3

1.6K 117 24
                                    

- Przecież już widziałeś mnie nago – zaśmiał się Magnus, wkładając bokserki.

- I to mi wystarczy do końca życia – odburknął Alec, wciąż stojąc do mężczyzny plecami.

Bane tylko pokręcił z dezaprobatą głową i sięgnął po spodnie. Najbliższe dni zapowiadały się... ciekawie. Tym bardziej, że przyjdzie mu je dzielić z kolesiem, który wstydził się własnego odbicia w lustrze, samemu pozostając naprawdę gorącym towarem. Chociaż, chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie, na pewno nie. Człowiek, pewny swoich walorów, nie garbi się i nie ucieka spojrzeniem, podczas każdej próby nawiązania kontaktu wzrokowego (a może chodziło o to, że Magnus był nagi... Nie... To powinno tylko przyciągnąć spojrzenie tego przystojniaka). Tym bardziej, jeśli jego atutem były oczy. W odcieniu butelkowego niebieskiego szkła, o tak cudownej barwie, o tak wspaniałej głębi, że... Magnus chciałby w nich utonąć. W połączeniu z kruczoczarnymi włosami, ułożonymi we fryzurę typu „czeszę się poduszką", bladą cerą, na której widoczny był każdy rumieniec, wyrazistymi kośćmi policzkowymi i spektakularną muskulaturą, widoczną nawet pod skórzaną kurtką i spranym podkoszulkiem, czyniły z Aleca Lightwooda mężczyznę doskonałego. Przynajmniej w opinii Magnusa. Serio. Alexander stanowił połączenie wszystkich jego fetyszy! Był nawet ledwie kilka centymetrów niższy od samego Bane'a. Taki wzrost odpowiadał Magnusowi najbardziej. Wciąż był górą, ale nie musiał za bardzo schylać się przy całowaniu. Czyżby Alec został stworzony specjalnie dla niego?

Lightwood zwrócił jego uwagę, gdy tylko znaleźli się w zasięgu wzroku. Już lata temu nauczył się, podczas pracy, dokładnie lustrować otoczenie. Dzięki temu zawsze wiedział, kiedy zbliżał się Raphael, a to bardzo ułatwiało mu życie.

W przeciwieństwie do Camille miał nadzieję, że ten śliczny chłopiec (nie potrafił myśleć o nim, jak o mężczyźnie, wyglądał tak młodo!) nie był nową zdobyczą Santiago. Wydawał się na to zbyt niewinny. Za szczery do tego pełnego obłudy i zakłamania świata. Nie potrafił udawać. To zabawne, jak wszystko, co o nim pomyślał, po zaledwie jednym zerknięciu, okazało się prawdą. Alec był szczery, pruderyjny i zakompleksiony, chociaż Magnus nie potrafił zrozumieć, dlaczego – z takim ciałem?! Dlatego nawet nie mógł marzyć o przeniesieniu znajomości na inny poziom, (choć z czterema wcześniejszymi ochroniarzami się udało). Jednak zawsze miło popatrzeć na ładnego chłopca. No i mieć go blisko siebie.

- Już możesz patrzeć.

Jednak Alec nie odwrócił się od razu. Najpierw wziął kilka głębszych oddechów, by przygotować zarówno ciało, jak i umysł na ponowny widok Bane'a. Co, w ogólnym rozrachunku, nic nie dało. Bo kiedy stanął twarzą w twarz mężczyzną, niemal jęknął z zachwytu a przez głowę przetoczyło się tysiąc myśli. Niekoniecznie niewinnych.

Nagi Bane był uosobieniem seksu. Ubrany – piękna. To zabawne, jak ubranie potrafi wydobyć na światło dzienne, naturalne walory. Na przykład te czarne, skórzane spodnie, przylegające do nóg mężczyzny niczym druga skóra, podkreślały ich długość, oraz niemal zmuszały do patrzenia na zgrabny tyłek. Alec, by odwrócić wzrok, potrzebował całej siły woli. I trafił z deszczu pod rynnę. Bo bordowa koszula, ze złotym kwiatowym wzorem miała naprawdę głęboki dekolt. Dzięki czemu podziwianie umięśnionej klatki piersiowej było dziecinnie proste.

Magnus zachichotał w duchu. Alec leciał na niego. Chociaż starał się to ukryć. Zarówno przed samym Magnusem, sobą, jak i całym cholernym światem. Ciekawe czy chodziło o jego zawód, czy też Alexander (cóż za piękne imię, tak gładko osiadało na języku) Lightwood nie do końca pogodził się ze swoimi preferencjami seksualnymi?

- Możemy iść?

Magnus, ze śmiechem skonstatował, że mężczyzna patrzył w sufit. Chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę o tym, że wszystko, na co warto patrzeć ma naprzeciw siebie. Nie zrobił tego jednak. Bo Raphael kazał mu zachowywać się przyzwoicie. Nie żeby słuchanie Raphaela było jakąś szczególną normą w jego życiu, ale znał przyjaciela na tyle, by wiedzieć, że cała sytuacja mocno go irytowała. I niepokoiła. Bo te listy z pogróżkami... Mógł się śmiać i zbywać wszystko machnięciem ręki, ale prawda była taka, że on też odczuwał pewien lęk, umiejscowiony gdzieś, z tyłu czaszki. Niczym upierdliwy ból głowy. Taki, na który proszki nie działają.

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now