11

1.4K 101 25
                                    

Następnego dnia szedł do studia z duszą na ramieniu i sercem w gardle. Bał się, że znów przywita ich wkurzony Santiago, znaczy wkurzony bardziej niż zwykle, z informacją o kolejnym liście. Kiedy nic takiego się nie stało, odetchnął z ulgą. Przynajmniej na chwilę. Bo zaraz znów zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia, że uległ namowom Magnusa, tym samym narażając go na niebezpieczeństwo. Kiedy wrócili do domu starał się go nawet za to przeprosić, ale Bane tylko machnął ręką. W ogóle wczorajszy wieczór był dziwny. Spędzili go razem w niemal zupełnej ciszy, siedząc tylko obok siebie i przytulając się. Bez żadnych podtekstów. W ten sam sposób Alec tulił zawsze Izzy i Jace'a kiedy mieli zły sen, albo świat nie chciał iść po ich myśli. Nigdy jednak sam Alec nie był tak przytulany. Bo, jako najstarszy z rodzeństwa, musiał być silny i nikomu nawet do głowy nie przyszło, że on też miał swoje granice wytrzymałości. Dopiero Magnus zobaczył, że w czasie rozmowy o rodzicach, trzymał się praktycznie samą siłą woli, i złapał go za rękę. Niby prosty gest a tyle znaczył dla Aleca, pomógł mu się pozbierać. Dlatego później, kiedy Magnus doszedł do najtrudniejszej części własnej historii, objął go nie myśląc, że to przecież mężczyzna i nie powinien tego robić. Wręcz przeciwnie. To wydawało mu się najlepszym, jeśli nie jedynym, wyjściem.

Nie porzucili uścisku, ani w drodze, ani w domu, czerpiąc z wzajemnej bliskości tak wiele, jak tylko się dało. Alec był autentycznie zawiedziony, kiedy Magnus powiedział, że czas spać, bo jeśli jutro będzie wyglądał, jak zombie, Ragnor oskarży go o sabotaż.

- I gotów jeszcze się mścić. A ma całkiem niezłe pole do popisu. – Uśmiechnął się, ale to nie był uśmiech Magnusa Bane'a. Był zbyt wymuszony i nieszczery, jak na mężczyznę. Mimo to Alec udał, że dał się nabrać, samemu odpowiadając uśmiechem. Takim samym, jakim zwykle kończył maraton przytulania z rodzeństwem. Mającym poprawić humor. Po minie Magnusa zorientował się, że mężczyzna docenił gest.

- Dobranoc.

- Dobranoc.

Przez jedną, krótką chwilę chciał zapytać Magnusa, czy nie mogliby spać razem, w jednym łóżku. Zaraz się jednak opanował. To byłaby przesada. Wielka przesada.

Rano Magnus wyglądał zdecydowanie lepiej, nawet podśpiewywał w drodze do pracy. Widocznie wczorajsza rozmowa naprawdę mu pomogła. Ale nawet widząc uśmiech i słysząc fałszywe nuty wydobywające się z ust Bane'a, Alec czuł z tyłu głowy pewien niepokój. Czy to wszystko było szczere? A może Magnusowi znowu było źle, tylko ukrywał to przed światem? Nie mógł przestać o tym myśleć. Bolało go to, że mężczyzna mógł cierpieć w samotności. Dlatego, nim weszli do studia, złapał Magnusa za ramię i odciągnął na bok.

- Alexandrze? – Bane popatrzył na niego zdziwiony.

Alec zagryzł wargę, nie bardzo wiedząc, jak zacząć. Tak właśnie kończyło sie dla niego działanie pod wpływem impulsu – robił z siebie idiotę.

- Jeśli. – Wziął głęboki oddech. – Jeśli będzie ci źle to wiedz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Jeśli oczywiście chcesz... - Podrapał się po głowie. – Bo możesz nie chcieć. I ja to rozumiem. Nie jestem dla ciebie nikim ważnym... Ale czasem łatwiej wygadać się obcym. Przynajmniej tak słyszałem... I...

- Alexandrze. – Magnus przerwał ten monolog kładąc mężczyźnie ręce na ramionach. Alec umilkł i wbił wzrok w ziemię. Był cały czerwony, co nie uszło uwadze Bane'a. Tak samo, jak to, że jego własne serce zaczęło obijać się o żebra, w tempie zdecydowanie niedostępnym dla istot ludzkich.

- Przepraszam – bąknął Alec. – Trochę zamotałem.

- Nie da się ukryć. – Magnus posłał mu szeroki uśmiech. – Ale wiem, co chciałeś powiedzieć. I dziękuje. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. – To nie tak, że Magnus nie miałby, komu się wygadać, gdyby było naprawdę źle. Ragnor i Catarina obraziliby się za takie stwierdzenie. Ale, z jakiegoś powodu, nie chciał psuć relacji między nimi, swoimi problemami. I pewnie gdyby powiedział to głośno oboje ochrzaniliby go, z góry na dół. Każde w swoim unikalnym stylu. Mimo to Magnus miał opory, by im narzekać, kiedy jego problemy były prawdziwe i wychodziły poza sferę „nie mam się, w co ubrać' oraz „muszę kogoś wyrwać". Może dlatego, że ani Ragnor ani Catarina, nigdy nie powiedzieli mu wprost, że może im się wygadać. Tak jak teraz zrobił to Alec. To głupie, ale Magnus, który zawsze, pomimo swojej otwartości i naturalnego daru do zawierania znajomości, trzymał ludzi na dystans, potrzebował by takie rzeczy mówiono mu otwarcie. „Możesz na nas liczyć". „Jeśli ci źle, mów". „Zawsze ci pomożemy". Wychowywał się bez nikogo bliskiego, dlatego nie potrafił stwierdzić, gdzie kończyła się przyjaźń a zaczynała miłość do rodziny, którą sam tworzył.

Utracona niewinnośćWo Geschichten leben. Entdecke jetzt