będzie w stanie odmówić jej prośbie. 

-Bawiłam się w niej całymi dniami - kontynuowała Emily cichym głosem, po czym zadała pytanie od którego niemal serce nie wyskoczyło mu z piersi. - Dlaczego to zrobiłeś Ed? 

OdnalezionaWhere stories live. Discover now