Król

2K 156 12
                                    

Edward

- Chcę,  żebyście wrócili do domu - powiedział spoglądając na ojca i matkę Emily, którzy siedzieli przy stole i spożywali w ciszy posiłek.

-Do domu? - Brwi ojca Em, uniosły się w zdziwieniu.

-Nie sądziłeś chyba, że będziecie przebywać tu w nieskończoność? - zapytał starając się uniknąć badawczego spojrzenia. 

-Byłem pewny, że zostaniemy oddani do pracy na czyiś majątkach - odpowiedział mężczyzna obejmując ramieniem żonę. 

Edward pokręcił głową i spojrzał zdziwiony na  męską dłoń, obejmującą kobietę. Zdawał sobie sprawę, że będąc z nimi, powinien przywyknąć już do tego typu gestów, jednak wciąż taki widok był dla niego nowością. Nie często zdarzało się, by elfie małżeństwa okazywały sobie uczucia. 

Zaś co do przypuszczeń ojca Emily, to mężczyzna miał rację i  zapewne zostaliby ukarani w ten sposób, gdyby poprzedniego dnia nie postawił się radzie.  Część z jej członków zażądała bowiem  by rodzice Emily zajęli się ich ogrodami, w zamian dostając jedynie jedzenie i miejsce do spania.  Nie mógł się na to zgodzić.  Niewolnictwo już dawno się skończyło - powiedział, gdy możni zaczęli licytować się, do których domów powinni trafić. 

-Chcesz więc ich dla siebie? - spytał ojciec Bee, posyłając mu rozsierdzone spojrzenie. Ed pomyślał, że jeszcze miesiąc temu ten mężczyzna poparłby każdy jego projekt i decyzję. Dziś jednak nie był już sojusznikiem, a zaciekle kwestionował wszystko co mówił. 

-Chcę żeby wrócili do swojego domu - odpowiedział.

-Jak to? - W głosie Roba de Meyrea, jednego z zasiadających w radzie członków, zabrzmiało niedowierzanie. 

-Zostali już ukarani. Spaliliśmy ich ogród - odrzekł. 

-A teraz ty go odbudowujesz, panie! Babrasz się z ziemi niczym zwykły człowiek, a nie król elfów! - W głosie Roba zabrzmiało szyderstwo.

-Nie wasza sprawa co robię- Odciął się. - Nie zapominajcie, że jestem królem i nie muszę się tłumaczyć.

-Może powinieneś skoro nie zachowujesz się jak on! - syknął ojciec Bee, a reszta przyklasnęła jego słowom. 

-Ci ludzie ponieśli już karę - rzekł, wstając z miejsca i uderzając pięścią w stół. - Stało się tak jak mówi nasze prawo. Możecie być z siebie dumni! 

-Nie zapominaj, że to ty podłożyłeś ogień, panie!

-Nie zapominam - przytaknął. - Nie zapominam i choć postąpiłem zgodnie z prawem, to dziś jest mi wstyd. 

-Co takiego? - zapytał ktoś z głębi sali.

-Zgodnie z naszym elfim prawem odebraliśmy im piękno, które ich otaczało. I wiecie co? Nie jestem z tego dumny! A wiecie czemu?- spytał Ed rozglądając się po sali. 

-Wytłumacz - zażądał właściciel sieci hotelowych, Travis Willmort. 

- Bo zamiast dbać o piękno i być jego orędownikiem jak przystało elfowi, zniszczyłem je. 

- Co takiego? - W głosie Travisa zabrzmiało niezrozumienie. 

-Jeśli zapytam was, czym różni się nasza rasa od innych, odpowiecie, że miłością do piękna - powiedział Edward, a gdy przytaknęli kontynuował. -  I  to prawda.  My elfy, kochamy piękno w każdej postaci. W literaturze - Tu skinął w stronę starego Goffreya, który dostał literackiego Nobla. - W muzyce, malarstwie... Otaczamy się pięknem i kochamy je! Pytam się was, dlaczego  skoro tak bardzo je kochamy, niszczymy je? 

-To przez ich nieposłuszeństwo - wymamrotał ktoś. 

- Zgadza się - przytaknął. - Można powiedzieć, że  zniszczyliśmy piękno, karząc elfy za ich nieposłuszeństwo, ale myślę, że trzeba też zapytać, czemu tych dwoje było nieposłusznych? Wiecie dlaczego nie było ich w spisie? Wiecie, czemu uciekli? 

Kiedy elfy pokiwały głowami w zaprzeczeniu, Edward kontynuował.

- Bo jedno z nich widziało, co się stało z jego bratem, który popełnił samobójstwo ożeniwszy się kobietą której nie kochał.... Bo drugie, nieprzystające do społeczności, bało się o swoją przyszłość. Tą dwójką rządził strach, a nasza społeczność zamiast dać im wsparcie i sprawić, że ten strach zniknie, swoim zachowaniem doprowadziliśmy do ich ucieczki. Czy więc można karać ich za to, że to my nie stanęliśmy na wysokości zadania? To nasze działania doprowadziły do tego, że zaczęli szukać szczęścia z dala od nas! To my jesteśmy winni! - powiedział z mocą. 

-Ale  elfy z reguły są  szczęśliwe... Powinni  o tym wiedzieć...  - W głosie Travisa zabrzmiał sceptyzm. 

-Doprawdy? Możesz przysiądź, że jesteś szczęśliwy ze swoją żoną, która o czym wiemy wszyscy, przyprawia ci rogi z każdym czyścicielem basenu?

-Ja nie mam nic do jej życia... 

-No właśnie. Bo jej nie kochasz. Bo ci na nie nie zależy... 

-To nie zbrodnia!

-Masz rację - przytaknął Edward. -  To, że kogoś nie kochasz nie jest zbrodnią. Pytanie czy odpowiada Ci takie życie?

-Nie znam innego... 

-No właśnie... 

-Edwardzie do czego ty zmierzasz? - zapytał Rob de Meyer.

-Zmierzam do zmian, które są konieczne - powiedział, a następnie ruszył do drzwi.

-Może to ty powinieneś się zmienić? - Głos ojca Bee, wybił się ponad pozostałe.

-Właśnie to robię - odpowiedział wychodząc i wciągając głęboko powietrze. Musiał odetchnąć i pomyśleć o tym, kogo z nich miał po swojej stronie. Travis? Nie sądził, żeby ten stary snob chciał mu pomóc. Na ojca Bee też nie mógł już liczyć. Może Rob de Meyer? Jego pytania wynikały  bardziej z ciekawości niż niechęci. Cóż... Musiał się zastanowić. Sięgnął po aparat i wybrał numer do Phila. Wiedział, że przyjaciel będzie jego sojusznikiem, ale najwyższy czas by wprowadzić go w swoje plany. 

Bee 

Zastanawiała się czy nie zadzwonić do matki, ale w końcu zrezygnowała. Bo czy miała jej coś w ogóle do powiedzenia? Kobiecie, która odebrała jej mieszkanie i stały dochód? Usiadła na kanapie i włączyła telewizor wciąż wpatrując się w smartphone, który kupił jej Phil. Na tapecie wyświetlacza ustawił ich zdjęcie. Może było to trochę ckliwe, ale podobało się jej. Tak jak i związek, w którym znalazła się zupełnie przez przypadek.  Czy to nie dziwne, że kiedyś go nienawidziłam, a teraz wypatruję jego powrotu, zastanawiała się co jakiś czas zerkając w stronę drzwi. Phil umówił się z Edwardem i mimo, że wyszedł trzy godziny wcześniej, to ona już za nim tęskniła. Kiedy usłyszała jak drzwi otwierają się pobiegła na korytarz. 

Zdumiona spojrzała w oczy swojego ukochanego i przeniosła wzrok na mężczyznę, który jeszcze kilka tygodni wcześniej miał zostać jej mężem. 

-Co się stało? - spytała. 

-Będziemy potrzebować twojej pomocy Bee. - W głosie Edwarda zabrzmiała determinacja. Spojrzała na Phila, ale on też skinął głową. 

-Czy mam się bać? 

-Nie ty - odparł Phil wyciskając na jej ustach pocałunek. - Chodź słońce - dodał po chwili ciągnąc ją za sobą do salonu. Za nimi podążał Ed. 

-Phil, co się dzieje? 

-Czas na rewolucję kochanie - mruknął jej mężczyzna, a następnie zaczął przedstawiać jej plan. 

OdnalezionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz