27

1.7K 94 39
                                    

- Alexandrze! Gideonie! Lightwood! Jak! Mogłeś! Mi! Nie! Powiedzieć!

Każdemu słowu towarzyszył celny cios poduszką. Alec, co prawda próbował się uchylać, ale szpitalne łóżko nie dawało ku temu większych sposobności. No i Isabelle zwyczajnie miała cela.

- Żebym ja! Takich rzeczy! Się dowiadywała od Jace'a?! I to jeszcze, kiedy podpity i zasmarkany płacze mi do telefonu?! Podczas mojej randki?!

Początkowo Magnus chciał interweniować, ale po dłuższym zastanowieniu, zbadaniu wszystkich za i przeciw uznał, że najlepiej będzie jeśli, tak jak w przypadku Złotowłosej, zostanie po prostu milczącym wsparciem. Nie bez znaczenia, podczas podejmowania tej decyzji, był manicure Isabelle Lightwood (swoją drogą boski kolor wybrała; będzie musiał ją później zapytać o namiary na tę kosmetyczkę).

W końcu Izzy zmęczyła się i przysiadła na brzegu szpitalnego łóżka. Przyjrzała się trzymanej w ręku, nieco zmaltretowanej poduszce, po czym wstała i wsadziła ją Alecowi pod plecy. Dokładnie w miejsce, z którego wyciągnęła ją kilkanaście minut wcześniej.

- Wygodnie? – spytała a Alexander pokiwał głową. Magnus czuł się nieco zagubiony. Może dlatego, że nigdy nie miał rodzeństwa a tego typu relacje pozostawały dla niego czarną magią. I, cholera jasna, nie miał nawet kogo zapytać. Ragnor i Catarina również byli jedynakami.

- To dobrze. – Isabelle długo wpatrywała się w brata. – Ale serio, Alec. Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Bałem się – przyznał w końcu szczerze.

- Czego?

Magnus był pewien, że w jej głosie pobrzmiewał ból. Braterski brak zaufania mocno ją zranił. Alec też to dostrzegł. Widział w jego oczach poczucie winy. Doszedł do wniosku, że cała rodzina Lightwoodów, nawet ta doczepiana część, była mocno dysfunkcyjna i żeby to naprawić należało poświęcić całe godziny rozmów. Takich od serca.

- Na pewno nie pobicia poduszką. – Umościł się wygodniej a Izzy trzepnęła go w ramię. – Ała! – Pomasował obolałe miejsce, ale mina siostry odwiodła go od złożenia bardziej rozbudowanej skargi.

- Bałem się, że tego nie zaakceptujesz. Że przestaniesz mnie kochać i uważać za brata. – Spuścił wzrok a palce mocno zacisnął na kołdrze. Magnus miał ogromną ochotę podejść do niego i mocno go przytulić. Powstrzymał się jednak. To nie była rozmowa z Jace'em, podczas której musiał służyć wsparciem. Być osłoną przed nieprzychylną rzeczywistością. Tutaj tę rolę przejęła Isabelle. Poza tym miał wrażenie, że wcinanie się pomiędzy rodzeństwo zostanie odebrane jako nietakt. Albo wręcz atak w stronę Izzy. Dlatego trzymał się z boku.

Isabelle wzięła kilka głębokich oddechów, żeby nie zacząć krzyczeć. Bądź co bądź znajdowała się w szpitalu a pełne wściekłości wrzaski mogły wywołać niepotrzebne zainteresowanie wśród personelu medycznego.

- Alec... - Nakryła jego dłoń własną. – Jesteś moim bratem. Będę cię kochać zawsze. Mimo wszystko – zapewniła. – Cholera! Gdybyś kogoś zabił wysyłałabym ci paczki do więzienia i odwiedzała tak często, jak to tylko byłoby możliwe! – krzyknęła a Alexander skrzywił się. Nie lubił, kiedy siostra przeklinała. Powstrzymał się jednak od upomnienia jej. To raczej nie był odpowiedni moment, żeby grać rolę opiekuńczego starszego brata. – Więcej! Spróbowałabym pomóc ci nawiać z kicia! Używając rodzinnych aktywów kupiłabym ci nową tożsamość i wygodne życie na drugim końcu świata. Jak do tego wszystkiego ma się fakt, iż wolisz facetów?

Alec przygryzł wargę. Tok rozumowania Isabelle miał sporo dziur logicznych; nie mógł mu jednak odebrać pewnego uroku.

- Myślę, że rodzice i Jace woleliby mnie widzieć za kratkami niż w związku z mężczyzną – powiedział z żalem. Głównie ze względu na brata, ale odrzucenie przez matkę i ojca nadal bolało. Teraz chyba nawet bardziej.

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now