2

1.7K 129 49
                                    

- I co powiedziała Clary, kiedy wyjaśniłeś jej, w czym rzecz? – spytał Alec, gdy Jace usadowił się już w samochodzie i zapiął pasy, (co wymusił na nim niemal siłą). – Była bardzo zła? – Włączył się do ruchu, w duchu prosząc o jakiś wypadek. Może nie śmiertelny – jego życie nie było idealne, lecz innego nie miał i, siłą rzeczy, się przywiązał, – ale wystarczająco poważny, by bez wyrzutów sumienia, iść na L4.

- Nieeee... - Z tonu głosu brata, Alec od razu wywnioskował, że Jace kłamie. – Muszę tylko, jak to wszystko się skończy, pomalować salon, na fuksjowo... Pierwszy raz słyszę o takim kolorze, więc nie wiem czy sobie ze mnie, po prostu, nie zażartowała... Z drugiej strony, kobiety mają tyle tych nazw kolorów... Pamiętasz, jaką aferę Izzy nam zrobiła, bo stłukliśmy jej karminowy lakier a odkupiliśmy czerwony?

Alec pamiętał. Chociaż wolałby zapomnieć. Ich siostra bywała straszna.

- A! I muszę pozwolić Clary wybrać imię dla dziecka. Spokojnie! – krzyknął widzą minę brata. – Clary jeszcze nie jest w ciąży! W ogóle, na razie, żadnej ciąży nie planujemy – uściślił. – Chcemy poczekać.

- Twoja pierwsza mądra decyzja w życiu – stwierdził Alec, jednocześnie zastanawiając się, co by było, gdyby wjechał w, zbliżające się ku nim, drzewo.

- Myślałem, że pierwszą było spierdolenie od rodziców. Uważaj! Drzewo! Chcesz nas zabić?!

- Zależy, z której strony na to patrzeć. – Cholera, przejrzał go. – Porzuciłeś kierowanie międzynarodową korporacją, dla możliwości ochraniania dwóch gwiazdeczek porno. – O! Tir! A może by tak...

- Ale przynajmniej sam decyduję, jakie gacie włożę rano. Kurwa! Alec! Nie widzisz tego tira?! Może lepiej ja poprowadzę?



Jakimś cudem na miejsce dojechali w jednym, trochę tylko poobijanym, kawałku. I to pomimo tego, że Alec nie wpuścił Jace'a za kierownicę.

- Mówiłem ci już, jak bardzo nie chcę tego robić? – spytał Alec, gdy przekroczyli próg magazynu, który firma Santiago Company Films przerobiła na studio filmowe.

- W ciągu ostatnich czterdziestu minut? Jakieś dwieście razy.

- To powtórzę dwieście pierwszy. Nie chcę tu być!

- Nie pękaj. – Brat poklepał go po ramieniu. – Nie będzie tak źle.

Pierwszym, co uderzyło ich, gdy weszli do środka, wcale nie był widok roznegliżowanych ciał, (chociaż tych było całkiem sporo, z pięćdziesiąt lekko licząc; nie żeby Alec to robił), tylko zimno.

- Kurwa! – mruknął Jace zapinając skórzaną kurtkę aż po samą brodę. Alec poszedł w jego ślady. – Co tu tak zimno? Na ogrzewanie ich nie stać?

- Stać. – Nie wiadomo kiedy, tuż obok nich, wyrosła dziewczyna o urodzie Azjatki, z niebieskimi pasemkami w czarnych włosach. – Tylko tak łatwiej o sterczące sutki a ludzi to kręci. – Uśmiechnęła się, jakby powiedziała właśnie najnormalniejszą rzecz na świecie. – Jestem Lily Cheng. – Wyciągnęła ku nim dłoń, którą zszokowany Jace uścisnął niemal bezwiednie. – Asystentka Raphaela. A wy musicie być nowymi ochroniarzami! Niezłe z was ciacha. Może, po wszystkim, skusicie się na jakąś małą rólkę?

- Tak – przytaknął blondyn, z trudem przełykając ślinę. Nie uważał się z osobę pruderyjną, ale bezpośredniość tej dziewczyny trochę wytrącała go z równowagi. Spojrzał na brata. Alec, cały czerwony, wyglądał jakby połknął język. I to na dobre. Raczej się dzisiaj nie odezwie. Dobrze, jeśli odzyska mowę jeszcze w tym miesiącu. Chociaż to może i lepiej. Przynajmniej go nie opierdoli. Niestety, tym samym cały ciężar konwersacji spadł na niego. Szkoda, bo chciał zobaczyć starcie Santiago kontra Lightwood, to byłoby epickie. Ta dwójka była siebie warta. – To znaczy tak, jesteśmy ochroniarzami. Za role... Dziękujemy. Jace Herondale i Alec Lightwood – przedstawił ich. – Czy możemy rozmawiać z panem Santiago?

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now