7

1.4K 115 32
                                    

Stał pod drzwiami i zastanawiał się czy powinien zapukać czy po prostu wejść, (w razie zamknięcia na zamek, miał klucze; w końcu to jego mieszkanie). Bo to, że znajdzie się w środku nie ulegało żadnej wątpliwości. Nie mógł zostawić Aleca samego, zwłaszcza po tym, co usłyszał przy posiłku.



Słowa Alexandra na chwilę go zatkały. Na całkiem długą chwilę, bo mężczyzna zdążył jeszcze wymamrotać pod nosem, że stracił apetyt i zniknąć w pokoju. Dopiero trzask zamykanych drzwi otrzeźwił Magnusa. W pierwszym odruchu chciał lecieć za Alekiem i... No właśnie, i co? Nakrzyczeć na niego? Opierdolić za gadanie głupot? W sumie, to właśnie na to miał ochotę. Jak, ten cudowny mężczyzna, mógł stwierdzić, że jego życie było niewiele warte?! Z nich dwóch, to Magnus mógłby powiedzieć coś takiego. W końcu... Nie! Sprawa dotyczyła Alexandra a nie jego. Niech więc przeszłość pozostanie tam gdzie była i nie wpieprza się w teraźniejszość, a on skupi się na pomocy Alecowi.

Postanowił, że musi dać mężczyźnie trochę czasu, by mógł na spokojnie przemyśleć wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. W międzyczasie sam mógł pomyśleć, co właściwie powinien zrobić. Wiedział, że krzykiem nic nie wskóra. Flirtem też nie. Kończyły mu się możliwości.

- Może ty masz jakiś pomysł, Miau?

W odpowiedzi kot zrzucił z regału kieliszek do wina. Skąd on się tam znalazł? Kieliszek znaczy, nie kot. Ten zwykle pojawiał się w miejscach, o zwiedzanie których Magnus by go nie podejrzewał. Jak na przykład pralka (dobrze, że za wszelką cenę starał się upchnąć w niej jeszcze jedną parę spodni, bo to mogłaby być ostatnia eksploracja Prezesa, w jego krótkim życiu).

- Upić go? – zastanowił się głośno. – W sumie nie taki zły pomysł. Każdemu czasem przyda się restart.

I tak znalazł się pod drzwiami do pokoju gościnnego, trzymając w ręku dwa kieliszki i butelkę „tego lepszego" wina. Alexander nie wyglądał na konesera, więc marnowanie, do zwykłego restartu, droższych zapasów mijało się z celem, nie wspominając już o tym, że w pewnych kręgach podchodziło pod profanację. Ale nie chciał też raczyć mężczyzny tanim sikaczem, (te trzymał na imprezy i podawał, gdy goście byli już kompletnie pijani i było im wszystko jedno, albo kiedy chciał się ich jak najszybciej pozbyć, bez robienia scen). Teraz pozostawał dylemat. Zapukać czy wejść. Zdecydował się na pukanie. W końcu, nie dalej, jak dzisiaj, chwalił się dobrym wychowaniem.

Uniósł rękę i zastukał do drzwi.



Musiał uciec, bo oczy napełniły mu się łzami, a nie chciał płakać przy Magnusie. Cholera! W ogóle nie chciał płakać! Ale jego ciało miało inne zdanie na ten temat. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, łzy popłynęły wbrew jego woli. Był żałosny. Nawet nie potrafił nad sobą zapanować. Dorosły chłop marze się, bo ktoś powiedział mu kilka niemiłych słów. Ryczy, jak baba... Jednak nic nie mógł na to poradzić. Bolało. Świadomość, że Jace był gotów przekreślić dwanaście lat ich przyjaźni tylko z jednego powodu. Rozumiałby gdyby kogoś zamordował, zgwałcił czy wyrządził inną wielką krzywdę. A on? Po prostu był gejem. Zaraz... Czy naprawdę tak pomyślał? Po prostu gejem?! Do tej pory, każda myśl, dotycząca jego inności, nacechowana była negatywnie. Sam sobie wbijał szpile, gdy jakiś mężczyzna, choć trochę, mu się spodobał. I nigdy nie nazwał siebie gejem... Odmieńcem, zboczeńcem, tak. Nigdy gejem. Więc co się zmieniło? Odpowiedź była prosta. Otoczenie. Do tej pory Alec obracał się wokół rodziny: rodzice, rodzeństwo... Nikt więcej. Potem doszła Clary a on uznał, że nikt więcej nie jest mu do szczęścia potrzebny (oczywiście brał pod uwagę, że Izzy też sobie kiedyś kogoś znajdzie, ale na wszelki wypadek, już znienawidził przyszłego wybranka siostry). Niestety większa część tej grupy nie grzeszyła tolerancją i dawała mu to boleśnie odczuć. Najpierw rodzice a teraz Jace.

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now